Reklama

Skarb Hiltona

Conrad Hilton, król hotelarzy, założyciel pierwszej ogólnoświatowej sieci hoteli, niemal całą swoją fortunę zapisał fundacji charytatywnej. Był gorliwym katolikiem i orędownikiem modlitwy. Uważał, że swój sukces zawdzięcza Bogu i żadnej poważnej decyzji nie podejmował bez chwili spędzonej na klęczkach

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jego życie to przykład kariery w hollywoodzkim stylu: od pucybuta do milionera. Właśnie w tym roku mija 90 lat od chwili (1919 r.), gdy za pożyczone pieniądze kupił pierwszy hotel. W ciągu 11 lat od tego wydarzenia nabył kolejne 7 hoteli, a po 44 latach miał ich 60. W ten sposób stworzył zalążek sieci, która obecnie liczy kilka tysięcy hoteli na świecie i należy do piątki największych potentatów w branży hotelowej. Nazwisko Hiltona pozostało w szyldzie korporacji, choć rodzina Hiltonów nie jest już jej właścicielem.
Conrad Hilton zaczął pracować wcześnie. W wieku 13 lat był sprzedawcą w niedużym sklepie należącym do jego ojca. Pochodził z wielodzietnej rodziny pionierów i imigrantów z Europy. Jego rodzice, Augustus Hilton i Mary Laufersweiler, szukali dostatniego życia na dzikich terytoriach Nowego Meksyku. Zamieszkali w miasteczku San Antonio, położonym na prerii na zachód od Rio Grande. W domu z niewypalonej cegły oraz słomy znajdowało się zarówno domostwo, jak i sklep gospodarczo-spożywczy, prowadzony przez ojca. Właśnie w tym sklepie, pracując za ladą, Hilton zdobywał pierwsze szlify handlowe. Matka pracowała w domu, zajmując się ósemką dzieci. Była osobą głębokiej wiary, którą przekazywała dzieciom. Za jej sprawą Conrad został posłany do szkoły katolickiej. Wiele lat później, gdy był już znanym hotelarzem, siostry zwróciły się do niego z prośbą o wsparcie budowy gimnazjum. Hilton odpisał: „Zbiórka została właśnie rozpoczęta i skończona”, i sam sfinansował budowę szkoły dla 300 uczniów.
Oprócz olbrzymiej pracowitości, zapewniającej Hiltonowi dobre wyniki w biznesie, cechowała go niebywała intuicja. Miał szósty zmysł, cudowny dar, który przesądzał o sukcesie. To właśnie instynkt podsunął mu zakup plajtującego hotelu Waldorf-Astoria, sieci Statler Hotels, i zachęcił do wyjścia z biznesem hotelowym na nieznany dotąd rynek światowy. W 1945 r. Hilton wystartował do przetargu o korporację Stevens. Oferty zgłaszano w zaklejonych kopertach. Hilton napisał sumę 165 tys. dol. Jednak uporczywa myśl nie dawała mu spokoju. Pod jej wpływem, tuż przed złożeniem ofert rozerwał szybko kopertę i podwyższył kwotę o 15 tys. dol. Gdy ogłoszono wyniki, okazało się, że Hilton wygrał przetarg i to zaledwie o 200 dol. przed konkurentami! Gdyby nie korekta oferty, przegrałby i nie odnotował zysku w wysokości 2 mln dol., jaki wkrótce przyniosło wygranie przetargu. Genialna intuicja? Hilton w swojej autobiografii wiązał ją raczej z modlitwą: „Myślę, że intuicja może być formą wysłuchanej modlitwy” - pisał w książce. „Robisz najlepiej, jak potrafisz, myśląc, licząc, planując, a potem się modlisz. Nie ma sensu się modlić: «Boże, spraw, abym to ja wygrał, a inni przegrali», ale jest całkowicie w porządku zapytać: «Co chcesz, Boże, abym zrobił?» albo: «Jaka jest właściwa odpowiedź?». Nie jest to egoizm. Każdy ma prawo zrobić to samo”. Według Hiltona jednak, kluczem nie jest sama modlitwa, ale wsłuchanie się w odpowiedź. „Słucham w pewnego rodzaju wewnętrznym wyciszeniu, do chwili gdy coś «zaskakuje», i czuję, która odpowiedź jest dobra” - pisał Hilton.
W 1953 r. w pewien czwartkowy zimowy poranek w hotelu Mayflower w Waszyngtonie, należącym do Hiltona, zgromadzili się senatorowie, kongresmeni, sędziowie, dyplomaci, wiceprezydent Richard Nixon i sam prezydent Dwight Eisenhower na pierwsze doroczne śniadanie modlitewne. Sam Hilton sprawował honory gospodarza. Zgromadzenie w sali balowej hotelu pochyliło głowy do modlitwy. Hilton, jako człowiek sukcesu, nie stronił od publicznych przemówień, był w Ameryce osobą znaną i cenioną. W latach powojennych w USA był ikoną w rodzaju Billa Gatesa, jak powiedzielibyśmy dzisiaj. Popularność sprawiła, że nawet w świeckich mediach publikowano jego przemówienia przeniknięte duchem wiary, a „Saturday Evening Post” i „Life” opublikowały nawet tekst modlitwy, której autorem był sam Hilton. Otrzymywał tysiące listów, nie tylko z USA, ale i z Europy, od ludzi poruszonych tekstem modlitwy. Jedno z jej zdań brzmiało: „Natchnij mądrością nas wszystkich, bez względu na kolor skóry, rasę i wyznanie, abyśmy używali naszych bogactw i sił tak, aby pomagać bliźniemu, a nie niszczyć go”.
Sam Hilton zgromadzone w ciągu życia bogactwo ulokował zgodnie z tą intencją. 97 proc. z kilkusetmilionowej fortuny (w 1979 r. była to rzeczywiście fortuna!) zapisał stworzonej przez siebie fundacji charytatywnej. Fundacja Conrada N. Hiltona istnieje również dzisiaj. Jej celem jest wspieranie inicjatyw dobroczynnych na całym świecie, między innymi sióstr katolickich niosących pomoc chorym i ubogim.
Mimo nadzwyczajnych zdolności biznesowych w czasie wielkiego kryzysu w USA w latach 30. Hilton otarł się o bankructwo. Nie było go stać na dokończenie kluczowych inwestycji, natomiast jeden po drugim tracił hotele już otwarte. Stracił dom. Mieszkał z żoną, dziećmi i matką w jednym z hoteli, którego był dyrektorem, ale już nie właścicielem - własność hipoteczna przeszła w ręce wierzycieli. Musiał pożyczyć 300 dol. od woźnego na życie. Widmo bankructwa i utraty źródła utrzymania zajrzało mu w oczy. W 1934 r. spotkał go kolejny cios. Odeszła od niego żona, z którą spędził 8 lat i z którą miał troje dzieci.
Wszedł w związek cywilny z Zsa Zsą Gabor, tancerką węgierskiego pochodzenia, lecz małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Zarówno o swoich problemach finansowych i rodzinnych, jak i o niemożności przystępowania do sakramentów, gdy pozostawał w związku cywilnym, napisał w swojej biografii. „Nie myślę, że mój anioł stróż wyjechał na wakacje. Przeciwnie, myślę, że prawdopodobnie ciężko pracował, aby dopilnować, bym nigdy nie pomylił materialnego dostatku z sukcesem życiowym, ani sukcesu finansowego ze spokojem umysłu, ani nigdy nie pomyślał, że samotność wynikająca z odseparowania od Kościoła może z czasem zostać przezwyciężona”.
Wraz z końcem wielkiego kryzysu finanse Hiltona zaczęły wychodzić na prostą. Jego korporacja wkrótce powiększyła się o sieć ogólnoświatową. Marka „Hilton” stała się najlepiej rozpoznawalną marką w branży hotelarskiej. Przejęcie w 1954 r. sieci Statler Hotels przez jego spółkę za 111 mln dol. było największą transakcją na rynku nieruchomości w ostatnich 150 latach, kiedy Amerykanie kupili od Francuzów Luizjanę (1803 r.).
W jaki sposób ten człowiek sukcesu przetrwał najtrudniejsze chwile? Gdy wielu biznesmenów i graczy giełdowych na wieść o bankructwie odbierało sobie życie, matka Hiltona podsuwała mu nieodmiennie jedną receptę: „Idź i módl się, Connie - mówiła. - Do Niego zanieś wszystkie swoje problemy. U Niego są odpowiedzi wtenczas, kiedy my ich nie mamy. Niektórzy wyskakują z okien hotelowych, a inni idą do kościoła. To najlepsza inwestycja, jakiej kiedykolwiek w życiu możesz dokonać”.
„Przez ponad 40 lat ani razu bez ważnej przyczyny nie opuściłem niedzielnej Mszy św.” - pisał w swojej autobiografii Hilton. „Teraz, zaczynałem każdy dzień na klęczkach w kościele. Dla mnie nie było w tym nic wstydliwego, że zwracałem się do Boga w chwili, gdy miałem problemy. Jeśli modlitwa jest zwyczajem w życiu, jest to naturalne, że się modlisz. Jeśli nigdy wcześniej tego nie robiłeś, to bardzo dobry moment, żeby zacząć”.
Tej lekcji wiary, którą wyniósł z domu, nie zdołał zniweczyć ani kryzys, ani późniejsze ogromne sukcesy finansowe. Zwycięstwa i porażki traktował jednakowo - z ufnością jako dopust Boży. „Wspinanie się na wyżyny sukcesu pozwalało mi odważnie patrzeć w przyszłość. Ale to właśnie wędrówki dolinami kryzysu uczyły mnie prawdziwej pokory - odkryłem, że gdy wszystko, co materialne zawiodło, wiara pozostawała dla mnie jedynym drogocennym zabezpieczeniem”.

Korzystałem z autobiografii Conrada Hiltona, „Be my Guest”, 1957 oraz materiałów Fundacji Conrada N. Hiltona.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zawierzają Kościół i Polskę - rekolekcje biskupów

2025-11-20 16:13

[ TEMATY ]

rekolekcje

Jasna Góra

biskupi

BPJG

Biskupi na rekolekcjach

Biskupi na rekolekcjach

- Jasna Góra jest sercem Kościoła w Polsce, dlatego jesteśmy tutaj i prosimy za naszą wspólnotę i Ojczyznę. Z Maryją omawiamy najważniejsze wyzwania – podkreślił arcybiskup Tadeusz Wojda Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. W sanktuarium trwają rekolekcje biskupów odbywają się pod hasłem: "Być Prorokiem Nadziei". Bierze w nich udział niemal cały Episkopat. Nauki głosi ks. dr Jan Jędraszek, filozof i spowiednik z Domu Rekolekcyjnego Księży Pallotynów w Otwocku.

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski zwrócił uwagę, że biskupi są pasterzami Kościoła w Polsce, dlatego też szczególnie podczas rekolekcji zanoszone są intencje naszej Ojczyzny. - Czujemy potrzebę wspólnego bycia tutaj u Matki Bożej. Często do Niej przyjeżdżamy, aby z Nią omówić nasze sprawy. Polecamy Jej, Kościół i wszystkie wyzwania, których jest przecież tak dużo - podkreślił abp Tadeusz Wojda. Przewodniczący KEP zauważył, że dzisiejszy świat się zmienia, społeczeństwo się zmienia, ale i Kościół się zmienia. – Jest mniej ludzi w Kościele, młodzież poszukuje swojego miejsca, coraz częściej pojawiają się osoby, które nie chrzczą dzieci. To są nowe wyzwania i dlatego ta zmieniająca się rzeczywistość wymaga od nas, byśmy to wszystko dziś oddali Maryi – mówił abp Wojda w rozmowie z @JasnaGóraNews.
CZYTAJ DALEJ

Kryzys powołań a szkoły katolickie – wyzwania i szanse

2025-11-20 21:02

[ TEMATY ]

szkoły katolickie

Andrzej Sosnowski

Red.

Andrzej Sosnowski

Andrzej Sosnowski

Szkoły katolickie prowadzone przez zgromadzenia zakonne przez dziesięciolecia były nie tylko instytucjami edukacyjnymi, lecz także żywymi zasobnikami powołań — wielu absolwentów internatów zakonnych wkraczało później do nowicjatu czy seminariów. Dziś ten mechanizm traci siłę.

Według najnowszych danych (stan na 1 października 2025 r.) do seminariów zakonnych w Polsce przystąpiło tylko 101 nowych kandydatów, podczas gdy pięć lat temu ich liczba była znacznie wyższa. Łączna liczba kleryków w seminariach zakonnych zmalała do 479 osób, co sprawia, że zgromadzenia prowadzące szkoły stoją przed poważnym ryzykiem utraty duchowej misji.
CZYTAJ DALEJ

Ks. Paweł Dubowik: Kościół nie nakazuje trwania w relacji, która krzywdzi

2025-11-21 09:23

[ TEMATY ]

Sychar

adobe Stock

Kościół nie nakazuje trwania w relacji, która krzywdzi. W przeszłości wynikało to raczej z pewnych mentalnych schematów, ale dziś Kościół jasno mówi: jeśli w domu dzieje się przemoc, trzeba się przed nią chronić - podkreślił w ks. Paweł Dubowik, krajowy duszpasterz wspólnoty „Sychar”. W rozmowie z KAI kapłan wyjaśnia, w jaki sposób Wspólnota „Sychar” towarzyszy małżonkom przeżywającym kryzys, także wtedy, gdy żyją osobno. Mówi również o najczęstszych trudnościach dotykających współczesne związki i o roli duszpasterza w tak wymagającej posłudze.

Anna Rasińska (KAI): Wspólnota Trudnych Małżeństw „Sychar” to katolicka wspólnota wspierająca sakramentalne małżeństwa przeżywające kryzys, działająca od 2003 roku. Jak wygląda jej działalność w praktyce? Kto do niej należy?
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję