Reklama

Ostatnia pielgrzymka do rodzinnego kraju, 16-19 VIII 2002

Z orędziem Boga bogatego w miłosierdzie

To była pielgrzymka rozrzewniająca, przepełniona bogatym zestawem treści. Papież przekroczył 82. rok jakżeż umęczonego życia. Jego pontyfikat zmierzał ku najdłuższemu w dziejach papiestwa.
Czy Papież Polak, stojący przed swoją 98. podróżą apostolską poza granice Italii, a 9. pielgrzymką do ojczystego kraju, myślał, że miało to być po raz ostatni?
Czy my - Kościół polski - myśleliśmy, że Papież Rodak już po raz ostatni ucałuje ojczystą ziemię?
Co przyniosły ukochanemu Krajowi tamte dni z Janem Pawłem II: 16-19 sierpnia 2002 r.?

Niedziela Ogólnopolska 3/2011, str. 8-9

Adam Bujak, Arturo Mari, Źródło nadziei/Biały Kruk

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czy ciągle pełen energii, apostolskich planów, inicjatyw, zanurzony w rwącym potoku życia Kościoła Papież Jan Paweł II, wybierając się po raz dziewiąty do ojczystego Kraju, myślał, że odwiedzi go po raz ostatni?

Po raz ostatni do rodzinnego Kraju?

Reklama

Miarodajnie mógłby na to pytanie odpowiedzieć przede wszystkim on sam. Bo to on sam był najlepszym rachmistrzem mijających lat, stanu zdrowotnej wydolności oraz bezmiaru potrzeb Kościoła i związanych z tym zadań do spełnienia. Wprawdzie wiedzę dotyczącą stanu swojego zdrowia dzielił on z obdarzonym głębokim zaufaniem dr. Renato Buzzonettim i specjalistami z Kliniki Gemellego, ale ostatecznie to on podejmował decyzję.
Gdy idzie o samopoczucie Papieża na progu jego 9. pielgrzymki do Kraju, najwięcej po samym Papieżu miałby tu do powiedzenia kard. Dziwisz, a po nim milczące jak grób siostry sercanki stojące na co dzień najbliżej, zwłaszcza dwie spośród nich.
Wrócić jednak trzeba do dynamiki ostatniego okresu pontyfikatu, a konkretnie do Wielkiego Jubileuszu 2000-lecia Chrześcijaństwa.
Ten jubileusz leżał Papieżowi na sercu od samego początku jego pontyfikatu - nie bez wpływu kard. Wyszyńskiego. Problem ten nabrzmiewał, w miarę jak zbliżał się rok 2000. Wyrazem papieskiej troski był doniosły list apostolski „Tertio millennio adveniente” (1994), przygotowujący Kościół do wejścia w ten nowy etap jego istnienia.
Wybijały się dwa elementy uroczystych obchodów Roku Jubileuszowego. Podróż do Ziemi Świętej (24-26 lutego - góra Synaj oraz 20-27 marca - Jordania, Izrael, Autonomia Palestyńska) i 15. Światowe Spotkanie Młodzieży (Rzym, 15-20 sierpnia). Bogactwo i gwałtowny rytm jubileuszowych obchodów Papież zniósł bez większych zakłóceń zdrowotnych. Toteż nic dziwnego, że w roku 2002 podjął kolejną wielką wyprawę apostolską, już 97., do Kanady i Ameryki Środkowej (27 lipca - 2 sierpnia).
Po 9-godzinnym locie Papież wylądował w Toronto (27 lipca), gdzie czekała go milionowa rzesza młodych ze 170 krajów, w tym 4 tys. Polaków. Papież głęboko przeżył to spotkanie, czego echo znajdzie się w sierpniowej pielgrzymce do Polski. Pierwszego wieczoru w słynnym oknie na Franciszkańskiej 3 pytał młodzież, czy była w Toronto.
W Toronto zapadła jedna ważna decyzja. Papież wyznaczył następne, 18. Spotkanie Młodych - w Kolonii, na 16-21 sierpnia 2005 r. Kolejną wymowną przesłanką co do planów Jana Pawła II na przyszłość była sprawa Zwyczajnego Synodu Biskupów poświęconego Eucharystii, wyznaczonego na rok 2005 (2-23 stycznia). Związane to było z rozpoczętym w październiku 2004 Rokiem Eucharystycznym.
Czy Papież podejmujący takie inicjatywy mógł przypuszczać, że nie będzie już w stanie ich sfinalizować? Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Stojącemu z boku wydaje się, że Ojciec Święty, który tyle razy wychodził z różnorodnych zdrowotnych opresji, sądził, iż może podoła niejednej jeszcze wizycie w Ojczyźnie...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Naród w oczekiwaniu nowych odwiedzin Papieża Rodaka

Pracowity pochód szerokimi ścieżkami Kraju, jakim była pielgrzymka z 1999 r., gruntownie przeorał świadomość odzyskanej wolności. W konsekwencji mogło się wydawać, że Naród po tryumfie „Solidarności” i wysiłkach wielkiego Papieża Rodaka znalazł drogę wyjścia ku pełnemu rozkwitowi i autentycznej wolności. Okazało się jednak, że znajdując się w komfortowych dziejowych warunkach, nie potrafił tego wykorzystać. Jednym z głównych tego powodów był ferment polityczny, jaki rozpalił się w kraju. W kontekście nieudolnych rządów AWS doszło do wykrystalizowania się nowych, ścierających się ze sobą sił politycznych (P0, PiS, Samoobrona, LPR).
Pogarszająca się gospodarka wyłoniła problem rosnącego bezrobocia, co z kolei spowodowało wzrastającą niepokojąco falę emigracji. Apogeum kryzysu był naprzód wybór lewicowego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (8 października 2000 r.), a następnie - w wyborach parlamentarnych - obozu komunistycznego (23 września 2001 r.).
Nie mogło to nie wywołać narodowej frustracji i z pewnością dotknęło boleśnie samego Papieża i Kościół. Czym żył, czego potrzebował Kościół tamtego czasu? W swojej działalności opierał się on na gruncie realizacji planów duszpasterskich, przygotowywanych corocznie przez Komisję Duszpasterską Episkopatu, a także na realizowaniu od 1998 r. nowego etapu peregrynacji kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Z negatywnych zjawisk, poza emigracją za pracą, w związku z wstąpieniem Polski do Zjednoczonej Europy, dawały już o sobie znać tendencje liberalno-laickie z budzącym w zasadzie sprzeciw stanowiskiem wobec zboczeń seksualnych. Na ogół jednak społeczeństwo ulegało zwodniczym perspektywom zachodniego dobrobytu, nieświadome przestróg zawartych w papieskiej adhortacji „Ecclesia in Europa” (2003).
Kościół sporadycznie przestrzegający przed czającą się do skoku laicyzacją, opanowującą Zachód Europy, pozostawał jednak wierny Chrystusowi stosownie do wskazań, jakie Narodowi dał Papież w przemówieniu do Parlamentu 11 czerwca 1999 r.
Co więcej, dysponując dużą liczbą kapłanów, Kościół w Polsce otwierał się coraz szerzej na potrzeby Kościoła powszechnego. Polscy misjonarze i misjonarki zaczęli spełniać opatrznościową rolę zarównona zlaicyzowanych za sprawą komunizmu terenach Europy Wschodniej i Południowej, jak i na rozległych terenach misyjnych Azji i Afryki.
W pracy od wewnątrz godny podkreślenia był fakt stałego wzrostu aktywności Kościoła w działalności charytatywnej, w miarę stale narastających potrzeb biedniejącego społeczeństwa.
Z czym w tej sytuacji Narodu i Kościoła stanął na krakowskim lotnisku w Balicach 16 sierpnia 2002 r. Jan Paweł II?

Przebieg ostatniej (?) pielgrzymki do ojczystego Kraju

Dziewiąte pielgrzymowanie Jana Pawła II do Ojczyzny jawiło się jako wyjątkowo krótkie. Przez kontrast do poprzedniej długiej wizyty w rodzinnym Kraju, czy z powodu powolnego opadania Papieża z sił i przeczucia, że to ostatni pobyt na ojczystej ziemi - trudno powiedzieć. Wymowne jednak było to, że wyraźnie centralną sprawą było poświęcenie świątyni Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach oraz przedłużenie tych uroczystości, jakim była Msza św. na Błoniach z beatyfikacją czworga bohaterów Miłosierdzia, przy udziale 2,5 mln wiernych.
Konsekrację bazyliki Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach w sobotę 17 sierpnia poprzedził wieczór przy ulicy Franciszkańskiej. Wtedy właśnie Papież, wywołany do tradycyjnego okna przez rozentuzjazmowaną rzeszę młodych, rozpoczął od pytania, czy byli w Toronto...
Wielkie kazanie o Bożym miłosierdziu Ojciec Święty zaczął od cytatu z „Dzienniczka” św. Faustyny, mówiącego o wielkości Bożego miłosierdzia, będącego nadzieją człowieka: „O niepojęte i niezgłębione miłosierdzie Boże,/ Kto Cię godnie uwielbić i wysławić może,/ Największy przymiocie Boga Wszechmocnego,/ Tyś słodka nadzieja dla człowieka grzesznego” (951). Stanowiło to lapidarny wstęp do przemówienia otwierającego doniosłe ceremonie konsekracji świeżo zbudowanej świątyni.
Po sekwencji podziękowań wszystkim, którzy przyczynili się do budowy świątyni, przeszedł Papież do niezwykłej syntezy tajemnicy Bożego miłosierdzia. W jego rozumieniu rdzeniem tej prawdy jest tajemnica Chrystusowego Krzyża. Bo przez Krzyż rozbrojony zostaje ludzki grzech i przez Krzyż pochyla się Chrystus nad człowiekiem, dając mu szansę zbawienia. I to jest sedno tajemnicy Bożego miłosierdzia. Zacytujmy tu Papieża dosłownie: „Z jednej strony Duch Święty pozwala nam przez Krzyż Chrystusa poznać grzech (…) w pełnej skali zła (…). Z drugiej strony przez Krzyż Chrystusa Duch Święty pozwala nam zobaczyć grzech w świetle «mysterium pietatis», czyli miłosiernej, przebaczającej miłości Boga”. W sumie - „Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka”.
I w tym miejscu Papież wraca do istoty poświęcenia kościoła Miłosierdzia, w którego fundamentach kryje się cząstka skały przywieziona z Golgoty. Czyż można było piękniej usytuować konsekrację bazyliki Bożego Miłosierdzia? A konsekwencja jest już prosta: „Tu, w ogniu Bożej miłości, ludzkie serca pałać będą pragnieniem nawrócenia, a każdy, kto szuka nadziei, znajdzie ukojenie”. Finałem ostatecznym przemówienia był akt zawierzenia Miłosierdziu Bożemu całego świata i samego Papieża.
Ostatnie - rzeczywiście ostatnie, jak się okazało - kazanie Jana Pawła II na polskiej ziemi było wielkie i z tego powodu, że na krakowskich Błoniach słuchało go 2,5 mln wiernych z całej Polski. Rzesz obecnych przysporzyło wyniesienie na ołtarze kolejnych czterech Polaków: abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, o. Jana Beyzyma, ks. Jana Balickiego i s. Sancji Janiny Szymkowiak, serafitki. Cała błogosławiona czwórka zaangażowana była w świętą posługę miłosierdzia, zrodzoną na gruncie „wyobraźni miłosierdzia”, czym w natchnionej sekwencji Papież zamknie to swoje historyczne przemówienie do zgromadzonego tak licznie bratniego Narodu.
Ale zanim Jan Paweł II doszedł do tej końcowej fazy, przypomniał za kard. Macharskim o tym, że Kraków niesie miłosierdzie dzięki św. Stanisławowi, św. Jadwidze, św. Janowi Kantemu, a z nowożytnych - dzięki św. Bratu Albertowi, bł. Anieli Salawie i kard. Sapiesze - wielkiemu świadkowi praktyki miłosierdzia.
Z kolei podjął Papież, szeroko wyłożony dzień wcześniej w Łagiewnikach, temat tajemnicy Bożego miłosierdzia. Rozpoczął od zarysowania dramatycznego obrazu współczesnego świata. Był to niezwykle surowy osąd XX wieku, w którym świat dokonał wprawdzie różnorodnych osiągnięć, ale zagubił Boga i „zanurzył się w tajemnicy zła”.
W rzeczy samej, to zanurzenie się świata XX wieku w tajemnicy zła osiągnęło rozmiary przerażające. Od życia „jakby Boga nie było”, poprzez hedonizm i amoralizm, aż po walkę z rodziną, ryzykowne igranie z życiem, po bluźniercze ubieranie się człowieka w szaty stworzyciela i króla świata. A to prowadzi tylko do jednego - degradacji świata i człowieka, a ostatecznie do ostrego konfliktu z Bogiem - Stwórcą wszechrzeczy i autentycznym Suwerenem świata i człowieka. Od tego już tylko krok ku wyniszczającej rozpaczy i nieuniknionej beznadziei.
„Doświadczając tej tajemnicy - wołał Papież - człowiek przeżywa lęk przed przyszłością, przed pustką, przed cierpieniem, przed unicestwieniem. Może właśnie dlatego, przez świadectwo skromnej zakonnicy (św. Faustyny - dop. S.N.), Chrystus niejako wchodzi w nasze czasy, aby(…) wskazać na to źródło ukojenia i nadziei, jakie jest w odwiecznym miłosierdziu Boga”.
W Łagiewnikach Papież wyłożył wnikliwie, czym jest tajemnica Bożego miłosierdzia, teraz tylko pozostało do powiedzenia, jakie płyną z tego życiowe wnioski. „Nadszedł czas, aby orędzie o Bożym miłosierdziu wlało w ludzkie serca nadzieję i stało się zarzewiem nowej cywilizacji - cywilizacji miłości” - stwierdził Papież. A więc nie tylko teoretyczne głoszenie błogosławionej wieści o Bogu - Miłości Miłosiernej, ale realizacja w życiu chrześcijańskim świętej praktyki miłosierdzia, co buduje napawającą nadzieją i optymizmem cywilizację miłości. To z kolei zakłada realistyczne spojrzenie dokoła, czyli zaczerpnięte ze słynnego listu „Tertio millennio adveniente” pojęcie „wyobraźni miłosierdzia”.
Łagiewniki i Błonia Krakowskie dopełniła wizyta u Kalwaryjskiej Matki w 400. rocznicę zaistnienia tego cudownego miejsca Małopolski, z którym tyle więzów łączyło Papieża urodzonego w pobliskich Wadowicach.
Homilia we wzruszającej Mszy św., odprawianej przez wiernego Syna Kalwaryjskiej Matki, nie mogła zacząć się inaczej jak od zawołania: „Witaj, Królowo, Matko Miłosierdzia” i od rzewnych wspomnień o Wojtyłowych pobytach tu z pasterskimi troskami w sercu. Potem nastąpił teologiczny dyskurs o współcierpieniu Matki z Synem pod krzyżem i zbawczym zjednoczeniu z Synem Zbawicielem oraz długi historyczny wywód o początkach Kalwarii i jej budowniczym Mikołaju Zebrzydowskim, a następnie o 400-leciu obrazu i jego promotorze - Stanisławie z Brzezia Paszkowskim, fundatorze klasztoru Bernardynów. Na zakończenie Ojciec Święty oddał Matuchnie Kalwaryjskiej cały Naród polski i samego siebie.
Tym kalwaryjskim pobytem 9. papieska wizyta na ojczystej ziemi osiągnęła swój kres. Pozostała jeszcze pożegnalna wędrówka po kościołach Krakowa, od Ojców Dominikanów poczynając, poprzez kościoły Świętych Piotra i Pawła, Ojców Bonifratrów, św. Floriana, Sióstr Norbertanek, na Katedrze - z krzyżem św. Jadwigi i konfesją św. Stanisława - kończąc. No i nie obyło się bez serdecznej wizyty w Tyńcu i na kamedulskich Bielanach. Jak tej wędrówki nie odebrać jako pożegnania z miastem swojej młodości, swego życia...
A pożegnanie na lotnisku w Balicach, poza tradycyjnymi podziękowaniami, zatroskaniem, ale i wyrazami podziwu dla narodowych osiągnięć, zakończone zostało „dzienniczkowym” - „Jezu, ufam Tobie!”, jako pragnienie dla siebie i całego Narodu.
Problem, czy była to ostatnia papieska pielgrzymka w świadomości Głównego Zainteresowanego - nie został jednak rozstrzygnięty...

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Żywy Różaniec to największy ruch modlitewny w Polsce i na świecie

2025-10-01 07:20

[ TEMATY ]

różaniec

Żywy Różaniec

Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej

Różaniec jest moją codzienną modlitwą. To była nasza codzienna modlitwa wieczorna. W domu rodzinnym wspólnie klękaliśmy do modlitwy różańcowej - o roli Żywego Różańca, dziedzictwie bł. Pauliny Jaricot oraz osobistym doświadczeniu wyniesionym z domu rodzinnego opowiedział w rozmowie z Polskifr.fr ks. Jacek Gancarek, krajowy moderator Stowarzyszenia Żywego Różańca.

W kontekście rozpoczynającego się października szczególnie poświęconego Różańcowi, ks. Gancarek przypomniał, że „modlitwa różańcowa od wieków stanowi serce duchowości katolickiej. Jest nie tylko osobistym aktem pobożności, ale i wspólnotową siłą Kościoła”. Dodał, że dla człowieka wierzącego Różaniec jest „szkołą kontemplacji i przede wszystkim spotkania z Bogiem przez Serce Maryi”.
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Joachim Badeni OP, mistyk – 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka

2025-10-01 17:09

info.dominikanie.pl

Ojciec Joachim Badeni OP – człowiek modlitwy, mistyk– 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka dzięki książce „Amen. O rzeczach ostatecznych”. Osoby, dla których był przewodnikiem, dziś mogą pomóc w przygotowaniach do jego beatyfikacji, dzieląc się osobistymi świadectwami wiary, łask i spotkań z dominikaninem.

W tym roku minęło 15 lat od śmierci znanego i kochanego przez wielu dominikanina, ojca Joachima Badeniego – cenionego kaznodziei, duszpasterza i mistyka. Urodził się w arystokratycznej rodzinie i ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję