Reklama

Kraj za metropolią

Niedziela Ogólnopolska 30/2010, str. 12-13

Dominik Różański

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiesława Lewandowska: - Pani Doktor, dlaczego w wyborach prezydenckich, i to już w pierwszej turze, polska wieś tak gremialnie poparła Jarosława Kaczyńskiego z PiS?

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska: - Nie powiedziałabym, że było to poparcie gremialne, ale rzeczywiście Jarosław Kaczyński zyskał poparcie 59 proc. mieszkańców wsi i 40 proc. mieszkańców miast. Dodajmy, że w liczbach bezwzględnych oznacza to poparcie 3,5 mln mieszkańców wsi i 4,3 mln mieszkańców miast. Proponuję więc rozwagę w kreowaniu stereotypowych uogólnień. Interesujący jest regionalny rozkład głosów oddanych na obu kandydatów. Jarosława Kaczyńskiego wybierały województwa „zakorzenione”, które nie przeżyły wielkich migracji, gdzie ziemia jest dziedziczona z dziada pradziada, czyli na Podlasiu, Lubelszczyźnie, w Małopolsce i Podkarpaciu... Tam mieszkają wyborcy, dla których bardzo ważne są takie wartości, jak: tradycja, patriotyzm, wiara i państwo. Niewiele było w tych wyborach pytań o religijność, jako że obydwaj główni kandydaci zadeklarowali, iż są praktykującymi katolikami - to jednak Jarosław Kaczyński, pytany o in vitro, okazał się bardziej posłusznym synem Kościoła niż Bronisław Komorowski.

- Dlaczego tak nikłe poparcie - także na wsi - uzyskali przedstawiciele wiejskich partii, Samoobrony, a zwłaszcza zasłużonego PSL?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Trzeba by tu postawić pytanie, czy te tradycyjnie chłopsko-rolnicze partie są w stanie reprezentować dzisiaj rolników i wieś w sposób wystarczająco skuteczny. Po wejściu do Unii Europejskiej, gdy negocjowanie interesów rolnictwa musi się odbywać na poziomie premiera i ministra spraw zagranicznych, rolnicy i mieszkańcy wsi widzą - lepiej niż eksperci i dziennikarze - że potrzebują wsparcia takiej formacji politycznej, która będzie w stanie wyłonić życzliwego im premiera, a nie być tylko wiecznym koalicjantem, który co najwyżej może liczyć na stanowisko ministra rolnictwa…

- Jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej głosiła Pani Doktor tezę, że w Polsce „powinna powstać centroprawicowa formacja dbająca o interesy wiejsko-rolnicze”. Jest nią właśnie PiS?

- Nie miałam na myśli jakiejś nowej, specjalnej formacji politycznej. Od wielu lat mam merytoryczne zastrzeżenia do tych partii, które w swoich programach deklarują „reprezentację wszystkich Polaków”, a bagatelizują kwestie wsi i rolnictwa, zakładając, że za ten fragment Polski powinny odpowiadać albo Samoobrona, albo PSL, czyli „zawodowo-związkowe” partie chłopskie.

- Uważa Pani, że te „zawodowo-związkowe” partie nie mają już żadnych szans?

Reklama

- W państwach europejskich partie ludowe współtworzą dzisiaj formacje centroprawicowe. W Polsce zawodowo-rolniczy elektorat będzie się stopniowo zmniejszał, ponieważ mieszkańcy wsi już obecnie stanowią bardzo zróżnicowaną grupę społeczno-zawodową. Dzisiaj z rolnictwem jako źródłem utrzymania tak naprawdę związanych jest ok. 30 proc. jej mieszkańców. Oznacza to, że o interesy tej grupy trzeba dbać tak, jak się dba o interesy nauczycieli, młodzieży, rodzin wielodzietnych… I nie można tej grupy dłużej marginalizować, i przesuwać poza obszar zainteresowania dużych partii politycznych, jak to się w Polsce zazwyczaj działo i nadal dzieje. Formacja polityczna, która chce w Polsce wygrywać wybory i sprawować władzę w interesie wszystkich obywateli, musi poznać i zrozumieć specyfikę problemów wsi i rolnictwa, musi włączyć ją do swojej debaty, musi mieć w swoim składzie takich polityków i kandydatów na stanowiska ministerialne, którzy będą w stanie profesjonalnie dbać o tę część Polski.

- To marginalizowanie i przesuwanie donikąd problematyki wiejskiej ma w Polsce chyba dość głębokie korzenie; polskie partie chłopskie bodaj nigdy nie były zbyt wpływowe, także w czasach przedunijnych...

- Ależ nie, czasami odgrywały naprawdę ważną rolę. W wyborach w 2001 r., tuż przed zakończeniem negocjacji akcesyjnych, za sprawą Samoobrony reprezentacja wsi w parlamencie (wraz z PSL) zyskała poparcie 20 proc. wyborców, co wymusiło na polskich negocjatorach bardziej zdecydowaną postawę. To Samoobrona „gardłowała” w tej sprawie, a PSL dzięki temu gardłowaniu lepiej negocjował. Leszek Miller miał świadomość, że jeżeli nie będzie słuchał Jarosława Kalinowskiego, który był wtedy ministrem rolnictwa, to w referendum akcesyjnym wieś i rolnicy powiedzą „nie”. Tamta mobilizacja wsi przełożyła się na lepszy wynik negocjacji akcesyjnych. Trzeba też przyznać, że zarówno PSL, jak i Samoobrona są formacjami, których politycy znają się na rolnictwie. Ale - żartobliwie rzecz ujmując - Samoobrona ma szczególnie trwałą „zasługę” polityczną. Uważam mianowicie, że to Andrzej Lepper zepsuł styl polskich elit i język debaty publicznej. Dzisiaj w lepperowskim stylu mówi Władysław Bartoszewski i filozof z Lublina - Janusz Palikot. Można nawet powiedzieć, że to Andrzej Lepper uformował polską elitę polityczną! A przecież powinno być odwrotnie. Ale żarty na bok.

Reklama

- Ani PSL, ani Samoobrona nie są w stanie skutecznie zadbać o sprawy polskiego rolnictwa i, jak Pani Doktor mówi, powinny się tym wreszcie poważnie zająć duże formacje polityczne, a te nie dość dobrze rozumieją rolnictwo i wieś…

- Wszystkie partie, które mają zamiar reprezentować Polaków i wykraczać poza wąskie grupowe interesy, mają obowiązek potraktować mieszkańców wsi i rolników jako część polskiego społeczeństwa, którą trzeba rozumieć, znać, szanować i cenić. A niewątpliwie dzisiaj te największe formacje, czyli PO i PiS, bardzo się różnią pod tym względem.

- Jak bardzo? W wyborach prezydenckich obie te wielkie partie tak samo wiele i niemal to samo obiecywały wiejskiemu elektoratowi.

- Być może obiecywały tak samo wiele, ale zdecydowanie nie to samo. Gdy przyjrzeć się bliżej, czasem nieco zakamuflowanym, partyjnym koncepcjom programowym, to te różnice są bardzo zasadnicze! Platforma Obywatelska na przykład, w swych diagnozach i planach rozwoju Polski posługuje się wizją rozwoju metropolitalnego.

- Można się zatem obawiać marginalizacji obszarów wiejskich?

- Zapewne. Zwolennicy tej koncepcji przekonują, że to wielkie metropolie mają być motorem postępu, co w praktyce oznacza, że wieś ma pełnić rolę „zasobu siły roboczej”. Uzasadnienie jest następujące: pieniądze włożone w rozwój metropolii najszybciej przyniosą zysk i samoczynnie pociągną innych.

- Jaka konkretnie jest propozycja PiS dla wsi?

Reklama

- PiS wprowadził do polityki pojęcie obecne w zasadach unijnej polityki spójności i solidarności, czyli zasadę trwałego i zrównoważonego rozwoju. To taka wizja rozwoju gospodarczego, w której mała przedsiębiorczość, przetwórstwo i rolnictwo napędzają autonomiczny, wewnętrzny rozwój małych społeczności w oparciu o ich własne siły. Impulsem jest zwykle początkowo wsparcie zewnętrzne. Propozycja trwałego i zrównoważonego rozwoju zapewnia rozwój małych społeczności, miasteczek w ich własnym rytmie, z zachowaniem specyfiki i tradycji. Zapobiega to dramatycznej polaryzacji społeczeństwa na biednych i bogatych. PiS, w przeciwieństwie do PO, docenia pomocniczą rolę państwa.

- I chyba właśnie to przywiązanie rolników do instytucji państwa i korzystanie z jego opieki jest dziś powodem niechęci sporej części elit, nie tylko politycznych, wobec wsi...

- Nie chodzi o opiekę, tylko o poczucie odpowiedzialności za wspólnotę! W Polsce mamy przedziwną, złą tradycję marginalizowania rolników i wsi. Za naturalne uważane jest mówienie i pisanie o rolnikach językiem wykluczenia, że są balastem, że znikną, że są skazani na wymarcie…

- … że są ostoją ciemnogrodu i bastionem zacofania…

- …no właśnie. Takie i jeszcze bardziej obraźliwe opinie padały przy okazji unijnych dopłat bezpośrednich; co chłopi zrobią z tymi pieniędzmi, na pewno przepiją… A przy okazji odbierano polskim chłopom ich piękną, patriotyczną tradycję. Symboliczna była wypowiedź Władysława Frasyniuka o chłopach, którzy rzadziej walczyli o niepodległość i wolność Ojczyzny, a częściej zdejmowali kamasze z nóg poległych... Czasami myślę sobie, że część polskich elit buduje swoje poczucie sukcesu na poczuciu wyższości, a nawet pogardy wobec wykreowanej do tego celu grupy Polaków, a tą grupą - proszę wybaczyć, ale zupełnie jak w PRL-u - najczęściej bywa wieś i rolnicy.

Reklama

- Dostrzega Pani Doktor echa PRL-owskiego dążenia do marginalizacji wsi także w dzisiejszych działaniach politycznych, a może jednak to tylko kwestia złego języka i zakorzenionych stereotypów?

- Nawet jeżeli byłoby to tylko kwestią języka, to i tak jest to dość groźne. Nie zapominajmy, że język lewicy komunistycznej był zawsze dla chłopów obraźliwy, miał zabić chłopską duszę, chłop był „workiem kartofli - gdzie go postawić, tam stoi”… A walka z kułactwem w Polsce była niczym innym, jak walką z dobrym gospodarstwem rodzinnym. Ten lewicowy PRL-owski stosunek do wsi i rolników (socjologowie nazywają to „polityką represyjnej tolerancji”) zmierzał wprost, chociaż różnymi metodami, do pozbawienia „kułaków” własności ziemi i zamiany ich w tzw. robotników rolnych.

- A czy ta dzisiejsza ewentualność dołączenia do metropolii nie może okazać się prawdziwym awansem i w konkretnych przypadkach poprawą sytuacji życiowej?

- To wizja przyszłości, w której nadal, jak w PRL obowiązuje „awans do miasta”, czyli awans jednokierunkowy. Ten stereotyp trwa do dziś. Tyle że teraz… to elity społeczne chętnie przenoszą się na wieś! Z sondaży wynika, że rośnie atrakcyjność wsi, co trzeci przedsiębiorca, specjalista i inteligent z wielkich miast deklaruje wybór wsi na wymarzone miejsce zamieszkania. Wieś i miasto to różne, ale równoprawne i wzajemnie sobie potrzebne światy.

Reklama

- Czy zauważyła Pani Doktor, jak chętnie po pierwszej turze wyborów podkreślano właśnie to, że na Jarosława Kaczyńskiego zagłosowała przede wszystkim wieś, i to w dodatku z tych bardziej zacofanych regionów?

- Warto zadać pytanie, czemu służy podtrzymywanie w wyborcach PO przekonania, że są wiecznie młodzi, wykształceni i generalnie „lepsi”. To oferta skierowana do niezdecydowanych, którzy wybierają emocjonalnie, zgodnie z atmosferą debaty publicznej. Skoro jeden z kandydatów cieszy się poparciem wsi, to przyłączenie się do tego wyboru byłoby „degradujące”, bo media narzucają negatywny stereotyp wsi i rolników. Czasami odnoszę wrażenie, że ci, którzy głosują na PO, naprawdę wierzą w to, że są młodsi, inteligentniejsi, piękniejsi… Byłoby to zabawne, gdyby nie było tak niebezpieczne i destrukcyjne dla wspólnoty narodowej i demokracji. Cały spór polityczny zostaje pozbawiony cech merytorycznych. I jak u Gombrowicza - decyduje tylko lepszość i gorszość.

- Dlaczego Polacy wciąż tak nie lubią wsi, dlaczego wiejskość jest ciągle synonimem gorszości?

- Nie Polacy, tylko ważna część naszych opiniotwórczych elit. W sondażach socjologicznych bardzo wyraźnie widać, że Polacy mają wobec wsi i rolników postawę normalną, nie widzą na wsi ani zacofania i ciemnoty, ani postaw roszczeniowych. Uważają, że wieś potrzebuje wsparcia i wyrównania szans.

- Podobnie jest w innych krajach?

Reklama

- Chłopskość i wiejskość jest wartością w Norwegii, Finlandii, Francji, Niemczech, a nawet Wielkiej Brytanii (książę Karol promuje zdrową żywność i fotografuje się na tle krów), ale politycznie bliżej ludowej tradycji są zwykle partie centroprawicowe niż lewicowo-liberalne. Dobrym przykładem tego, jak tradycja chłopska może współtworzyć kulturę narodową, są kraje skandynawskie. Wszak IKEA jest symbolem chłopskiej prostoty, a Norwegowie w referendum odrzucili integrację z UE, bo chcieli lepiej niż Unia chronić swoich rybaków i rolników, których dotują na dwa razy wyższym poziomie niż UE.

- Tymczasem to, co dziś w Polsce najbardziej zniechęca do rolników, to właśnie owo wspieranie finansowe!

- To naprawdę trudno pojąć! Gdy Finlandia negocjowała wejście do Unii i domagała się zgody Unii na wydanie własnych dodatkowych pieniędzy na wsparcie gospodarstw rolnych położonych na północy (gorsze ziemie), to Finowie jak jeden mąż wspierali swego ministra rolnictwa! A w Polsce Leszek Balcerowicz (w „Rzeczpospolitej”, 1999 r.), gdy był wicepremierem rządu przygotowującego się do negocjacji akcesyjnych, pisał: „przyznanie płatności polskim rolnikom będzie ich pyrrusowym zwycięstwem i klęską dla kraju”. Myślę, że w żadnym innym państwie nie byłoby to możliwe. W Polsce nie tylko nie wywołało to medialnej krytyki, ale interesy rolnicze (a więc i nasze, polskie) były atakowane i wyszydzane przez bardzo wielu przedstawicieli ekspertów, dziennikarzy i publicystów.

- A jaka naprawdę jest dziś ta polska wieś, Pani Doktor?

Reklama

- Na pewno ładniejsza i zamożniejsza niż jeszcze kilka lat temu. Po wejściu do UE na wieś napłynęło mniej więcej trzykrotnie więcej środków, nie tylko w formie płatności bezpośrednich, ale także w ramach różnych selektywnych programów - jak wynika z badań, co piąte gospodarstwo rolne skorzystało także z innych środków (m.in. na: mikroprzedsiębiorczość, pakiety ekologiczne, przetwórstwo rolne, agroturystykę). Dodajmy do tego gospodarność wiejskich samorządów i mamy początki zmian, których polityka III RP nie była w stanie przez wiele lat uruchomić.

- I nie jest to ani pyrrusowe zwycięstwo, ani klęska dla kraju - pieniądze nie zostały przepite...

- No nie, te prognozy były absurdalne i obraźliwe. Pieniądze zostały dobrze zainwestowane w gospodarstwa, infrastrukturę wsi i w edukację dzieci. Polska wieś na pewno jest dziś zamożniejsza, choć niestety, nie dotyczy to większości jej mieszkańców. Ale (badania z 2007 r.) sami mieszkańcy wsi oceniają swoją sytuację i swoją przyszłość zdecydowanie lepiej niż przed wejściem do Unii. Przestali w swoich aspiracjach różnić się od reszty Polaków. Można powiedzieć, że polska wieś, symbolicznie, dołączyła do Polski.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zawsze trzyma się w cieniu. Kim jest sekretarz nowego papieża?

2025-05-15 15:40

[ TEMATY ]

sekretarz

Papież Leon XIV

sekretarz papieża

ks. Edgard Iván Rimaycuna Inga

Vatican Media

Choć Watykan oficjalnie nie ogłosił tej nominacji, to latynoski ksiądz towarzyszący od pierwszych chwil Leonowi XIV nie mógł umknąć uwadze mediów. Chodzi o 36-letniego ks. Edgarda Ivána Rimaycunę, który pracował u boku obecnego papieża jeszcze w Peru, a następnie trafił za nim do Watykanu. Podkreśla się jego ogromną dyskrecję i to, że zawsze trzyma się w cieniu.

Ks. Edgard Iván Rimaycuna pochodzi z Peru. Jego znajomość z obecnym papieżem sięga 2006 roku, kiedy formował się w seminarium duchowym Santo Toribio de Mogrovejo w Chiclayo. W tym czasie ojciec Robert Prevost był przeorem augustianów, ale utrzymywał bliskie relacje ze swą przybraną ojczyzną. Dla młodego seminarzysty augustianin szybko stał się mentorem, odgrywając decydującą rolę w dojrzewaniu jego powołania. Kiedy zakonnik powrócił do Peru, początkowo jako administrator apostolski, a później biskup diecezjalny, potrzebował godnego zaufania współpracownika: w ten sposób Rimaycuna zaczął pracować u jego boku.
CZYTAJ DALEJ

Warszawa: duchowny zawieszony po zarzutach dotyczących posiadania i udzielania substancji

2025-05-17 11:36

[ TEMATY ]

komunikacja

Archidiecezja Warszawska

Red.

- Władze archidiecezji niezwłocznie podjęły decyzję o jego zawieszeniu we wszystkich czynnościach duszpasterskich - poinformował ks. Przemysław Śliwiński, rzecznik prasowy Archidiecezji Warszawskiej, w związku z zatrzymaniem jednego z duchownych pod zarzutem posiadania oraz udzielania substancji psychoaktywnej.

Duchowny Archidiecezji Warszawskiej został zatrzymany w ubiegłym tygodniu. Jak poinformowała prokuratura, usłyszał zarzuty dotyczące posiadania oraz nieodpłatnego udzielenia mefedronu. Po zatrzymaniu, zgodnie z decyzją władz kościelnych, został zawieszony we wszystkich czynnościach duszpasterskich, w tym w sprawowaniu sakramentów, do czasu pełnego wyjaśnienia sprawy.
CZYTAJ DALEJ

Na świątyni we Wschowie stanął krzyż

2025-05-17 10:11

[ TEMATY ]

Zielona Góra

Wschowa

montaż krzyża

Krystyna Pruchniewska

Na kościele św. Jadwigi Królowej we Wschowie 15 maja 2025 zamontowano krzyż. To ważny etap prac wykończeniowych w budowie świątyni.

Z miesiąca na bliżej coraz bliżej zakończeniu budowy nowego kościoła pw. św. Jadwigi Królowej we Wschowie. Trwają ostatnie prace wykończeniowe. Niedawno ułożono posadzkę w prezbiterium. Budowa kościoła rozpoczęła się w 2008 roku. Historia parafii sięga jednak 10 lat wstecz. W kwietniu 1998 roku z inicjatywy proboszcza parafii pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika we Wschowie, ks. Zygmunta Zająca (zmarłego w 2024 roku), rozpoczęto przygotowania do budowy kaplicy na placu przy Osiedlu Jagiellonów. Nowa parafia została erygowana dekretem biskupa Adama Dyczkowskiego 22 sierpnia 2000 roku. Z kolei plac pod budowę kościoła został poświęcony przez biskupa Stefana Regmunta 19 maja 2008. Budowę rozpoczęto 1 września 2008. Przez 19 lat proboszczem i budowniczym kościoła był ks. Krzysztof Maksymowicz, zmarły w 2020 roku. Jego następcą jest ks. Adam Tablowski. Posługę wikariusza sprawuje obecnie ks. Karol Aleksandrowicz. Kościół św. Jadwigi Królowej to jedna z trzech świątyń parafialnych we Wschowie. Zapraszamy do fotogalerii, jak wyglądał montaż krzyża.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję