- Wszystko jest cudem, nasze narodziny, całe życie i cierpienia, których doświadczamy. Także spotkania z Papieżem odczytuję dziś jako cud w moim życiu.
Był kwiecień 2005 r. Pamiętam chwilę pogrzebu Papieża. Siedzę przed telewizorem, a na ekranie Plac św. Piotra. Papieska trumna. Wiatr furkoce kartkami leżącego na niej Pisma Świętego. Uświadamiam sobie, że - poruszony jak wszyscy - wyrażam to na swój sposób: papieros w jednej ręce, a szklanka wina w drugiej. Powiedziałem sobie: „ostatni” i zgasiłem papierosa, oraz: „stop co najmniej rok” i odstawiłem wino.
Jak było w następne dni, tygodnie, miesiące? Rzucić nałogi wielu może. Ja mogę powiedzieć rzecz unikalną - nie było to dla mnie żadnym, ale to żadnym problemem. Nie mogę więc stwierdzić, że dokonałem czegoś heroicznego. Może w szczególny sposób pomógł mi Karol Wojtyła? Ludzie przy mnie pili, palili. Sam im przypalałem, nalewałem. Żadnych problemów, żadnej pokusy.
Kilka miesięcy później miałem pęknięte żebro po upadku z konia. W szpitalu lekarka stwierdziła, patrząc na obraz płuc: no tak, widać, że ten człowiek nigdy nie palił. Moja żona, obecna przy tym, mówi: - Ależ pani doktor, Daniel jeszcze trzy miesiące temu palił dwie paczki dziennie, i to od wielu lat. Lekarka: - Droga pani, ta aparatura się nie myli, to jest obraz płuc niepalącego człowieka.
Cudów nie ma. A może jednak...?
Pomóż w rozwoju naszego portalu