Reklama

Ty pijesz - ja choruję...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na początku jest zdziwienie, a nawet oburzenie: Dlaczego ja mam chodzić na mityngi? Przecież to on pije! Później matki i żony alkoholików zaczynają pojmować, że uzależnienie męża czy syna wpływa także na ich psychikę i skłania do określonych zachowań. Udręczone kobiety przestają żyć własnym życiem, całą swoją uwagę i energię poświęcając alkoholikowi. Próbują różnych sposobów, aby zmusić go do abstynencji. Dopiero na mityngach dowiadują się, że to daremne, bowiem decyzję o zaprzestaniu picia może podjąć tylko sam uzależniony. A one powinny zadbać przede wszystkim o siebie i rodzinę.

Wybrał wódkę

Reklama

Już przed ślubem Ela zdawała sobie sprawę, że jej narzeczony lubi zaglądnąć do kieliszka, ale nie przywiązywała do tego wagi. Przecież wszyscy mężczyźni z jej otoczenia czasem pili i nikt nie robił z tego problemu. Dopiero pół roku po ślubie, kiedy mąż praktycznie przestał trzeźwieć, zorientowała się, że związała się z alkoholikiem. Próbowała wszystkiego, doprowadzona do ostateczności dała mu wybór: wódka albo rodzina. Mąż stwierdził, że zależy mu na bliskich, ale z alkoholu nie zrezygnował. Rozpoczął się koszmar - kłótnie, awantury, wyzwiska.
Ela nie domyślała się nawet, że picie męża wpływa aż tak destrukcyjnie na dzieci. A one żyły w nieustającym stresie i reagowały po swojemu. Córka np. zachorowała na anoreksję, a wiadomo, że ta choroba ma podłoże psychiczne. Lekarka, która poznała sytuację, poradziła matce, aby zaczęła uczęszczać na mityngi Al-Anon.
- Zmieniłam się - opowiada Ela. - Na początku, wracając do domu i widząc nietrzeźwego męża, bardzo się denerwowałam, krzyczałam, usiłowałam mu przemówić do rozumu. Teraz wiem, że takie zachowanie nic nie daje. Nie mogę zmienić otoczenia, ale mogę zmienić siebie. Teraz mam swoje zainteresowania, przedtem całą uwagę koncentrowałam na mężu.
Niestety, nie wszystko wygląda różowo. - Piłem, piję i będę pił - oświadczył jej mąż. Kategorycznie odmówił leczenia. Sąd orzekł rozwód, ale dalej mieszkali pod jednym dachem. Ela nie zapomni szoku, jaki przeżyła, kiedy zauważyła, że w alkoholowych libacjach uczestniczy także jej syn. Teraz także i on jest uzależniony.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nowe życie

Reklama

- Nie wiedziałam, że to choroba - opowiada Stasia. - U mnie w domu się nie piło, nie zdawałam sobie sprawy, jak poważny jest to problem. Po pewnym czasie jednak przestało mi się podobać, że nie mogę liczyć na męża, że nie wychodzimy razem, bo on woli pić. Potem przyzwyczaiłam się do tego cyklu: powrót męża z rejsu, powitanie, a potem już tylko chlanie. I tak do następnego wyjścia w morze.
Sama pracowała, była niezależna, więc wydawało się jej, że wszystko będzie dobrze. Jednak i ona zbyt późno zauważyła, jaki wpływ wywiera picie męża na dzieci.
- Poszłam z córką do psychologa - opowiada Stasia. - Ot, takie problemy dorastającej dziewczyny. A pani psycholog po rozmowie z nią zorientowała się, że ojciec pije. Zapytała mnie, jak sobie z tym radzę. A ja jej wtedy szczerze odpowiedziałam, że przestałam sobie radzić. Wyszłam z zaleceniem, aby zgłosić się na leczenie dla osób współuzależnionych.
Na pytanie, co dało jej Al-Anon, Stasia odpowiada krótko: - Nowe życie. Zadbałam o siebie i swoje sprawy, spojrzałam inaczej na świat.
Członkowie wspólnoty Anonimowych Alkoholików przyznają, że żona uczestnicząca w mityngach Al-Anon potrafi zabrać komfort picia. Stasia wiedziała o tym, bo problem uzależnienia starała się poznać od podstaw.
- Powiedziałam mężowi: chcesz pić, to pij, ale nie masz prawa mnie dręczyć - wspomina kobieta. Zdystansowała się od chorych zachowań małżonka. Przestała krzyczeć, prosić, grozić. - Ale tu spokojnie, nawet pokłócić się nie ma z kim - żartował nieraz jej mąż.
Pił jednak dalej. Doprowadził się do takiego stanu, że spodziewała się jego rychłej śmierci.
- A tu Pan Bóg rozrzucił wszystkie moje puzzle - mówi Stasia. - Mąż w końcu się opamiętał. Przedtem jednak przeżyłam koszmar jego delirium. Było ciężko, pogotowie niechętnie przyjeżdża do takich przypadków. W szpitalu dali mu kroplówki, ale nie chcieli przyjąć na oddział. Musiałam długo prosić i perswadować lekarzowi na izbie przyjęć, aby nie odsyłał nas z kwitkiem. Ale warto było. Mąż nie pije już od pięciu lat.
Dziś Stasia jako długoletnia członkini AL-Anon stara się pomagać innym. Każda z przychodzących tu pań (bo to one stanowią ogromną większość wspólnoty) ma własną drogę dochodzenia do zdrowia. Od niej samej zależy decyzja, czy zostanie w Al-Anon, czy też poszuka innych rozwiązań.

Można być szczęśliwym

- Pamiętam, że mąż następnego dnia po piciu nie chodził do pracy, załatwiał sobie zwolnienia - wspomina Irena. - Jego matka mówiła, że jest chory. Po pewnym czasie miałam tego dość. Postanowiłam, że dam sobie radę sama. Pracowałam, zarabiałam nawet więcej od niego. Potem przyszedł kryzys - mąż stracił pracę, przeszedł na zasiłek.
O Al-Anon dowiedziała się przypadkowo. Zobaczyła gdzieś napis: „Jeśli w twoim domu jest alkoholik i nie możesz sobie poradzić - przyjdź do nas”. Posłuchała, choć dzisiaj przyznaje, że spodziewała się czegoś nierealnego. Wydawało się jej, że jeśli zacznie chodzić na mityngi, stanie się cud i mąż przestanie pić. Tak się nie stało, ale uczestnictwo we wspólnocie wiele ją nauczyło. Zrozumiała, że może być szczęśliwa niezależnie od tego, czy ktoś w jej domu pije, czy nie.
- Gdyby nie Al-Anon, chyba sama zaczęłabym pić albo brałabym psychotropy - przyznaje Irena.
Życie z alkoholikiem nie jest proste. Szczególnie kiedy dochodzi do przykrych sytuacji, w których udział biorą dzieci. Kiedyś mąż wrócił z pracy i, jedząc obiad, zasnął z twarzą w talerzu. Starsza córka nie wytrzymała, zaczęła namawiać matkę, aby rozstała się z alkoholikiem. Młodsza, która nie wszystko jeszcze rozumiała i podchodziła do życia bardziej emocjonalnie, nie poparła siostry.
Dziś Irena wie, że w najbliższym czasie cała sytuacja pewnie sama się rozwiąże. Niestety, nie w taki sposób, w jaki chcieliby zainteresowani. U jej męża stwierdzono chorobę nowotworową. Mimo to nie zaprzestał picia.
- Były dni, że rano miał chemioterapię, a wieczorem potrafił się napić - mówi z goryczą Irena. - Ciągle jednak miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Dziś już wiem, że nie będzie. Lekarze stwierdzili, że są przerzuty...

***

- Mówimy, że alkoholizm jest chorobą społeczną, ale nie dlatego, że tylu członków naszego społeczeństwa pije - tłumaczy Krzysztof, prezes Katolickiego Centrum Trzeźwości w Gdańsku-Wrzeszczu. - To oznacza, że uzależnienie oddziałuje na rodziny alkoholików. One także chorują, choć nie piją.
Współuzależnione żony biorą np. na siebie cały ciężar prowadzenia domu i załatwiania wszystkich życiowych spraw. Na męża nie można przecież liczyć, jest on kimś w rodzaju kolejnego dziecka. Czasem wręcz obsesyjna staje się chęć kontrolowania go i daremne próby zmuszenia do zaprzestania picia. Zdesperowane kobiety posuwają się do śledzenia małżonka, odszukiwania domowych kryjówek z alkoholem i wylewania go. Te wszystkie wysiłki idą, oczywiście, na marne, bo żadna siła nie zmusi alkoholika do trzeźwości, jeśli on sam nie uczyni pierwszego kroku.
W KTC spotykają się zarówno sami uzależnieni, jak i kobiety z „przeciwnego końca barykady” - żony i matki alkoholików. Na początku jest spora doza nieufności, czasem nawet niechęci. - Ci z AA mówią na nas „piranie” - uśmiechają się członkinie Al-Anon. Ale przychodzi porozumienie. Bo przecież jedni od drugich wiele się uczą. I to jest najważniejsze.

2010-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Panie, ucz mnie, bym mówił mądrze i był odpowiedzialny za to, co mówię!

2024-11-14 13:56

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Na pozór wydaje się nam, że słowo posiada mniejszą wartość niż konkretna rzecz, towar, dobro materialne. Lecz tak nie jest. Rzeczy przemijają, lecz nie słowa, one trwają. Ileż wielkich budowli rozsypało się, rozpadały się monarchie i zmieniały się granice państw, a słowa wieszczów trwają, nie przemijają. Tym bardziej odnosi się to do słów Jezusa. Jego słowo stwarza nowe rzeczywistości, przywraca do życia, leczy ślepych, podnosi upadłych, rodzi nadzieję i wiarę.

Jezus powiedział do swoich uczniów: «W owe dni, po wielkim ucisku, „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie” zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i „zgromadzi swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi po kraniec nieba”. A od figowca uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabrzmiewa sokami i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie te wydarzenia, wiedzcie, że to blisko jest, u drzwi. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec».
CZYTAJ DALEJ

Jak wygląda moja modlitwa?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Łk 18, 35-43.

Poniedziałek, 18 listopada. Wspomnienie bł. Karoliny Kózkówny, dziewicy i męczennicy
CZYTAJ DALEJ

1000 dni tragedii ludzi na Ukrainie. Kościół w Polsce pomaga od początku

2024-11-18 12:29

[ TEMATY ]

wojna na Ukrainie

Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie

1000 dni wojny

PAP/EPA

Zniszczenia po rosyjskich atakach w Odessie 17 listopada 2024

Zniszczenia po rosyjskich atakach w Odessie 17 listopada 2024

9,5 miliona osób cierpiących na zaburzenia psychiczne z powodu wojennej traumy, blisko 30 milionów osób odprawionych na granicy polsko-ukraińskiej w ciągu zaledwie dwóch lat, wszystkie parafie w Polsce zaangażowane w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Kościół w Polsce od początku niesie pomoc materialną, liczoną w setkach milionów euro, ofiarom trwającej już blisko tysiąc dni wojny w Ukrainie. O przykładnej reakcji Polaków Papież wspomina w swej najnowszej książce.

- Te tysiąc dni wojny, to jest tysiąc dni tragedii konkretnego człowieka. Do tej wojny nie można się przyzwyczaić. Ona musi nas niepokoić, ona musi nas martwić, ona musi nas mobilizować - mówi w rozmowie z mediami watykańskimi ksiądz Leszek Kryża TChr, dyrektor Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Konferencji Episkopatu Polski. Od wybuchu pełnoskalowej wojny ks. Kryża odwiedził Ukrainę blisko 30 razy. Każdą z tych wypraw nazywa „wielką lekcją”, której nie można zastąpić relacjami, zdjęciami, ani nawet spotkaniami z tymi, którzy w obliczu wojennego dramatu znaleźli schronienie w Polsce. A tych, według danych z maja bieżącego roku jest obecnie ponad 950 tysięcy, nie licząc około półtora miliona osób, które przyjechały do Polski przed 2022 r. Wiele i zarazem niewiele, biorąc pod uwagę, że tylko w 2023 r. granicę polsko-ukraińską przekroczyło w obie strony 15,9 mln osób, spośród których 94 procent to Ukraińcy.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję