Reklama

W drodze do Smoleńska

Biskupi, kapelani, rektor katolickiej uczelni, ludzie cenieni, znani i lubiani. Na uroczystości na polskim cmentarzu wojskowym w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej rządowym samolotem leciało dziesięciu duchownych trzech wyznań. Nie dolecieli...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O poranku 10 kwietnia kilku przyjaciół otrzymało SMS od ks. Romana Indrzejczyka: "Pozdrawiam z Katynia". Potem, gdy dowiedzieli się o katastrofie, mogli mieć nadzieję, że może poleciał innym samolotem. Bo skoro SMS dostali przed tą straszną wiadomością?... Niestety, ks. Indrzejczyk, kapelan prezydenta Lecha Kaczyńskiego, był w tamtym samolocie. A wiadomość - z wyprzedzeniem, jak czasem mu się to zdarzało - wysłał tuż przed startem z Warszawy.
Mszy św. w Katyniu przewodniczyć miał biskup polowy WP Tadeusz Płoski. Chciał przypomnieć, że to Bóg, a nie człowiek ma być naszym autorytetem w rozmaitych sprawach. W życiu codziennym, rodzinnym, ale i społecznym, w polityce, kulturze, sprawach medycyny i opieki społecznej, nawet w przedsiębiorczości i sferze sukcesu. I, oczywiście, w kwestiach wiary, Kościoła, religii.


- W każdej z tych dziedzin są też ludzkie autorytety. I, oczywiście, słuchajmy ich. Tylko pamiętajmy, że aby nie przegrać życia, trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi. Tak: Bóg zna się na wszystkim doskonale, wszystko wie najlepiej. Warto zatem go słuchać - miał powiedzieć bp Płoski. Nie zdążył.

Podziel się cytatem

Byli razem

Tych dziesięciu ludzi, duchownych trzech wyznań, mogło wcześniej się nie spotkać. Może nie było okazji, było za to sporo obowiązków. Wszak łączyło ich to, że każdy był kapłanem bardzo zajętym i zapracowanym, a obowiązki rzucały ich po Polsce i świecie. Wszyscy razem spotkali się najpewniej dopiero teraz, rano, w sobotę 10 kwietnia 2010 r., w prezydenckim samolocie. Był ku temu ważny powód. W Katyniu najpierw miały odbyć się ważne uroczystości, Msza św., a potem modlitwy ekumeniczne.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama


Modlić mieli się kapłani katoliccy, ewangeliccy i prawosławni. Polscy oficerowie, zabici przed laty przez Sowietów, byli wiernymi tych Kościołów. Z bp. Tadeuszem Płoskim leciał więc abp Miron Chodakowski, prawosławny ordynariusz, i ks. płk Adam Pilch, p.o. naczelnego kapelana wojskowego Kościoła ewangelicko-augsburskiego.


Dziennikarze przypominali tuż po katastrofie, że ci trzej duchowni byli ludźmi otwartymi na dialog. Abp Miron Chodakowski, pochodzący z Podlasia, przez całe życie działał na rzecz ekumenizmu, czego najlepszym dowodem były Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, które organizował w Supraślu razem z duchownymi katolickimi. Podobnie jak ks. płk Adam Pilch z Wisły. Podczas uroczystości w Katyniu ks. płk Pilch miał po raz ostatni reprezentować Ewangelickie Duszpasterstwo Wojskowe. W poniedziałek miał ustąpić z tej funkcji.

Rumianek ci pomoże

Z abp. Chodakowskim i ks. płk. Pilchem świetnie mógł się rozumieć ks. Roman Indrzejczyk, zaangażowany ekumenista, mądry i doświadczony już ksiądz (w 2011 r. skończyłby 70 lat). Przez ponad 20 lat był kapelanem szpitala w Tworkach i proboszczem tamtejszej parafii. Gdy przeszedł na emeryturę, mogło się wydawać, że to schyłek jego działalności. Nowo wybrany prezydent Lech Kaczyński poprosił jednak Prymasa Polski, by to ks. inf. Indrzejczyk, zaprzyjaźniony od lat z rodziną Kaczyńskich, został jego kapelanem.


Jak mówiono, do działalności Prezydenta ks. Indrzejczyk wniósł specyficzny akcent duchowy. Przyczynił się do tego, że Lech Kaczyński zaczął zapraszać chrześcijan różnych wyznań na modlitwy ekumeniczne w prezydenckiej kaplicy. Lech Kaczyński stał się pierwszym urzędującym Prezydentem RP, który złożył wizytę w synagodze. Jego kapelan skromnie powtarzał: "Prezydent jest otwarty i nie chciałbym sobie przypisywać żadnych zasług". Prezydenckiego kapelana nie mogło zabraknąć w Katyniu.

KPRM


Ks. Indrzejczyk słynął z cierpliwości. Wierzył np., że w głębi każdego serca uda się w końcu odnaleźć dobro, pewnie dlatego był cenionym spowiednikiem. Mawiał, że jest zwykłym księdzem. Wspominał, że kiedyś zainspirowały go słowa jednego ze zbuntowanych uczniów: "Nie mówcie nam tyle o świętości. Pokażcie, jak się to robi".

Reklama


Nie mogło zabraknąć w Katyniu ks. prof. Ryszarda Rumianka, człowieka instytucji, rektora Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Potem, w czasie akademickich uroczystości pożegnania rektora, przypomniano jego motto życiowe: "Cokolwiek czynisz, czyń rozważnie i przewiduj koniec". Przypomniano też jego słowa z poprzedniej inauguracji roku akademickiego na UKSW. - Pamiętajcie, że czas, który macie, jest więcej niż złotem. Nie możecie go więc marnować i trwonić. Wykorzystujcie go starannie, zwłaszcza na naukę - mówił.


- Patrząc na niego, łatwo było zrozumieć, jak piękny jest człowiek, gdy jest człowiekiem - mówił w homilii jeden z przyjaciół zmarłego, abp Stanisław Gądecki. Zapamiętał ks. prof. Rumianka jako człowieka skromnego, zatroskanego o innych, pełnego optymizmu płynącego z wiary. Ks. prof. Rumianek był harcerzem. Stąd pewnie zamiłowanie do spotkań i rozmów z ludźmi i ciekawość świata, żywy patriotyzm i odpowiedzialność za innych. Wśród studentów ks. Rumianek był bardzo lubiany. Zachowało się powiedzenie: "Jeżeli nic ci nie pomoże, to Rumianek pomóc może".

Artur Stelmasiak

Może przeczuwali...

Nie mogło zabraknąć w Katyniu innego człowieka instytucji - bp Tadeusza Płoskiego. Wykładowca uniwersytecki, doktor habilitowany nauk prawnych, do Ordynariatu Polowego WP został oddelegowany u jego początków w 1992 r. Objął urząd notariusza, a następnie szefa Wydziału Duszpasterskiego Kurii Polowej w Warszawie. Jako pierwszy z kapelanów wojskowych ukończył Podyplomowe Studium Operacyjno-Strategiczne w Akademii Obrony Narodowej. W 2004 r. został biskupem polowym WP.


Razem z bp. Płoskim udał się do Smoleńska, i także pod Smoleńskiem zginął, jego sekretarz - ks. ppłk Jan Osiński. Był proboszczem w parafii wojskowej w Dęblinie, wikariuszem katedry polowej w Warszawie, a następnie wicekanclerzem Kurii Polowej WP i kapelanem Bazy Lotniczej w Warszawie. Pełnił też funkcję naczelnego kapelana Straży Ochrony Kolei.

Reklama


- Mój syn jest bohaterem. Zginął na służbie. A dlaczego zginął?... Pan Bóg dał, Pan Bóg wziął. Ja syna widać nie dla siebie chowałam - mówiła z żalem wkrótce po tragedii matka 35-letniego ks. ppłk. Osińskiego. - Bóg, Honor, Ojczyzna, to było dla niego najważniejsze - mówili współpracownicy. - Zginął, jak żył - oceniali.


Tydzień przed katastrofą abp Miron Chodakowski sporo mówił o śmierci i zmartwychwstaniu. Ale to było w czasie Wielkanocy. - W Biblii człowiek odnajduje istotę i sens życia, a także obraz duszy człowieka, która niejednokrotnie dzięki pokucie wznosiła się z upadku na wyżyny niebios - mówił. Jak wynika z relacji jego współpracowników, zawsze gdzieś pędził, spieszył się. Z Hajnówki do Warszawy, z Warszawy do Białegostoku i Supraśla. Tuż przed lotem do Smoleńska było inaczej. Był wyciszony, zamyślony, niespokojny. Może obawiał się, że zginie w samolocie? - Miałem lecieć za niego - mówił tuż po katastrofie prawosławny biskup Jerzy Pańkowski, współpracownik arcybiskupa. - Wspaniały człowiek, kochający ludzi, wolałbym zginąć zamiast niego.

Ich proboszcz

Nieco przypadkowo w samolocie lecącym do Smoleńska znalazł się ks. prał. Bronisław Gostomski, kapelan prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, duszpasterz londyńskiego środowiska Rodzin Katyńskich, wieloletni dziekan Polskiej Misji Katolickiej, proboszcz parafii św. Andrzeja Boboli w zachodnim Londynie. Ks. Gostomski był dobrze znany Polakom nie tylko w Londynie, ale także w północnej i wschodniej Anglii, gdzie wcześniej był proboszczem.


Na uroczystości do Katynia ks. Gostomski udawał się jako osoba towarzysząca prezydentowi Kaczorowskiemu w zastępstwie jego żony, która była po operacji. - Jego praca duszpasterska przyniosła wiele owoców. Pozostawił po sobie puste miejsce, ale to wszystko, co zrobił dla rodaków, pozostanie w pamięci - powiedział proboszcz parafii św. Jana Ewangelisty ks. Krzysztof Tyliszczak, były kanclerz PMK. - Był bardzo oddany swoim parafianom, wspierał ich całym sobą. Oni to wyczuwali i lgnęli do niego.


Nieprzypadkowo w samolocie do Smoleńska był ks. Józef Joniec z Zakonu Pijarów. Przez 20 lat organizował jedną z największych sportowych imprez stolicy - Parafiadę. To dzieło jego życia.


Od 1988 r. na początku lipca tysiące dzieci z polskich parafii z kilku krajów europejskich rywalizowało na boiskach AWF, ostatnio także w SGGW. W czasie Parafiady realizowano program "Katyń... ocalić od zapomnienia". Dzieci sadziły dęby upamiętniające zamordowanych polskich oficerów. Akcji patronował prezydent Kaczyński, który zaprosił ks. Jońca na uroczystości w Lesie Katyńskim.

Lot do Smoleńska

Reklama

Sporo świeczek i zniczy zapalono przed warszawskim kościołem Wszystkich Świętych po 10 kwietnia 2010 r. To z myślą przede wszystkim o ks. Zdzisławie Królu, byłym proboszczu tutejszej parafii, byłym kapelanie warszawskiej Rodziny Katyńskiej, postulatorze procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego Popiełuszki, jednym z najbardziej rozpoznawalnych kapłanów archidiecezji warszawskiej. Ostatnio już na emeryturze (w chwili śmierci pod Smoleńskiem miał 75 lat), mieszkał przy kościele jako rezydent.


Na sprawowane przez niego Msze św. przyjeżdżano z całej Warszawy. Nie dlatego, że był wesołym, ciepłym człowiekiem, gawędziarzem, lecz ze względu na to, że ks. Króla doskonale się rozumiało. Kazania wygłaszał piękną polszczyzną. Często zresztą występował w telewizji, potrafił dotrzeć i do ludzi prostych, i do wykształconych. Był bardzo wyczulony na ludzką biedę, z własnej emerytury pomagał potrzebującym.


Nietuzinkowym kapłanem był ks. Andrzej Kwaśnik, proboszcz parafii św. Tadeusza Apostoła w Warszawie. Co roku do podwarszawskiej Starej Iwicznej, gdzie wcześniej ks. Kwaśnik był proboszczem, przyjeżdżało kilkuset harleyowców, Odprawiał dla nich Msze św., w czasie których modlono się za ofiary wypadków. Choć sam na motorze nie jeździł, chciał, by blisko Kościoła byli ludzie z pasją, a za takich uważał harleyowców. Oni sami wspominali go jako człowieka zabieganego, ale gotowego zawsze przyjść z pomocą.


- Pełnił wiele różnych funkcji w Kościele, ale był też świetnie zorganizowany: nie zdarzyło się, żeby nie był do czegoś przygotowany, nie przewidział jakiejś sytuacji - wspominał Tomasz Woźniakowski, motocyklista i współorganizator Mszy św. w Starej Iwicznej. Co stanie się w czasie lotu do Smoleńska, ks. Kwaśnik nie mógł przewidzieć.

2012-12-31 00:00

Oceń: +9 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prawda po siedmiu latach

Niedziela Ogólnopolska 24/2017, str. 28-29

[ TEMATY ]

Smoleńsk

katastrofa smoleńska

Artur Stelmasiak

Kwiecień 2010 r. Przejazd karawanów z trumnami

Kwiecień 2010 r. Przejazd karawanów z trumnami

Ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej ukazują dramat rodzin, ale także katastrofę najważniejszych instytucji polskiego państwa w 2010 r. Kto jest za to odpowiedzialny?

Sekcje zwłok oraz badania DNA w dwóch niezależnych ośrodkach pokazały opinii publicznej, co tak naprawdę działo się po 10 kwietnia 2010 r. Okazuje się, że podczas wielodniowej żałoby narodowej instytucje państwowe nie dołożyły praktycznie żadnych starań, aby rodziny i Polacy mogli pochować swoich przedstawicieli w godny sposób. I choć odbyło się kilkadziesiąt indywidualnych pogrzebów, podczas których modliliśmy się i żegnaliśmy naszych rodaków z imienia i nazwiska, to jednak po 7 latach można powiedzieć, że były to rozłożone w czasie pochówki zbiorowe. – Teraz już wszyscy wiedzą, dlaczego tak uparcie zakazywano otwierania trumien w Polsce. Wiadomo, czego poprzednia władza się bała – mówi „Niedzieli” Magdalena Merta, wdowa po śp. ministrze Tomaszu Mercie.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Strefa Gazy/ Flotylla Sumud ogłosiła stan wyjątkowy z obawy przed interwencją Izraela

2025-10-01 20:36

[ TEMATY ]

strefa gazy

pixabay.com

Alarm

Alarm

Izraelska marynarka wojenna rozpocznie przechwytywanie łodzi z flotylli Global Sumud w ciągu godziny. Na pokładach jednostek ogłoszono stan wyjątkowy - poinformowali w środę organizatorzy akcji, cytowani przez agencję Reutera.

Flotylla poinformowała, że w jej okolicy dostrzeżono 20 izraelskich okrętów wojennych. Dodano, że okręty zbliżyły się na odległość ok. 3 mil morskich. Flotylla ogłosiła wcześniej, że znajduje się mniej niż 80 mil morskich (ok. 148 km) od blokowanej Strefy Gazy.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję