Reklama

Chwalmy się naszą historią

Niedziela Ogólnopolska 50/2011, str. 38-40

Dominik Różański/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Misją Muzeum Historii Polski ma być budzenie nowoczesnej wrażliwości patriotycznej, czyli kształtowanie obywateli świadomych tradycji i zarazem otwartych na świat. Dlaczego musimy dziś używać pojęcia „nowoczesny patriotyzm”?

ROBERT KOSTRO: - Mówimy o nowoczesnym patriotyzmie w odpowiedzi na wyzwania czasu. Dziś istnieje potrzeba podkreślenia tego, że szacunek do własnej tradycji i silne poczucie związku z własną historią nie mogą oznaczać braku szacunku dla innych - a dla niektórych do tego właśnie sprowadza się wyrażanie swoiście rozumianego „patriotyzmu”. Ponadto nowoczesny patriotyzm to taki, który przemawia do młodego pokolenia. Bardzo łatwo jest opowiadać o patriotyzmie językiem namaszczonym, nadmiernie solennym, który jednak zupełnie nie dociera do pokolenia Facebooka i Twittera. Dlatego czasami lepiej oszczędniej używać wielkich słów - „patriotyzm”, „Ojczyzna” - a za to zawrzeć szacunek dla dziedzictwa narodowego w treści przekazu.

- To metoda na dotarcie do tych, którzy zostali oduczeni patriotyzmu i nawet nie chcą o nim słuchać?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Chyba tak, bo dziś chodzi nam przede wszystkim o patriotyzm codzienności... Uważam, że jest pewnym ryzykiem pokazywanie miłość Ojczyzny wyłącznie w kontekście wojny i heroizmu. Trzeba też pokazywać i promować patriotyczne postawy ludzi podobnych do nas. Na tegoroczne Święto Niepodległości 11 listopada zorganizowaliśmy wystawę na temat Kazimierza Palucha, członka Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Wielichowie, który dla uczczenia dziesięciolecia niepodległości - w 1928 r. postanowił obejść całą Polskę. Dokonał tego w ciągu przeszło 500 dni... Ten zwykły chłopak jest przykładem patrioty czasów pokoju, poznawał swój kraj, jego historię, geografię, później angażował się w pracę…

- Niestety, tę odmianę patriotyzmu trudno dziś „sprzedać”, bo jest mało widowiskowa i mało medialna. Media najchętniej pokazują wszelkie agresywne przejawy „niby-patriotyzmu”.

- Dlatego w Polsce tak bardzo potrzebne jest m.in. nasze muzeum... Powiedzmy sobie wprost, że te agresywne osoby, które rozbijały się na ulicach Warszawy, to nie byli patrioci, lecz chuligani. Na Krakowskim Przedmieściu, placu Teatralnym, placu Piłsudskiego było mnóstwo ludzi, którzy przyszli cieszyć się Świętem Niepodległości, m.in. uczestnicząc w imprezach naszego Przystanku Niepodległość.

- Jak można by określić dzisiejszy patriotyzm Polaków? Po 11 listopada można powiedzieć, że mamy co najmniej dwa patriotyzmy - lewy i prawy...

Reklama

- Na pewno mamy tu pewien rodzaj kryzysu związany ze światem polityki, która - zwłaszcza w ostatnich latach - stała się bardzo agresywna, dzieląca. Jednak większość Polaków była i jest zainteresowana pokojowym sposobem manifestowania patriotyzmu, chociaż często brakuje dobrych form jego wyrażania. Podsuwanie pomysłów w tym zakresie to właśnie zadanie dla nas, ale również dla szkoły, dla innych instytucji państwowych, samorządowych... Z pewnością potrzebne są nowe formy z elementami edukacji i zabawy, także formy parad i marszów, ale z naciskiem na ich apartyjność. Tego typu inicjatyw jest już w Polsce wiele, ale dobrze by było, aby akty pseudopatriotycznej agresji nie przesłaniały i nie zohydzały nam świąt narodowych...

- Tyle że wcześniej sam patriotyzm bywał zohydzany. Młodemu pokoleniu dość wyraźnie wmawiano, że patriotyzm w dobie europeizowania się Polski jest, najdelikatniej mówiąc, niemodny...

- Wydaje się, że kryzys wartości, do których można zaliczyć także patriotyzm, jest problemem nie tylko polskim. Współczesny młody człowiek jest poddawany ciśnieniu bardzo różnych ośrodków i sprzecznych ze sobą komunikatów, gubi się. Jeśli nie znajduje porządnego oparcia w rodzinie, w szkole, w Kościele, w innych instytucjach, wybiera łatwiejsze życie. Korzysta z prostej, taniej rozrywki, powierzchownych treści, co prowadzi do erozji głębszych wartości. Jesteśmy niewolnikami mediów i komercjalizacji świata.

- Ale w tym skomercjalizowanym, szerokim świecie przynajmniej szkoły uczą jeszcze patriotyzmu, tymczasem polskiej młodzieży zaszczepiono coś w rodzaju pogardy do własnej historii - ograniczono nawet programy jej nauczania.

Reklama

- To bardzo nierozsądne i wielka szkoda, bo właśnie historia jest źródłem dobrych przykładów postaw patriotycznych i obywatelskich... Od początków ludzkości właśnie przykłady historyczne były wykorzystywane do kształcenia, formowania ludzi. Żywoty cesarzy rzymskich czy bohaterów historycznych były elementem edukacji obywatelskiej. Z przeszłości można czerpać ważne wartości i przykłady - historia pomaga zrozumieć współczesność. Odwracając się od historii, współczesne społeczeństwo popełnia fundamentalny błąd, gdyż - ośmielę się postawić tezę - w demokratycznym społeczeństwie historia jest nawet bardziej potrzebna niż w społeczeństwach o ustalonych wzorcach zachowań. Studiowanie historii jest ćwiczeniem, które pomaga wyrobić sobie poglądy o świecie, nauczyć się zajmowania stanowiska wobec ważnych zagadnień publicznych.

- Jak o tym przekonać tych, którzy w Polsce wpływają na tworzenie szkolnych programów?

- Trzeba jasno powiedzieć, że jeśli współczesna polska szkoła nie dostarczy tego obywatelskiego „know how”, to młodzież będzie skazana na samodzielne „douczanie się”, np. na stronach internetowych rozmaitych skrajnych organizacji... A wyczytane tam bzdury zamieni na równie bzdurne działania; będziemy mieć coraz więcej bezmyślnego demonstrowania symboli komunistycznych bądź faszystowskich... Faktem jest, że polska młodzież nie zna historii albo zna ją powierzchownie i zupełnie nie wie, do czego mogą doprowadzić rozmaite skrajne ruchy... To w dłuższej perspektywie może być naprawdę społecznie niebezpieczne.

- Na czym dziś powinny polegać dobre korepetycje z historii dla Polaków?

Reklama

- Każda epoka troszkę inaczej ogląda historię, troszkę inaczej jej uczy. Kiedyś głównym wzorcem Polaków był Kościuszko, a także Konstytucja 3 Maja, potem - w dwudziestoleciu międzywojennym dużo się mówiło o powstaniu styczniowym, rzecz jasna o Legionach, a po wojnie w polskich domach (nie w szkole) żelaznym tematem był Katyń... W historii szuka się tematów, które ułatwiają rozumienie rzeczywistości, pokazują genezę tego, co się właśnie dzieje. Opowiadanie o Katyniu albo o obozach koncentracyjnych w czasie II wojny światowej wskazywało, gdzie jest zło, zbrodnia, gdzie jest zagrożenie dla niepodległości narodowej, dla wolności obywatelskiej, co trzeba przezwyciężyć, aby być naprawdę niepodległym narodem...

- A dzisiaj to wszystko już jest przebrzmiałe, niepotrzebne - upierają się „młodzi wykształceni z wielkich miast”...

- Mam nadzieję, że jednak nie wszyscy... Ale trzeba zrobić wysiłek, żeby również do nich trafić z naszym przesłaniem. Dlatego bardzo ważne jest bliższe pokazanie historii relacji Polski z innymi krajami i narodami europejskimi, że nie jesteśmy w Europie parweniuszem, ale mamy swoje własne doświadczenia, sięgające często setek lat wstecz. Polska w obecnym kształcie istnieje zaledwie od 1945 r. Kiedy dotykamy dziś polskiej kultury, literatury, w gruncie rzeczy przez cały czas obcujemy z dziedzictwem I Rzeczypospolitej, w którym mieści się nie tylko historia Polaków, ale również Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Żydów... Mówienie dziś o Unii Lubelskiej czy o sposobie, w jaki nasi przodkowie rozwiązywali problemy tolerancji wyznaniowej, jest ciekawym punktem odniesienia przy określaniu naszej roli i sytuacji we współczesnej Europie. Być może niektóre elementy naszej historii mogłyby być również inspirujące dla innych narodów, dla Unii Europejskiej... Na pewno I Rzeczpospolita: Unia Lubelska, dobrowolne przyłączenie się do Rzeczypospolitej Kurlandii, nieudana próba unii hadziackiej z Ukrainą to są bardzo interesujące momenty polskiej historii, mające aktualne aspekty.

Reklama

- Czy wiele jest w historii Polski takich momentów, które można by pokazać współczesnej Europie ku nauce? Na ogół to inni próbują nam wytykać te wstydliwe...

- Ja bym się nie bał mówić również o tych naszych ciemniejszych kartach, nie jest ich zbyt wiele. Na pewno trudne są nasze relacje z Żydami w XX wieku, choć też te nie są tylko ciemnej barwy. Generalnie powinniśmy chwalić się naszą historią, bo mamy w niej niesłychanie dużo pięknych kart, takich jak np. historia parlamentaryzmu, walka o niepodległość, umiejętność samoorganizacji czy to w powstaniu styczniowym, czy podczas II wojny światowej, czy podczas tworzenia „Solidarności”... Historia Polski wielokrotnie była ważna dla historii świata czy przynajmniej naszej części Europy - Grunwald, Unia Lubelska, bitwa pod Wiedniem, bitwa warszawska, Jan Paweł II, „Solidarność”... A my nie umiemy się tym bogactwem chwalić, pewnie dlatego, że „sami nie wiemy, co posiadamy”...

- Gdzie szukać głębszych przyczyn tego, że sami sobie nie opowiadamy historii lub że źle ją sobie opowiadamy?

Reklama

- Po 1989 r. dość bezrefleksyjnie ulegliśmy przekonaniu o końcu historii... Wydawało się nawet, że wszystkie problemy ludzkości zostały rozwiązane, a więc uczenie się z historii przestaje być potrzebne. To myślenie na świecie dość szybko się skończyło, natomiast w Polsce wydaje się trwać do dzisiaj. Oczywiście, zawsze byli u nas tacy ludzie, jak Andrzej Przewoźnik, który wbrew wszystkiemu budował cmentarze na Wschodzie, ale generalnie mało kogo to już obchodziło... Dopiero ok. 2000 r. ten klimat zaczął się nieco zmieniać.

- Co takiego się stało?

- Pojawiło się kilka różnych czynników. Jednym z nich było wymuszone okolicznościami odkrycie starej prawdy, że demokracja jednak potrzebuje wartości i odwołań do tradycji. Niemcy zaczęli intensywnie zabiegać o tworzenie Centrum przeciw Wypędzeniom, był spór dotyczący odszkodowań dla robotników przymusowych... To pokazywało, że przeszłość nie jest do końca zamknięta, że jest ważna.

- Poczuliśmy na własnej skórze skutki lekceważenia własnej historii?

- Tak. Pojawił się też wstyd, że przychodzą kolejne rocznice „Solidarności”, a my nie mamy interesującej formy ich obchodzenia, że przyjeżdżają cudzoziemcy do Warszawy i Gdańska, a tu nie ma im czego pokazać ani na temat „Solidarności”, ani na temat II wojny światowej! Nie ma odpowiednich wystaw historycznych, podczas gdy w tym samym czasie w wielu krajach powstawały nowe muzea historyczne, np. dwie duże placówki w Niemczech - Niemieckie Muzeum Historyczne oraz Dom Historii Republiki Federalnej Niemiec; Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie; Dom Terroru w Budapeszcie i wiele innych tego typu inicjatyw... Pierwszą inicjatywą, która pomogła odbudować w Polsce zainteresowanie historią, było Muzeum Powstania Warszawskiego...

Reklama

-... które tylko do pewnego stopnia przeciwdziała zacieraniu się, zwłaszcza w świadomości młodych Polaków, pamięci o nazistowskich zbrodniach... Trzeba tę trudną historię wciąż na nowo opowiadać. Jak?

- W ostatnich latach wznowiono wiele prac badawczych dotyczących tego okresu. Został uruchomiony m.in. przez śp. Tomasza Mertę program liczenia strat osobowych w czasie II wojny światowej. Powstał projekt Muzeum II Wojny Światowej, mamy już nowe muzeum w Palmirach... Ale rzeczywiście, w latach 90. II wojna światowa właściwie została odsunięta na bok, zapomniana.

- Do tego stopnia, że z jej ofiary niemal przeobraziliśmy się w winowajcę...

- Niestety, tak się dzieje, gdy się lekceważy własną historię! Teraz musimy prowadzić aktywną kampanię przeciwko używaniu w światowych mediach określenia „polskie obozy koncentracyjne”.

- Jak Pan sądzi, dlaczego doszło do tego niesprawiedliwego „błędu”?

Reklama

- W niemałej mierze - trzeba to wprost powiedzieć - stało się tak na nasze własne życzenie. Sami zaniedbaliśmy prezentowanie tego fragmentu naszej historii. Przypominanie o „sprawiedliwych”, czyli o tych, którzy pomagali Żydom w czasie wojny, w Polsce rozpoczęło się dopiero w latach 2000. Dopiero kilka lat temu odkryliśmy Irenę Sendlerową, a akcję nadawania odznaczeń dla polskich „sprawiedliwych” wprowadziła dopiero kancelaria prezydenta Lecha Kaczyńskiego... Oni otrzymali wcześniej ordery izraelskie, my o nich nie pamiętaliśmy... Oczywiście, można powiedzieć, że za granicą - w USA, Izraelu - jest dużo uprzedzeń wobec Polaków, ale część z nich wynika z naszych zaniedbań, zaniechań... Nie prowadziliśmy badań, nie pokazywaliśmy, nie przedstawiliśmy własnych racji, nie opowiadaliśmy własnej historii.

- I teraz nie potrafimy nawet być mądrze dumni ze swojej historii, nie zawsze potrafimy ją obronić...

- Tak, bo najłatwiej jest być naiwnym patriotą - być dumnym ze wszystkiego, co polskie, nawet jeśli jest złe i Polsce szkodzi... Albo z drugiej strony - łatwo jest poddać się krytykanctwu własnej historii, wyliczaniu porażek, przegranych, win wobec innych... Chętnie uprawiamy taki rodzaj defetyzmu narodowego. Wydaje mi się, że obie te postawy są w jakimś sensie chore... Propagowałbym pojęcie dojrzałego patriotyzmu.

- Czyli jakiego?

- Dojrzały patriotyzm nie wymaga, żebyśmy za każdym razem mieli rację. Wymaga, żebyśmy znali swoją historię, cenili momenty wielkości, umieli je wypowiedzieć, ale żebyśmy też przyjmowali do wiadomości to, że czasem coś się nam nie udawało albo że jacyś nasi rodacy, niestety, zachowywali się w sposób wstydliwy. Chodzi o to, żebyśmy potrafili i chcieli na ten temat godnie dyskutować.

- „Muzeum nie powinno w żadnym razie stać się muzeum megalomanii narodowej ani narodowego geniuszu” - czytamy w deklaracji programowej. Co to znaczy?

Reklama

- To znaczy, że chcielibyśmy stworzyć odpowiednie podstawy do dobrej dyskusji o Polsce przez dostarczenie dobrych argumentów historycznych. Historyczna podbudowa i umiejętność argumentacji powinny być ważnym elementem naszego przygotowania do dyskusji z innymi narodami, do pokazywania dumy, ale i umiejętności dialogu, jak to pokazali chociażby polscy biskupi w słynnym liście z 1965 r. Jeśli wyjeżdżając za granicę, pokazujemy tylko kiczowatą, cepeliowską laurkę, to jesteśmy mało wiarygodni.

- Historia Muzeum Historii Polski bardzo przypomina polskie kłopoty z historią. To paradoks czy prawidłowość?

- Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć... To długa i wciąż niedokończona historia, która zaczyna się przymiarkami już w 2000 r. Muzeum utworzył min. Kazimierz Ujazdowski w 2006 r, a w roku 2008 min. Bogdan Zdrojewski potwierdził, że jego budowa jest jednym z priorytetowych zadań. Obecnie Muzeum nie ma stałej siedziby, ale prowadzimy działalność wystawienniczą i edukacyjną we współpracy z innymi instytucjami. Przede wszystkim jednak pracujemy nad docelową siedzibą: rozstrzygnęliśmy konkurs na koncepcję architektoniczną, w grudniu rozstrzygniemy konkurs na koncepcję plastyczną wystawy stałej. Jednak wciąż nie ma środków na sfinansowanie projektu i rozpoczęcie samej budowy... Wynika to częściowo z trudności budżetowych, ale jest też pytanie o priorytety.

* * *

Robert Kostro - historyk, publicysta. Od 2006 r. pełni funkcję dyrektora Muzeum Historii Polski. Jest autorem i redaktorem wielu artykułów i publikacji, m.in. wspólnie z Tomaszem Mertą zbioru esejów nt. polityki historycznej, „Pamięć i odpowiedzialność” (OMP, Kraków 2005)

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Jan Leonardi

Niedziela Ogólnopolska 42/2009, str. 4

[ TEMATY ]

Benedykt XVI

pl.wikipedia.org

Drodzy Bracia i Siostry! Pojutrze, 9 października, minie 400 lat od śmierci św. Jana Leonardiego, założyciela Zgromadzenia Kleryków Regularnych Matki Bożej, kanonizowanego 17 kwietnia 1938 r. i ogłoszonego 8 sierpnia 2006 r. patronem farmaceutów. Wspominamy go także ze względu na wielki zapał misyjny. Wraz z ks. Juanem Bautistą Vivesem i jezuitą Martinem de Funesem zaprojektował i przyczynił się do powołania specjalnej kongregacji Stolicy Apostolskiej do spraw misji, czyli przyszłej Propaganda Fide, i do późniejszych narodzin Collegium Urbanianum, które w ciągu wieków przygotowało tysiące kapłanów, w tym wielu męczenników, do ewangelizowania narodów. Mamy zatem do czynienia ze świetlaną postacią kapłana, którego chciałbym postawić za wzór wszystkim prezbiterom w tym Roku Kapłańskim. Zmarł w 1609 r. na grypę, którą zaraził się, gdy w rzymskiej dzielnicy Campitelli opiekował się ofiarami tej epidemii. Jan Leonardi urodził się w 1541 r. w Diecimo w prowincji Lukka jako ostatni z siedmiorga rodzeństwa. Okres dojrzewania wyznaczał mu rytm wiary przeżywanej w zdrowym i pracowitym ognisku domowym, jak również stałe uczęszczanie do pracowni ziół i lekarstw w rodzinnej miejscowości. Gdy miał siedemnaście lat, ojciec zapisał go na kurs zawodowy w Lukce, aby został aptekarzem, a raczej zielarzem, jak się wówczas mówiło. Młody Jan Leonardi pilnie i gorliwie uczęszczał na zajęcia prawie dziesięć lat, ale gdy, zgodnie z przepisami prastarej Republiki Lukki, zdobył oficjalny dyplom, upoważniający go do otwarcia własnej placówki, zaczął zastanawiać się, czy nie nadeszła chwila spełnienia planów, które zawsze nosił w sercu. Po dojrzałej refleksji zdecydował się na kapłaństwo. I tak, porzuciwszy zielarnię i zdobywszy odpowiednie przygotowanie teologiczne, przyjął święcenia kapłańskie i w dniu Ofiarowania Pańskiego 1572 r. odprawił swoją prymicyjną Mszę św. Nie zarzucił jednak swej pasji dla farmakopei, czuł bowiem, że wiedza zawodowa aptekarza może mu pomóc w pełnym urzeczywistnieniu swego powołania, czyli przekazywania ludziom, przez święte życie, „Bożego lekarstwa”, którym jest Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, „miara wszech rzeczy”. Ożywiany przekonaniem, że takiego lekarstwa wszystkie ludzkie istoty potrzebują ponad wszystko, św. Jan Leonardi starał się uczynić z osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem podstawową rację własnego istnienia. „Koniecznie trzeba zaczynać od Chrystusa” - lubił często powtarzać. Prymat Chrystusa nad wszystkim stał się dla niego konkretnym kryterium ocen i działania oraz zasadą pobudzającą jego działalność kapłańską, którą pełnił w okresie szerokiego i powszechnego ruchu odnowy duchowej w Kościele, dzięki rozkwitowi nowych instytutów zakonnych i świetlanemu świadectwu takich świętych, jak Karol Boromeusz, Filip Nereusz, Ignacy Loyola, Józef Kalasancjusz, Kamil de Lellis, Alojzy Gonzaga. Z entuzjazmem oddał się duszpasterstwu wśród chłopców przez Stowarzyszenie Nauki Chrześcijańskiej, gromadząc na nowo wokół siebie grupę młodych ludzi, z którymi 1 września 1574 r. założył Zgromadzenie Księży Reformowanych Maryi Panny, nazwane następnie Zakonem Kleryków Regularnych Matki Bożej. Swoim uczniom zalecał, by mieli „przed oczyma umysłu jedynie cześć, służbę i chwałę Ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa”, a - jak przystało na dobrego aptekarza, nawykłego do dozowania dawek w zależności od ścisłych potrzeb - dodawał: „Unieście nieco swe serca ku Bogu i z Nim odmierzajcie wszystko”. Powodowany zapałem apostolskim, w maju 1605 r. wystosował do nowo wybranego papieża Pawła V Memoriał, w którym sugerował kryteria prawdziwej odnowy w Kościele. Zauważając, jak było „niezbędne, aby ci, którzy domagają się reformy ludzkich obyczajów, szukali, i to na początku, chwały Boga”, dodawał, że muszą oni wyróżniać się „prawością życia i doskonałością obyczajów, tak aby bardziej niż przymusem przyciągać łagodnością do reformy”. Zwracał ponadto uwagę, że „ten, kto chce dokonać poważnej reformy religijnej i moralnej, musi przede wszystkim, jak dobry lekarz, postawić właściwą diagnozę chorób, jakie trawią Kościół, aby na każdą z nich umieć przepisać najodpowiedniejsze lekarstwo”. I zauważał, że „odnowa Kościoła musi dokonywać się tak u przywódców, jak i u podwładnych, na górze i na dole. Musi zaczynać się od tego, kto rządzi, i objąć poddanych”. Dlatego też, zachęcając papieża do wspierania „powszechnej reformy Kościoła”, troszczył się o chrześcijańską formację ludu, a zwłaszcza chłopców, których należy wychowywać „od najwcześniejszych lat (...) w czystości wiary chrześcijańskiej i w świętych obyczajach”. Drodzy Bracia i Siostry, świetlana postać tego Świętego zachęca w pierwszej kolejności kapłanów i wszystkich chrześcijan, by stale dążyli do „wysokiej miary życia chrześcijańskiego”, którą jest świętość, każdy oczywiście stosownie do swego stanu. Tylko bowiem z wierności Chrystusowi może wypłynąć autentyczna odnowa kościelna. W owych latach, na kulturalnym i społecznym przełomie wieków XVI i XVII, zaczęły się zarysowywać przesłanki późniejszej kultury współczesnej, którą cechuje nieuzasadniony rozłam między wiarą a rozumem, którego ujemnymi następstwami są marginalizacja Boga wraz ze złudzeniem ewentualnej i całkowitej niezależności człowieka, który postanawia żyć tak, „jakby Boga nie było”. Jest to kryzys współczesnej myśli, o którym wielokrotnie miałem okazję wspominać i który przybiera często postać relatywizmu. Jan Leonardi wyczuwał, co jest prawdziwym lekarstwem na te bolączki duchowe, i zawarł to w stwierdzeniu: „Chrystus przede wszystkim”, Chrystus w centrum serca, w centrum historii i wszechświata. To Chrystusa - stwierdzał z mocą - ludzkość tak bardzo potrzebuje, ponieważ On jest naszą „miarą”. Nie ma dziedziny, której nie mogłaby dosięgnąć Jego moc; nie ma choroby, na którą nie znalazłoby się w Nim lekarstwo, nie ma problemu, którego w Nim nie dałoby się rozwiązać. „Albo Chrystus, albo nic!”. Oto jego recepta na wszelką reformę duchową i społeczną. Istnieje jeszcze jeden aspekt duchowości św. Jana Leonardiego, który chciałbym podkreślić. Przy wielu okazjach powtarzał on, że do żywego spotkania z Chrystusem dochodzi w Jego Kościele, świętym, choć kruchym, zakorzenionym w historii i w jej niekiedy niezbadanych kolejach, gdzie razem rosną zboże i kąkol (por. Mt 13, 30), lecz zawsze będącym sakramentem zbawienia. Mając jasną świadomość, że Kościół jest polem Bożym (por. Mt 13, 24), nie gorszył się jego ludzkimi słabościami. Dla zwalczenia kąkolu zdecydował się być dobrym zbożem: postanowił mianowicie miłować Chrystusa w Kościele i przyczyniać się do tego, aby stawał się on coraz bardziej Jego przejrzystym znakiem. Z wielkim realizmem patrzył na Kościół, na jego ludzką kruchość, ale też na to, że jest „polem Bożym”, narzędziem Boga dla zbawienia ludzkości. Ale nie tylko. Z miłości do Chrystusa pracował z zapałem nad oczyszczeniem Kościoła, aby był piękniejszy i święty. Rozumiał, że wszelka reforma ma dokonywać się wewnątrz Kościoła, a nigdy przeciwko Kościołowi. Pod tym względem św. Jan Leonardi był rzeczywiście niezwykły, a jego przykład pozostaje wciąż aktualny. Każda reforma dotyczy niewątpliwie struktury, przede wszystkim jednak musi dotykać serc ludzi wierzących. Tylko święci mężczyźni i kobiety, którzy dają się prowadzić Duchowi Bożemu, gotowi do radykalnych i śmiałych wyborów w świetle Ewangelii, odnawiają Kościół i przyczyniają się w decydujący sposób do budowy lepszego świata. Drodzy Bracia i Siostry, życiu św. Jana Leonardiego przyświecał zawsze blask „Świętego Oblicza” Jezusa, przechowywanego i czczonego w kościele katedralnym w Lukce - wymowny symbol i niepodlegająca dyskusji synteza wiary, jaka go ożywiała. Zdobyty przez Chrystusa jak apostoł Paweł, wskazywał on swoim uczniom i nadal wskazuje nam wszystkim chrystocentryczny ideał, dla którego „należy ogołocić się z wszelkiego własnego interesu i troszczyć jedynie o służbę Bogu”, mając „przed oczyma umysłu tylko cześć, służbę i chwałę Chrystusa Jezusa Ukrzyżowanego”. Obok oblicza Chrystusa nie spuszczał wzroku z macierzyńskiego oblicza Maryi. Ta, którą wybrał na Patronkę swego zakonu, była dla niego nauczycielką, siostrą i matką, i doświadczał Jej nieustannej opieki. Przykład i wstawiennictwo tego „fascynującego męża Bożego” niech będą, szczególnie w tym Roku Kapłańskim, wezwaniem i zachętą dla kapłanów i dla wszystkich chrześcijan, by z zapałem i entuzjazmem przeżywali swoje powołanie.
CZYTAJ DALEJ

Pierwszy w historii mediów dokument papieski w formie audiobooka!

2025-10-09 08:34

[ TEMATY ]

adhortacja

audiobook

Leon XIV

Vatican Media

Dziś w południe w Watykanie zostanie zaprezentowana pierwsza adhortacja apostolska Papieża Leona XIV – Dilexi te (Umiłowałem cię). Dokument papieski, mówiący o miłości do ubogich, ukaże się także w postaci audiobooka dostępnego bezpłatnie dla wszystkich, przygotowanego przez Sekcję Polską Vatican News.

CZYTAJ DALEJ

UKSW uroczyście rozpoczął nowy rok akademicki

– Stawajcie się potężni potęgą mądrości, wartości, dobra, prawdy i piękna – mówił podczas inauguracji nowego roku akademickiego ks. prof. dr hab. Ryszard Czekalski, rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Uroczystość rozpoczęcia roku akademickiego 2025/2026 na UKSW, która zgromadziła wspólnotę akademicką oraz zaproszonych gości, odbyła się na kampusie przy ul. Wóycickiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję