W programowym wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” (3 lipca br.) prezydent Bronisław Komorowski odniósł się do wielu kluczowych spraw kraju: cywilizacji życia, bezpieczeństwa energetycznego, solidarności atlantyckiej, odpowiedzialności za katastrofę smoleńską. Odniósł się, co nie znaczy, że w tych wszystkich sprawach konkretnie się wypowiedział. Najbardziej dobitne stanowisko zajął wobec toczących się w Sejmie prac nad pełnym zagwarantowaniem prawa do życia od poczęcia.
W sprawie tej zajął jednak stanowisko równie zdecydowane, co oparte na zupełnie fałszywych i wprowadzających w błąd opinię publiczną przesłankach. To nieprawda bowiem, że w Polsce legalnie można zabić nienarodzone dziecko tylko - jak mówi Prezydent - „w przypadku ciąży zagrażającej życiu dziecka lub matki i w przypadku ciąży powstałej w wyniku gwałtu czy kazirodztwa”. Tak, z grubsza, było jeszcze dwa lata temu. Jednak przed dwoma laty obecny rząd przy milczącej akceptacji opozycji (nie było wotów nieufności, żądań komisji śledczej, interpelacji, nawet konferencji prasowych) przyjął podczas tragicznej „sprawy Agaty” nową wykładnię prawa: zabić można również każde dziecko poczęte, nawet w najbardziej uczuciowym i dobrowolnym związku gimnazjalistów, tylko dlatego, że matka jest gimnazjalistką. Prezydent - skoro wypowiada się o ochronie życia - powinien wiedzieć, jaki jest jej prawdziwy stan, a nie dezorientować Polaków powtarzaniem ideologicznych komunałów.
Prezydent występuje przeciw zagwarantowaniu w pełni prawa do życia przed urodzeniem w imię „kompromisu”. Jednak myliłby się ten, kto uważałby, że „kompromis” oznacza tu realny, choć ograniczony, zakres ochrony życia. Tzw. kompromis jest nie formą (określeniem zakresu) ochrony, ale istotą obecnego prawodawstwa. Jego zwolennicy łatwo bowiem zapominają o „kompromisowej ustawie”, gdy trzeba sięgnąć po jej przepisy, by bronić życia. W „sprawie Agaty” nawet opozycja nie przypominała rządowi, że aborcyjna presja otoczenia na matkę chcącą urodzić dziecko może mieć cechy przestępstwa w świetle art. 153 polskiego kodeksu karnego. Prawodawstwo aborcyjne w Polsce to „kompromis dynamiczny”, stale zmieniający się… „w duchu kompromisu”. Chodzi w nim tylko o jedno - by powołując się na „kompromis”, nie zajmować się obroną życia; nawet tam, gdzie zobowiązuje do tego obecne prawo. I Prezydent, niestety, staje po stronie takiej fikcji.
Nadrzędność „kompromisu” ma zawieszać prawo do życia i obowiązywalność w życiu społecznym norm moralnych. Jednak w sprawie może najbardziej dziś dzielącej Polaków w długiej programowej wypowiedzi Prezydenta nie widać żadnych prób porozumienia. Prezydent nie wykorzystuje w ogóle szansy, by w sposób niezależny ocenić błędy obecnego rządu w sprawie katastrofy smoleńskiej, nawet te najbardziej oczywiste. A to byłoby konieczne dla odbudowy zdolności porozumienia między Polakami. W tej sprawie Prezydent zdobywa się jedynie na ledwo dostrzegalny dystans, mówiąc, że „sprawy śledztwa i ustaleń komisji, której przewodniczącym jest minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller, nie należą do zakresu odpowiedzialności prezydenta”.
A przecież Prezydent powinien uznać to, co najbardziej oczywiste: odpowiedzialność premiera Donalda Tuska za sięganie do poparcia zagranicy w polskich sporach politycznych (taki charakter miało przyjęcie „zaproszenia” premiera Putina na uroczystości katyńskie) i za sytuację, w której samolot z najwyższymi przedstawicielami polskiego państwa i społeczeństwa leciał do Rosji na lotnisko nieprzygotowane do jego przyjęcia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu