O stosunkach między Stolicą Apostolską a rządem prezydenta Busha
Włodzimierz Rędzioch: - W jakich dziedzinach polityka Stolicy Apostolskiej jest zbieżna z polityką obecnego rządu Stanów Zjednoczonych, a jakie kwestie je dzielą?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Andrea Kirk: - To bardzo szerokie zagadnienie, a sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej po wydarzeniach z ostatnich dwóch lat (mam na myśli głównie wojnę w Iraku). Nadchodzące wybory prezydenckie
w USA sprawiły, że wzrosło zainteresowanie kwestią relacji między Kościołem katolickim a prezydentem Bushem, jak również jego przeciwnikiem - senatorem J. F. Kerrym (Kerry nie cieszy się opinią
dobrego katolika, gdyż opowiada się za aborcją na żądanie).
Ogólnie można stwierdzić, że Stolica Apostolska i rząd Busha znalazły wspólne pole działania, a czasem nawet współpracowały, np. w takich dziedzinach, jak: walka z handlem ludźmi, obrona życia (szczególnie
na forum ONZ), wychowanie do wstrzemięźliwości seksualnej, walka z AIDS (popieranie takich organizacji, jak Catholic Relief Services). Istnieje również pewna zbieżność stanowisk w niektórych kwestiach
dotyczących organizmów modyfikowanych genetycznie (Genetically Modified Organisms).
Jest natomiast powszechnie znana rozbieżność ich stanowisk w sprawie wojny w Iraku, roli ONZ, sposobów rozwiązania konfliktu palestyńsko-izraelskiego oraz kary śmierci. Hierarchowie Kościoła katolickiego
byli także rozczarowani decyzją prezydenta Busha, który zabronił tworzenia w laboratoriach nowych komórek macierzystych, lecz równocześnie pozwolił na prowadzenie badań na pewnej liczbie już istniejących
komórek tego typu.
Można więc powiedzieć, że Stolica Apostolska i rząd prezydenta Busha zgadzają się w kwestiach dotyczących rodziny, życia i jego obrony, a różnią się sposobem oceny najważniejszych problemów międzynarodowych
i ich rozwiązań.
Rządy, również te, w skład których wchodzą chrześcijanie, mają tendencje do działania w sposób czysto pragmatyczny i utylitarny, co może być postrzegane przez Kościół krytycznie.
- Jaki wpływ na relacje Stolica Apostolska - USA miało rozpoczęcie przez Stany Zjednoczone „wojny prewencyjnej” w Iraku?
Reklama
- W czasie przygotowań do wojny i po rozpoczęciu bombardowań Iraku Stolica Apostolska zajęła bardzo zdecydowane stanowisko przeciw wojnie, twierdząc, że nie jest ona rozwiązaniem problemów dotyczących
działania reżimu Saddama Husajna oraz że nie można jej usprawiedliwić według tradycyjnych kryteriów prawa międzynarodowego. Stolica Apostolska podkreślała z naciskiem, że należy znaleźć rozwiązanie kryzysu
irackiego za pośrednictwem ONZ, prawdopodobnie w ramach podjętych już rezolucji, lecz po rozpoczęciu wojny winiła za jej wybuch zarówno Stany Zjednoczone, jak i ONZ. W tym okresie relacje Watykan -
Stany Zjednoczone były bardzo napięte, pomimo że wielu wpływowych amerykańskich katolików, związanych z Partią Republikańską, próbowało usprawiedliwiać ich prowojenne stanowisko przesłankami moralnymi
oraz łagodzić rozbieżności, twierdząc, że hierarchowie watykańscy wypowiadający się przeciw wojnie nie zabierali głosu w imieniu Stolicy Apostolskiej. Analizując wypowiedzi kardynałów: Ratzingera, Martino
czy Laghi, można łatwo stwierdzić, że jest to naciąganie faktów. To oczywiste, że Ojciec Święty często mówi w sposób bardzo „niepolityczny”, pełen niuansów, ale w żadnym wypadku nie można
z tego wyciągać wniosków, że nie był przeciwny wojnie w Iraku.
Stolica Apostolska wyraziła swoje rozczarowanie i smutek z powodu: śmierci w czasie wojny wielu niewinnych, zwykłych ludzi; ohydnych aktów terroryzmu, którego ofiarą padają zagraniczni żołnierze i
pracownicy; podziałów etnicznych i religijnych, powstałych na skutek wojny; oraz torturowania i upokarzania irackich więźniów. Ta ostatnia sprawa sprowokowała wymianę zdań między abp. Giovannim Lajolo
(watykańskim ministerm spraw zagranicznych) i ambasadorem USA przy Stolicy Apostolskiej - Jimem Nicholsonem, po tym jak abp Lajolo nazwał ujawnienie przypadków torturowania więźniów „ciosem
dla Stanów Zjednoczonych jeszcze większym niż 11 września”. Oczywiście, abp Lajolo miał na myśli ewentualny wpływ tego faktu na moralną wiarygodność USA. Niestety, ambasador Nicholson odniósł wrażenie,
że przedstawiciel Watykanu uznał torturę za większą zbrodnię niż śmierć niewinnych ludzi w atakach z 11 września.
Spotkanie prezydenta Busha z Papieżem, które odbyło się 4 czerwca, było pierwszym po wybuchu wojny w Iraku. O tym, jak bardzo zależało na nim prezydentowi, świadczy fakt, że aby spotkać się z Janem
Pawłem II przed jego podróżą do Szwajcarii, Bush zmienił program swego pobytu w Europie. Wizyta stała się też okazją do wręczenia Papieżowi prestiżowego odznaczenia: Prezydenckiego Orderu Wolności (Presidential
Medal of Freedom). Bush wypowiedział wtedy znaczące słowa: „Stany Zjednoczone pragną uhonorować syna Polski, który został biskupem Rzymu i stał się bohaterem naszych czasów”. Ze swej strony
Papież wspomniał, co prawda, o „godnych pożałowania faktach” - była to aluzja do nadużyć, których ofiarami padli iraccy więźniowe - lecz fakt ten nie był głównym tematem jego przemówienia.
Warto dodać, że spotkanie odbyło się w bardzo szczególnym czasie: w 60. rocznicę wyzwolenia Rzymu przez wojska amerykańskie oraz w 20. rocznicę nawiązania stosunków dyplomatycznych między Stolicą
Apostolską a Stanami Zjednoczonymi, co niewątpliwie stwarzało dla wizyty Busha w Watykanie odpowiedni klimat.
- À propos relacji dyplomatycznych. W 1938 r. Stolica Apostolska utrzymywała stosunki dyplomatyczne z 38 państwami, a 40 lat później, tzn. na początku pontyfikatu Jana Pawła II, liczba państw, które miały swego przedstawiciela w Watykanie, wzrosła do 108. Wśród nich nie było Stanów Zjednoczonych. Dopiero w 1984 r. - równo 20 lat temu - prezydent Reagan zdecydował się nawiązać formalne stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską. Dlaczego USA - praktycznie jako jedno z ostatnich państw na świecie - zdecydowało się uznać polityczną i moralną rolę Stolicy Apostolskiej?
Reklama
- Historia relacji dyplomatycznych między Stolicą Apostolską a USA jest skomplikowana i bardzo interesująca (opisał ją obecny ambasador Jim Nicholson w książce pt. The United States and the Holy See: The Long Road - (Stany Zjednoczone i Stolica Apostolska: Długa droga). Trzeba wyjaśnić, że od 1797 r. Stany Zjednoczone zawsze miały przedstawiciela przy Watykanie, lecz dopiero w 1984 r., za prezydentury Reagana, Kongres amerykański zaaprobował nawiązanie stałych stosunków dyplomatycznych. Przedtem Kongres wielokrotnie zajmował się tą kwestią, lecz uprzedzenia w stosunku do Kościoła rzymskokatolickiego i niewłaściwe interpretowanie pierwszej poprawki do Konstytucji USA (mówiącej o rozdziale między państwem a Kościołem) sprawiły, że nigdy wcześniej nie pozwolono na nawiązanie tego typu relacji. Prezydent Reagan uzasadniał swą decyzję potrzebą zyskania nowego sojusznika w walce z komunizmem, ale od tego czasu liczba katolików w USA zwiększyła się znacznie, a katolicyzm stał się główną religią kraju. O tym, jak bardzo zmieniła się sytuacja, świadczy fakt, że 20 lat po nawiązaniu relacji ze Stolicą Apostolską Kongres amerykański postanowił jednogłośnie uhonorować Głowę Kościoła katolickiego rezolucją, która miała uczcić jego życie i osiągnięcia. Oczywiście, głównym impulsem do tych pozytywnych zmian jest popularność i prawość Jana Pawła II.
- Mówi Pani o zmianie klimatu wokół Kościoła katolickiego i osłabieniu uprzedzeń antykatolickich. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że uprzedzenia te jeszcze istnieją, a świadczą o tym słowa arcybiskupa
Chicago - kard. George’a, który w wygłoszonym ostatnio przemówieniu do Papieża dokonał niepokojącej analizy sytuacji Kościoła katolickiego w USA.
Przejdźmy jednak do innego argumentu. Papież od wielu lat śledzi z uwagą i niepokojem rozwój sytuacji w Ziemi Świętej. Dlaczego rząd Busha - tak zresztą, jak każdy dotychczasowy rząd amerykański
- jest bezkrytycznie proizraelski i nie stara się doprowadzić konfliktu palestyńsko-izraelskiego do sprawiedliwego rozwiązania, które brałoby pod uwagę również słuszne racje narodu palestyńskiego?
- Polityka ostatnich prezydentów Stanów Zjednoczonych w kwestii izraelsko-palestyńskiej różniła się nieco, lecz niezaprzeczalnym faktem jest, że cechowała ją zawsze przyjaźń i współpraca z Izraelem
- czego nie można powiedzieć o stosunku polityków amerykańskich do Palestyńczyków. Ten sojusz z Izraelem jest konsekwencją z jednej strony specyficznej wrażliwości teologicznej amerykańskich protestanów,
a z drugiej - poczuwania się do zobowiązań wobec narodu żydowskiego po wydarzeniach II wojny światowej. Oczywiście, istnieją również istotne powody polityczne: Izrael postrzegany jest przez rządy
USA jako jedyny pewny sojusznik na Bliskim Wschodzie.
Natomiast Stolica Apostolska rozróżniała zawsze stosunek do judaizmu (Jan Paweł II nazwał Żydów naszymi „starszymi braćmi w wierze”) od polityki wobec państwa Izrael, z którym aż
do 1993 r. nie utrzymywała relacji dyplomatycznych. Stosunki Stolicy Apostolskiej z Izraelem były trudne ze względu na izraelską politykę wobec Palestyńczyków, niewprowadzenie w życie zobowiązań
wynikających z podpisanego przez oba państwa Porozumienia Podstawowego (chodzi głównie o ochronę dóbr kościelnych) oraz odmowę przyznawania wiz izraelskich członkom kongregacji religijnych, którzy pracują
w Izraelu.
Jeżeli chodzi o prezydenta Busha, jego rząd jako pierwszy użył słowa „Palestyna”, a nie „terytoria palestyńskie”, i domaga się powstania państwa palestyńskiego. Przed 11 września
2001 r. wiązano z rządem Busha wielkie nadzieje. Później sytuacja między Izraelem a władzami palestyńskimi wciąż się pogarszała, a plan Busha, zwany „Mapą Drogową”, nie spotkał się z
dobrym przyjęciem przez żadną ze stron. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest wielkie emocjonalne przywiązanie Palestyńczyków do Jasira Arafata, z którym administracja Busha nie chce współpracować.
W tym względzie Bush popiera linię Ariela Szarona, którego jednak krytykuje za ostre posunięcia, takie jak zbombardowanie siedziby Arafata czy zabicie przywódcy Hamasu przed meczetem.
Warto przypomnieć, że Szaron został uznany przez izraelski sąd winnym zbrodni wojennych w związku z masakrą dokonaną na Palestyńczykach w obozie dla uchodźców w Sabrze i Chatili, a jego wizyta na
placu Świątyni w 1999 r. spowodowała wybuch drugiej palestyńskiej intifady. I tak jak rząd Busha nie akceptuje Arafata przy stole negocjacji, tak Palestyńczycy nie chcą zaakceptować jako mediatora
przyjaciela Szarona.
- Dziękuję za rozmowę.