Starali się zrobić wszystko, co po ludzku zrobić można. Dotarli do najlepszych specjalistów, poświęcili czas, energię i pieniądze walce o ocalenie syna. To jednak dopiero część ich historii. Druga, ta trudniejsza - to zaufanie Bogu i Jego wyrokom. Zaufanie modlitwie. Mieć nadzieję wbrew temu, co mówią lekarze i medycyna. Wbrew temu, co widzą na własne oczy... A jednak wierzą, że to nie koniec. Wiara daje siłę im i ich choremu synowi. Przetrwali próbę i doznali łaski ocalenia. Cudu nowego życia. Urszula, mama Michała, mówi: - Urodziłam Michała drugi raz...
10 metrów w dół
Reklama
W sierpniu 2008 r. Michał, student IV roku prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, spadł z dachu domu w rodzinnym mieście. Do dziś nie wiadomo dokładnie, jak to się stało. Runął głową w dół. Jakieś 10-15 metrów, wprost na kostkę brukową chodnika. Upadek Michała na szczęście widział przyjaciel. Wezwał pomoc. Godzinę później chłopak leżał już na stole operacyjnym w częstochowskim szpitalu na Parkitce.
Na korytarzu czekali oniemiali z bólu rodzice i siostry.
- Pamiętam, że podeszła do nas lekarka - wspomina mama Michała. - Miała zmęczoną twarz i beznamiętny głos. Powiedziała tylko: - Z tego się nie wychodzi... Zrobiliśmy wszystko... Módlcie się.
Lekarze usunęli zmiażdżoną śledzionę, pozszywali popękane oba płuca i wątrobę. Najgorsze okazały się uszkodzenia głowy: złamana podstawa czaszki, pogruchotana twarz. Chłopak stracił prawie całą krew.
- Z medycznego punktu widzenia nie ma szans - mówiła lekarka. - Chcecie go jeszcze zobaczyć?...
Zabrzmiało to jak: - Chcecie się pożegnać?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Drogi modlitwy
Szpital na Parkitce dzieli od Jasnej Góry kilka kilometrów. Wokoło sierpniowy radosny tłum pielgrzymów. Dla nich - chłód posadzki, żarliwość modlitwy. - Uratuj go...
Pobrzmiewają im w uszach głosy lekarzy: - To kwestia godzin...
Znów Jasna Góra. Chłód posadzki, szept modlitwy, płacz.
Przetrwał 24 godziny.
Lekarze: - Decydujące są następne trzy doby, ale proszę nie mieć wielkich nadziei.
Jasna Góra, modlitwa, płacz.
Siostra Magda prosi przyjaciół: - Jeśli umiecie się modlić...
Wieść o tragedii rozchodzi się szybko. - Co możemy zrobić? - pytają kolejni ludzie.
- Módlcie się...
Życie liczone na minuty
Reklama
Michała wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Mózg jest tak opuchnięty, że w każdej chwili może zajść konieczność zdjęcia płyty czaszki. Przy temperaturze prawie 40 stopni występują tzw. poty zlewne. Pielęgniarki co godzinę zmieniają mokrą pościel.
Walka o każdą minutę życia, każdy oddech. Mijają dni.
- Próby wybudzania nie przynoszą efektów. Im dłużej trwa śpiączka, tym gorzej. A w człowieku budzi się nadzieja, że skoro Michał przetrwał tyle, to może jednak Bóg zostawi go wśród żywych - opowiada Urszula.
Basia, przyjaciółka rodziny, organizuje modlitewne pospolite ruszenie. Porusza niebo i ziemię. Dzwoni do znajomych, do zaprzyjaźnionych księży, klasztorów, nawet tych w Belgii i na Ukrainie, do sanktuarium w Licheniu, w Leśniowie, na Jasną Górę.
Zaczyna pleść linę, która wyciągnie Michała „stamtąd”.
Modlą się mama Urszula i ojciec Krzysztof, modlą się Ola i Magda - siostra, dziadkowie, przyjaciele, znajomi i nieznajomi. Modlą się współpracownicy Urszuli. Inna przyjaciółka, Jadwiga, żarliwie zapewnia o wielkiej sile modlitwy przy grobie Jana Pawła II, więc Ula nieustannie przyzywa jego pomocy, pisze do San Giovanni Rotondo.
Pamiętaj o marzeniach
Reklama
Mijają tygodnie.
- Zadecydowałyśmy, że zwiększymy liczbę godzin spędzanych przy Michale. Do oporu, póki nas nie wyproszą z oddziału, będziemy go pilnować i wspomagać obecnością - mówi Magda.
Lekarze: - Michał nie widzi, nie słyszy, nie czuje...
A jeśli...? - zastanawia się Urszula. - A jeśli wie, że wokół niego na OIOM-ie nieustannie umierają ludzie. Śmierć za śmiercią...
- Przywieźliśmy ze sobą albumy ze zdjęciami od maleńkości Michała i opisujemy mu po kolei zdjęcia, żeby przypomniał sobie te najmilsze chwile. Robimy mu sesję z przeszłości. Staramy się pracować nad jego fantazją. Żeby nie zapomniał, jak się marzy - opowiadają siostry.
Śpiewają mu do ucha, monologują, wkładają do uszu słuchawki i włączają ulubioną muzykę. Na wargi - krople cytryny, żeby pobudzić zmysły smaku.
Najmniejszej reakcji.
- Syn nie widzi, nie czuje, nie słyszy...
Przy wzroście 182 cm waży 47 kg. Zanik mięśni. Nie przełyka, więc karmiony jest sondą.
Lekarze wyjaśniają: - Musicie się nauczyć żyć z „takim” Michałem... Lepiej nie będzie.
Ilu ludzi się modli? Cała rodzina, daleka i bliska, znajomi i przyjaciele: Basia z rodziną, Jadwiga, Czesław z żoną, Jan i jego rodzina, Krysia, ks. Mariusz, Szczepan, Marek... Tak naprawdę nigdy się nie dowiedzą. Nie policzą, nie poznają z nazwiska. Ważne, że modlą się nieustannie. Jak Urszula. Modlitwa przynosi jej ulgę. Czasem ze zmęczenia zasypia. Chwilami jest tak wykończona, że nie trzyma się na nogach. Ale i tak każda myśl, każdy gest jest westchnieniem do Boga.
- Coraz mniej jest pytań, coraz mniej żalu - opowiada. - Pojawia się akceptacja, a nawet więcej - wiara w to, że ten krzyż ma jakiś cel, jakiś sens. Pokora i zaufanie. Wreszcie: - Będzie jak chcesz, Boże...
Widocznie Bóg i tego chciał, aby po wielu latach konfliktu stanęli obok siebie przy ołtarzu w Leśniowie, na Mszy św. o uzdrowienie Michała - Krzysztof i jego rodzice.
Pokłócili się o coś 17 lat temu, długo nie odzywali się do siebie, a teraz żyć bez siebie nie mogą i nadrabiają stracony czas. Babcia Zosia i dziadek Andrzej stali się nieodzowni w walce o Michała. To jeden z wielu cudów...
Niosący nadzieję
Reklama
W Polsce najlepszym specjalistą od wybudzeń ze śpiączki jest prof. Talar z Bydgoszczy. Jadą do niego z filmem, na którym Michał leży bez ruchu jak manekin.
Profesor ogląda w skupieniu materiał, czyta wyniki badań.
Mówi: - Kupcie synowi porządny garnitur. - Te słowa podcinają im nogi.
Długo milczy, patrzy badawczo na rodziców.
- Na wiosnę otwieram nowy oddział wybudzeń. Michał będzie moim gościem.
Taniec radości.
Pierwszy posłaniec nadziei. Pierwszy lekarz, który nie przekreślił medycznie ich syna.
Prof. Talar uczy dwóch bezcennych rzeczy - jak i czym karmić chłopaka, żeby nie umarł z głodu, i bardzo ważnego w śpiączce masażu wibracyjnego. Wykonuje się go ręcznie. Trwa jakieś cztery godziny. Ręce mdleją z bólu. I - na oko - żadnych efektów.
Czasem od granicy, gdzie tylko rozpacz i łzy, dzielą ich centymetry. Walczą o przetrwanie. Tak jak w kolejnym szpitalu, gdy kolejny lekarz profesjonalnie opanowanym głosem informuje: - Ale państwo zdają sobie sprawę, że rokowania co do syna są złe?
Wiedzą, ale choć wokoło nic nie daje nadziei na lepsze, oni noszą w sobie przekonanie, że Michał do nich wróci. Kwestia czasu, cierpliwości i miłości. Niektórzy twierdzą, że to irracjonalne. Ula mówi do Krzysztofa: - Nie słuchamy tego, co mówią lekarze! Nie tracimy wiary! Robimy swoje!
- Miałam wrażenie, że spotykamy odpowiednich ludzi w odpowiedniej chwili. Mówimy o nich „anioły”. Miałam też dziwne, ale dobre uczucie, że cały czas ktoś ze mną jest. Tuż za plecami - wspomina Urszula.
Siostry dodają: - Jak mama powiedziała, że „żelazo nie klęka”, to zadrgała mu powieka. Ruszał też płatkiem nosa, jak mówiłyśmy mu różne rzeczy. Dla nas to jest nadzieja na kontakt z otoczeniem. I tego się trzymamy.
Dzika radość z każdego znaku „stamtąd”. Ruszył palcem u nogi, drgnęła mu powieka, delikatnie uściskał komuś dłoń. Rehabilitanci Artur i Basia pokazują wtedy palcem niebo i powtarzają skromnie. - To nie nasza zasługa...
- Ktoś potem powiedział, że spadającego z dachu Michała musiały anioły złapać za włosy, bo upadł łagodnie, nie z całą ogromną siłą, wywołaną grawitacją. Lekarzom trudno było uwierzyć, że ocalał mu kręgosłup. Nie złamał też ani jednej kości długiej - mówi Krzysztof.
Druga część liny ratowniczej jest w Toruniu. Przyjaciele Michała tworzą tam „michałową” stronę internetową
Bądźcie z nami
Michał obudził się na dobre 14 listopada 2008 r.
Wyszeptał imię siostry - Ola...
Dech im zaparło.
To nie złudzenie. Mówi!!!
Urszula pisze do wszystkich znajomych e-maile: „Michał zaczął mówić. Pan Bóg jest wielki, miłosierny i wszechmocny! Składam Panu Bogu pokorne podziękowania, pozdrawiam serdecznie wszystkich”.
Michał jest w domu. Wróciła mu już pamięć wsteczna, ale zapomina, co jadł na obiad. Ma kłopoty ze wzrokiem. Czasem nie poznaje najbliższych, jakby mózg płatał figle. Ale te przerwy w transmisji stają się coraz rzadsze. Teraz radością jest przejście całego pokoju, długie chwile rozmowy. Odzyskiwanie sił z dnia na dzień.
I świadomość Michała, że stał się obiektem cudu. Dlatego za każdy kawałek odzyskanego siebie, za każdy krok, gest, uniesienie do ust szczoteczki do zębów, mówi cicho: - Boże, dzięki...
Jak echo powtarzają te słowa za nim inni...
Długa droga przed nimi.
Przyjaciele mówią: - Zasłużyli na ten cud...
Pan Bóg podpowie
Czasem mawia się, że jak Bóg chce kogoś ocalić, to wyciągnie go z najciemniejszej otchłani. Rodzina Michała mówi o niezasłużonym darze od Boga. Byli zwyczajną rodziną - niedzielna Msza św., szacunek dla tradycji, ale niewiele więcej.
A tu taka łaska.
Niezasłużenie...
- Dostaliśmy dar, który nas przerasta - mówi matka Michała. - Co uczynić z tak ogromnym cudem jak drugie życie syna? Michał też będzie musiał sam znaleźć odpowiedź. Do mnie powraca pytanie. Jak Ci się, Boże, odwdzięczę? Wszystko, po ludzku biorąc, wydaje nam się nie dość dobre. Liczymy, że Bóg podpowie nam sposób.
Pomóżmy Michałowi!
Caritas uruchomiła specjalne konto na leczenie Michała:
PKO BP 09102016640000390200267476, z dopiskiem: „DLA MICHAŁA BAUERA”.