Orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie krzyży w szkołach wywołało powszechny sprzeciw w całej Europie. Świadczy to o tym, że wśród ludzi dobrej woli następuje przebudzenie, a laicyzatorzy źle ocenili nastroje społeczne, uznając, że chrześcijaństwo zostało już spacyfikowane i można sobie pozwolić na jawne zakwestionowanie fundamentu tożsamości Europy. Zamach na święty znak Ofiary, Odkupienia i miłości był brutalnym, ale łatwym do identyfikacji atakiem wprost. Natomiast bardziej podstępny, bo prawie niezauważalny i sprzedawany z uzasadnieniem „kulturowym” bądź „naukowym”, jest laicyzm pełzający, którego liczne przykłady spotykamy na co dzień.
Jego działanie polega np. na relatywizowaniu tradycji religijnej poprzez promowanie w szkołach pogańskiego Halloween. Jest on sprzedawany jako przejaw „otwartości na inne kultury” oraz świetna zabawa, która „pobudza w ludziach kreatywność”. Gdy większość Polaków przygotowywała się do nawiedzenia cmentarzy, korowody młodych ludzi przebranych za wampiry, wiedźmy, czarownice, kościotrupy i inne potwory z wydrążonymi dyniami były widoczne w miastach i miasteczkach. Pytana o to zjawisko nauczycielka jednej ze szkół oświadczyła: „Celem jest promowanie kultury krajów anglojęzycznych, co jako anglistki uważamy za swój obowiązek”. Zdarzało się, że rodzicie, którzy protestowali, otrzymywali odpowiedź, że Halloween stanowi wymóg programowy związany z nauczaniem języka angielskiego w szkołach i uczniowie mają obowiązek zapoznawania się z odpowiednim słownictwem i przygotowaniem prac plastycznych.
Laicyzm pełzający przejawia się również poprzez kwestionowanie instytucji naturalnej rodziny i obiektywnego prawa moralnego. Odbywa się to w sztafażu „naukowym”, a celem jest afirmacja permisywizmu moralnego. Przykładem może być cytowane w mediach za „Daily Telegraph” omówienie badań naukowców z Uniwersytetu Londyńskiego, którzy twierdzą, że dzieci wychowywane przez dwie lesbijki są bardziej ambitne i mają wyższe aspiracje. Lepiej też radzą sobie w życiu. Naukowcy argumentują, że pary tej samej płci są „lepszymi rodzicami, ponieważ dzieci w takich związkach są zazwyczaj planowane i chciane. Decyzja o posiadaniu potomstwa jest przemyślana, łączy się też z poszukiwaniem odpowiedniego dawcy nasienia”. Konkluzją jest stwierdzenie, że - według corocznego brytyjskiego raportu nt. postaw społecznych - już ponad jedna trzecia osób wierzy, iż pary homoseksualne sprawdzają się równie dobrze w roli rodziców, jak te heteroseksualne.
W tej ponurej sprawie pokrzepiające jest to, że zdecydowana większość Polaków odwołuje się do sprawdzonych od pokoleń wzorców i uznaje naturalną rodzinę oraz rodzicielstwo za naczelną wartość w swoim życiu. Cieszmy się, że homoseksualizm nie jest jeszcze obowiązkowy w Unii Europejskiej. Ale bądźmy czujni, bo inaczej jakaś chora ideologia zatruje naszą rzeczywistość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu