Reklama

Kościół

Kolęda - spotkanie czy formalność?

Od dziś w wielu parafiach rozpoczyna się tradycyjna wizyta duszpasterska. Co jest jej głównym celem? Jakie szanse dostrzegają w niej rodzina, młodzi i kapłani?

[ TEMATY ]

kolęda

Karol Porwich/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

By poznać swoje owce

Tak jak Chrystus, Dobry Pasterz, zna swoje owce, podobnie i proboszcz, jako własny pasterz parafii, powinien starać się poznać powierzonych jego opiece wiernych. Na takim fundamencie wyrasta kanoniczna instytucja wizyty duszpasterskiej.

Choć spotkanie kapłana z wiernymi dokonuje się często w ściśle ustalonych ramach (np. posługa sakramentalna, dyżur kancelaryjny), powinno mieć ono charakter ściśle osobisty. Duchowny nie występuje tu przecież wyłącznie jako szafarz sakramentu czy urzędnik, prowadzący kościelną administrację, ale przede wszystkim spotyka się z wiernymi jako ich własny pasterz. – Miejsc realizowania funkcji pasterskiej wobec parafian jest wiele. Jednym z nich, wyjątkowym i szczególnym, jest ich mieszkanie, w którym kapłan może choć przez chwilę wejść w przestrzeń osobistego życia swoich wiernych, poznać sprawy, które na co dzień zajmują ich serca – mówi ks. Paweł Ochocki, wicekanclerz Kurii Metropolitalnej w Krakowie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Dokumenty Soboru Watykańskiego II wskazują na konieczność nawiązywania i pogłębiania pasterskiej więzi pomiędzy proboszczem a wiernymi. W Kodeksie Prawa Kanonicznego znajduje się nawet odrębny przepis, stanowiący o powinności poznania wiernych. W kanonie 529 § 1 czytamy, że proboszcz, by sumiennie sprawować urząd pasterza, powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego opiece. W związku z tym powinien odwiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, umacniać ich, jak również – jeżeli w czymś błądzą – roztropnie napominać. Winien wspierać chorych, a zwłaszcza bliskich śmierci, wzmacniając ich troskliwie sakramentami i polecając ich dusze Bogu. Szczególną troską ma otaczać ubogich, cierpiących, samotnych, wygnańców oraz przeżywających szczególne trudności. Winien także zabiegać o to, by małżonkowie i rodzice otrzymywali pomoc w wypełnianiu swoich obowiązków oraz popierać wzrost życia chrześcijańskiego w rodzinach.

Reklama

Jak zaznacza ks. Ochocki, nie jest to jedynie zachęta, lecz postanowienie ustawodawcy, które powinno być wypełniane przez proboszcza, również we współpracy z wikariuszami. Przepis zawarty w przywołanym kanonie konkretnie wskazuje, w jaki sposób realizowana jest troska pasterza o wiernych, także w czasie odwiedzin kolędowych. Natomiast o szczegółach wizyty duszpasterskiej mówią już ustawodawcy partykularni, czyli synody poszczególnych diecezji i dokumenty diecezjalne.

Podziel się cytatem

– W naszych warunkach kapłan odwiedza bardzo wielu wiernych, szczególnie w parafiach miejskich, co w konsekwencji wyznacza ramy czasowe tego spotkania, trwającego nieraz zaledwie kilka chwil. Jednak wizyta duszpasterska, nawet w takich warunkach, umożliwia dokonanie rozeznania wśród ludzi, którzy zamieszkują parafię. Często jest też tak, że kapłana przyjmują osoby, które nie do końca podejmują życie sakramentalne. Kolęda jest zatem dla nich jedyną możliwością bliskiego spotkania z duchownym. To też jest wielka szansa do ewangelizacji – wyjaśnia wicekanclerz. – Czasem tych kilka minut wystarczy, by kogoś zachęcić do kolejnego spotkania. I tę szansę, nawet kilkuminutową, warto wykorzystać – zachęca.

Dlatego tak ważna jest formuła kolędy „od domu do domu”, która choć jest dużym wyzwaniem i trudem, stwarza wiele duszpasterskich możliwości. Ks. Ochocki podkreśla, że obowiązek poznania wiernych spoczywa na proboszczu i to on jest adresatem kanonicznej normy. Z tego powodu to proboszcz powinien być inicjatorem kolędowego spotkania. – Formuła kolędy „na zaproszenie”, choć praktycznie łatwiejsza, stwarza niebezpieczeństwo pominięcia tych, którzy nie uczestniczą w życiu parafialnym. Umniejsza także inicjatywę proboszcza i pozostałych duchownych na rzecz wiernych, przez co rozmywa się obraz kapłana-pasterza, który nieustępliwie wciąż poszukuje każdej zagubionej owcy – tłumaczy kapłan.

Reklama

Przy okazji wizyty duszpasterskiej wierni mogą według własnego uznania i woli złożyć kapłanowi dowolną ofiarę. Zwykle jest ona wyrazem wdzięczności za jego całoroczną posługę. Znaczna część ofiar przekazywana jest na cele diecezjalne, m.in. na utrzymanie domów księży emerytów i chorych oraz na misje.

Relacja robi różnicę

– Mam to szczęście, że wiara nigdy nie była dla mnie formalizmem. Ale zaczęło się pewnie od tego, że moi rodzice zawsze przyjmowali księdza. Kiedy byłam na studiach i mieszkałam w akademiku, też go przyjęłam. I nawet się tym cieszyłam, było trochę inaczej niż w domu rodzinnym; krzyż wisiał gdzieś na ścianie, a świeczki co najwyżej zapachowe. Ale ksiądz przyszedł, pomodlił się. Miałam satysfakcję, że moja koleżanka, z którą mieszkałam, też się ze mną pomodliła. Bo przecież na co dzień tego nie robiłyśmy – wspomina Małgorzata, zapytana o to, czy kolęda jest spotkaniem czy wypełnianiem tradycji.

Wraz z mężem stwierdza, że początkowo kontynuowali doświadczenie wyniesione z domu, ale po założeniu własnej rodziny zweryfikowali swoje wybory, by przekazywać dzieciom nie tylko tradycje, ale przede wszystkim wiarę. I z niej wynika ustalanie priorytetów, np. rezygnacja z treningu, gdy wypada w czasie kolędy.

Reklama

Jak wyjaśnia Marcin, większe zaangażowanie w życie parafii sprawiło, że lepiej poznali księży i dzięki temu wizyta duszpasterska stała się dla nich spotkaniem. – To nie ksiądz, którego widzimy tylko na Mszy, ale ktoś znajomy. Możemy porozmawiać z nim o przeróżnych sprawach, wiemy, czym się interesuje, on zna naszą rodzinę. To nie przymus, ale po prostu fajne spotkanie. Oczywiście w biegu, choć różnie bywa. Ksiądz proboszcz uwielbia grać w szachy, nasi synowie też, więc na koniec rozegrają kilka partii – mówi parafianin z Zielonek. Małżeństwo wskazuje również, na przykładzie nastoletnich synów, że młodzież chce dialogu z kapłanami. Na lekcjach religii chcą zadawać pytania, dyskutować i być wysłuchani.

Małgorzata zwraca uwagę także na kwestię odpowiedzialności osób świeckich za kapłanów. – Księża mieszkają z dala od swoich domów, przy okazji świąt może im brakować rodzinnej atmosfery. Myślę, że warto podczas odwiedzin zaproponować im herbatę czy kolację. Nawet jeśli odmówią, to chociaż poczują się zauważeni. Ważne, byśmy otwierali się na księży też w takim aspekcie, by mogli ogrzać się przy naszym ognisku rodzinnym. By nie musieli mierzyć się z zarzutami, że nie wiedzą, jak żyje się w rodzinie. Niech zobaczą i trochę ogrzeją się od naszego ciepła – przyznaje.

Ksiądz przychodzi z błogosławieństwem

– Jestem katolikiem, więc to dla mnie naturalne, że przyjmuję księdza po kolędzie. Nawet po to, żeby zamienić z nim kilka słów. Wynika to nie tyle z tradycji, co z tego, że czuję się związany z tą parafią – mówi Szymon.

– To dobra okazja, żeby porozmawiać z księdzem o naszych wątpliwościach związanych z wiarą. Ale przede wszystkim chodzi o błogosławieństwo, z którym on chodzi – stwierdza Marcin.

– Mamy świadomość, że to nie jest zwykła wizyta, tylko chodzi o błogosławieństwo domu i domowników. Z tego powodu, w miarę możliwości, powinni być wszyscy. Plusem jest też to, że można poznać księdza z innej perspektywy; dowiedzieć się o jego pasjach, czy opinii na dany temat. A on może zobaczyć, dla kogo sprawuje sakramenty – dodaje Bartek.

Reklama

Współlokatorzy mieszkający w Krakowie, pochodzących ze Skomielnej Białej, Wodzisławia Śląskiego i Bukowiny Tatrzańskiej, zawsze starają się wpisać we wspólny grafik wizytę duszpasterską. Z uśmiechami na twarzach wspominają też kolędy z perspektywy ministranta.

W parafii MB Częstochowskiej w Wodzisławiu kolęda rozpoczyna się już w Adwencie. Wynika to z dużej liczby parafian. – Wtedy śpiewaliśmy pieśni adwentowe. Po świętach robiłem z bratem wyzwanie, żeby w każdym domu śpiewać inną kolędę. Powtórzyliśmy „Mizerna cicha”, bo śpiewaliśmy ją w dwóch wersjach melodycznych – mówi Marcin. Dodaje również, że podczas posługi na kolędzie lubił rozmowy z domownikami przed przyjściem księdza.

W Bukowinie Tatrzańskiej kapłana można spodziewać się po Nowym Roku. W okresie świątecznym wielu gospodarzy przyjmuje turystów i im poświęca uwagę. Po sezonie zaś wyczekują wizyty duszpasterskiej. Zdarzało się też tak, że górale przyjmowali księdza razem z gośćmi lub informowali ich o zmianach np. godziny posiłków ze względu na wizytę duszpasterską. – Wikary kazał nam pytać mieszkańców, czy przyjmują kolędę. Ludzie się obrażali przez to, mówili: „Czemu ty w ogóle takie pytanie mi zadajesz, to jest takie oczywiste”. Potem zaczęliśmy tylko mówić, że ksiądz zaraz będzie – opowiada Bartek. Wskazuje też, że często on słyszał pytanie „Cyj ześ ty?”, a po kolędzie parafianie zaczepiali go w sklepie, mówiąc „Jo cie znom”.

Każde spotkanie jest szansą

Reklama

– Kolęda to spotkanie, bo to chyba jedna z niewielu aktywności dziś w Kościele, kiedy idziemy też do tych, którzy niekoniecznie co niedzielę są na Mszy. Kolędę przyjmuje ok. 50-60% ludzi, a do kościoła chodzi znacznie mniej. Myślę, że to jest szansa na spotkanie, choć niezbyt długie – wyjaśnia ks. Mateusz Szymczyk.

– Jako kapłani jesteśmy tymi „dusz-pasterzami” i dostrzegamy w drugim człowieku duszę, o którą chcemy zadbać. Nie tylko wtedy kiedy udzielamy sakramentów świętych w kościele, czy też nauczamy w szkołach, ale też ten raz w roku, gdy idziemy z wizytą duszpasterską do domów i mieszkań naszych parafian – wskazuje ks. Bartłomiej Skwarek.

Mając doświadczenie posługi na wsiach oraz w mieście, kapłani przyznają, że gościnność jest niezmienna. Czasem można zauważyć różnice w tematach rozmów; na wsiach ludzie pytają o sprawy związane ze świątynią, funkcjonowaniem parafii, zaś w mieście poruszają tematy dotyczące swojej duchowości czy problemów Kościoła.

– Tu i tu zawsze dostrzegam wartość tego doświadczenia. Inni ludzie, inne tematy, inne problemy, o których dyskutują. Niekiedy szukają odpowiedzi na pewne pytania, bo czasem to jest jedyny realny kontakt z kapłanem – stwierdza ks. Skwarek.

Reklama

Znaczącą różnicę stanowią godziny odwiedzin oraz liczba domów i mieszkań. Na wsi kolęda może rozpocząć się rano, zaś w mieście dopiero popołudniu, gdy większość parafian kończy pracę. Czas przejścia z jednego do drugiego domu jest dłuższy niż w obrębie bloku, co również przekłada się na długość trwania wizyty duszpasterskiej w parafii. Kapłani zaznaczają również, że kolęda w okresie świątecznym nie jest jedyną możliwością, by się z nimi spotkać. Niektóre sprawy wymagają dłuższej rozmowy, dlatego można umówić się na kolejne spotkanie.

Ks. Szymczyk podkreśla, że kluczem do sukcesu w kolędzie jest współpraca z ministrantami. – Mamy bardzo dobrych i ogarniętych ministrantów. Kilka dni wcześniej roznoszą po blokach kartki z informacją, koło której godziny danego dnia będzie kolęda. Spisują, kto przyjmuje, kto nie, stawiają znak zapytania jak ktoś nie otworzył. Na początku dnia kolędowego wie się mniej więcej, ile mieszkań odwiedzimy w wieżowcu. Wtedy też można zaplanować, ile czasu można poświęcić na dane mieszkanie. Ministranci pokazują też, że idziemy do mieszkania nr 4, potem 6, bo w poprzednim nikogo nie ma. Dzięki temu oszczędza się sporo czasu – tłumaczy kapłan. – Na dużym osiedlu nie dałoby się przejść po kolędzie bez ministrantów, dlatego kierujemy do nich wielkie podziękowania. Ludziom też byłoby trudniej, bo nie byliby konkretnie poinformowani, kiedy ksiądz przyjdzie – zauważa ks. Szymczyk.

Reklama

Księża podkreślają, jak kluczową rolę podczas wizyt duszpasterskich odgrywają otwartość oraz świadectwo. – Młodzi mają wyraziste patrzenie na Kościół, często nie mają doświadczenia coniedzielnych Eucharystii, dlatego nieraz pojawiają się merytoryczne dyskusje. Skoro oni nas zapraszają, to musimy właściwie się zachować, żeby z tej wizyty nie wyszło nawracanie na siłę czy przewartościowywanie im życia – mówi ks. Skwarek. Ks. Szymczyk dodaje, że rozmowy nie zawsze będą dotyczyć Pana Boga. Czasem będą to codzienne tematy, które również warto podjąć.

Reklama

Odwiedziny kapłana, błogosławieństwo domu oraz domowników są szczególnie ważne dla osób starszych i samotnych. To niekiedy jedyny moment, kiedy ktoś poświęca im czas i uwagę. – Staram się być tym, który poświęca im tyle czasu, ile potrzebują. Nawet jeżeli już się powtarzają po kilka razy. Ale mają tego słuchacza, wiedzą, że ksiądz przychodzi nie tylko po to, żeby się pomodlić i wyjść, ale też wysłuchać. Czasem to było zwykłe żalenie się, ale można było też dowiedzieć się, jak życie ich doświadczyło, jakie mają patrzenie na obecne czasy. Bardzo miło wspominam właśnie ludzi starszych. Tych, którzy trochę już tego życia mają za sobą. Ukazują mi inne spojrzenie na pewne sprawy – dzieli się ks. Skwarek.

Podziel się cytatem

– Do tej pory są takie sytuacje, że panowie ubierają garnitury. Zawsze jestem urzeczony takimi sytuacjami. To są spotkania, które się pamięta. Dzięki nim człowiek uczy się, jak tę kolędę realizować – przyznaje ks. Szymczyk.

W pamięci szczególnie zapadają im również ich pierwsze wizyty duszpasterskie. Ks. Bartłomiej wspomina tę z praktyki diakońskiej. Wchodząc do pierwszego domu, był zestresowany. Pani zauważyła jego zdenerwowanie i zaproponowała, by usiadł. Zamiast modlitwy, która zazwyczaj rozpoczyna kolędę, odbyła się spokojna rozmowa.

Ks. Szymczyk przywołuje rozmowę z małżeństwem z 50-letnim stażem. – Pan mówi mi, że zamienili się z synem mieszkaniami. Kiedyś mieli trzypokojowe, ale stwierdził, że na stare lata wystarczy im jednopokojowe. Zapytałem się, dlaczego tak zrobili. On odpowiedział: „A tak, żeby być bliżej żony. Po co mam tak daleko do niej chodzić?” – podzielił się ksiądz.

2023-12-27 13:23

Oceń: +16 -6

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kolęda - wpuścić czy zaprosić?

Niedziela wrocławska 2/2010

[ TEMATY ]

kolęda

Archiwum Niedzieli Wrocławskiej

Jeszcze dwadzieścia lat temu wizyta duszpasterska to było coś. Pomimo panoszącej się komuny nie sposób było oderwać Polaków od głęboko zakorzenionego w tradycji obyczaju. I nieważne, czy kapłan przychodził do wielkomiejskiego bloku czy wiejskiej chatki. Ludzie wiedzieli, Kto przychodzi. Jako mały chłopiec obserwowałem przygotowania mamy, która na długo przed wizytą ścieliła stół białym obrusem, kładła na nim krucyfiks, świece i nasze zeszyty. Patrzyłem na ojca, który niecierpliwie wyczekiwał kapłana na klatce schodowej. W ten klimat wpisywaliśmy się też my, dzieci, gapiąc się w okna i rywalizując między sobą, kto pierwszy zobaczy ministranta. Nie do pomyślenia było, że drzwi naszego domu mogły być tego dnia zamknięte. Dziś chodzenie po kolędzie to wielka niewiadoma. Wiele domów nadal czeka na błogosławieństwo, wspólną modlitwę i rozmowę. Sporo jest też osób, które co prawda przyjmują jeszcze księdza, ale kierują się bardziej tradycją niż potrzebą serca lub chcą dyskutować o problemach współczesnego świata. Nie brakuje jednak i takich, których celem jest jedynie wykrzyczenie tego, „co myślą” o Kościele, proboszczu i organistce. Niestety wiele domów pozostaje podczas kolędy zamkniętych. Nie zawsze z powodu niechęci, często ze względu na pracę i obowiązki, ale jednak. - A właściwie, to po co jest kolęda? - można by zapytać, kiedy praktycznie każdy Polak ma pod nosem kościół. Najgłębszym uzasadnieniem odwiedzin duszpasterskich jest zwiastowanie Dobrej Nowiny i wspólna modlitwa w miejscu, w którym mieszkamy, czyli w naszej codzienności. Mówiąc zaś dosadniej - to Bóg wchodzi w dom a my, wspólnota, go przyjmujemy. To wielki zaszczyt podejmować Takiego gościa i nasze świadectwo. Pamiętajmy więc, że kolęda jest przede wszystkim aktem religijnym, a nie miejscem na politykowanie przy bogato zastawionym stole, czasem nawet, o zgrozo, z alkoholem. Goszcząc Jezusa warto, jak Maria, skupić się na wymiarze duchowym wizyty bez ubierania jej, jak Marta, w tak naprawdę zbędne dodatki. Innym, ważnym wymiarem kolędy jest potrzeba osobistego zapoznania się duszpasterzy z wiernymi. Dotyczy to zwłaszcza parafii wielkomiejskich liczących po kilka tysięcy osób. Kapłani powinni mieć rozeznanie, komu służą, ilu mają parafin, kim oni są, jaka jest ich kondycja moralna i potrzeby duchowe, a nawet materialne. Kolęda stwarza też świetną okazję, aby zorientować się na kogo z wiernych mogą w przyszłości liczyć, np. podczas procesji czy organizowania pomocy w ramach Caritas. Po to jest właśnie rozmowa. Zdarza się jednak, że bywa lakoniczna i jakby „o pogodzie”. A przecież w wielu przypadkach jest wyczekiwana. Duszpasterze tłumaczą się, i nie bez racji, brakiem sił i niechęcią do późniejszych zobowiązań - „Każdy dom to osobny i bogaty świat” - odpowiadają - Nie da się go poznać podczas jednej wizyty”. Dla mnie osobiście największym problemem wizyty duszpasterskiej pozostaje czas jej trwania. 5 minut obecności kapłana w domu to zdecydowanie za mało, aby się sobie przedstawić i nawiązać rozmowę. Owszem, rozumiem sytuację, że duchowny każdego wieczoru ma do obejścia, nawet i 60 domostw, rozumiem, że ma w tym czasie również inne, ważne obowiązki. Ale niesmak i tak pozostaje, że ksiądz „przyszedł, pomodlił się i wyszedł”. Być może wyjściem z tej sytuacji jest zaproszenie „naszego” księdza w innym terminie lub rozciągnięcie kolędy na dłuższy czas. Bo przecież i duszpasterzom i nam, wiernym, chodzi o spotkanie z Jezusem.
CZYTAJ DALEJ

Był gigantem modlitwy

2025-12-12 09:15

[ TEMATY ]

rocznica śmierci

śp. abp Stanisław Nowak

M.Sztajner/Archiwum Niedzieli

Abp Stanisław Nowak

Abp Stanisław Nowak

4 lata temu, w dniu 12 grudnia 2021 r., w 86. roku życia, w 63. roku kapłaństwa i w 37. roku biskupstwa, podczas sprawowanej przy jego łóżku Mszy św., odszedł do Pana abp Stanisław Nowak, arcybiskup senior archidiecezji częstochowskiej.

Abp Stanisław Nowak urodził się 11 lipca 1935 r. w Jeziorzanach. Ukończył II Liceum Ogólnokształcące im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie.
CZYTAJ DALEJ

Dzieci w Strefie Gazy są niedożywione już przy porodzie

2025-12-12 19:27

[ TEMATY ]

dzieci

strefa gazy

KAI/Caritas Polska

Ledwo narodzone – a już w obliczu głodu. Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci UNICEF ostrzega, że w Strefie Gazy coraz więcej niemowląt rodzi się już z niedowagą. Przyczyną jest niedożywienie kobiet w ciąży, które jak efekt domina przenosi się na ich dzieci, poinformowano 10 września zwracając uwagę, że niemowlęta z niedowagą mają 20 razy wyższe ryzyko śmierci niż niemowlęta o prawidłowej masie ciała.

Według organizacji, ostre niedożywienie zdiagnozowano u około 38 proc. kobiet w ciąży między lipcem a wrześniem. Schemat jest wyraźny: niedożywione matki rodzą dzieci z niedowagą lub urodzone przedwcześnie, które umierają na oddziałach intensywnej terapii noworodków w Strefie Gazy lub przeżywają, by same zmagać się z niedożywieniem lub potencjalnie dożywotnimi problemami zdrowotnymi – ostrzega rzeczniczka UNICEF Tess Ingram, która według ONZ przebywa obecnie w Strefie Gazy.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję