„Żyje nam się biednie”
Reklama
Z przerażeniem czyta się opublikowane w Życiu z 28 czerwca szokujące dane Głównego Urzędu Statystycznego, pokazujące niebywały stopień zubożenia Polaków jako narodu. Komentator Życia, sygnowany literkami
AS, pisze w tekście zatytułowanym Żyje nam się biednie: „Powiększa się w Polsce strefa ubóstwa. Poniżej minimum biologicznej egzystencji żyje już ok. 4,7 mln ludzi. Szacuje się, że wśród nich może
być nawet ok. 2 mln dzieci. Są one zagrożone trwałą utratą zdrowia, nie mówiąc już o prawidłowym rozwoju umysłowym i fizycznym. Poniżej minimum socjalnego żyje ok. 59 proc. społeczeństwa, czyli ponad
23 mln ludzi (podkr. - J. R. N.). W tej grupie ok. 18 mln ludzi ma wprawdzie zapewnione najskromniejsze wyżywienie, ale nie wystarcza im pieniędzy na zaspokojenie innych potrzeb życiowych”.
W innym tekście zamieszczonym w tym samym numerze Życia - Polska egzystencja Andrzeja Siłuszka stwierdza się, że: „W 2003 r. poniżej minimum egzystencji żyło w Polsce 12 proc. populacji,
czyli ok. 4,7 mln osób (...). Sytuacja się pogarsza, w 2002 r. poniżej minimum egzystencji żyło 11 proc. Polaków”. Autor stwierdza, że ta grupa osób jest zagrożona biologicznym wyniszczeniem.
Ostrzega też, że: „Biologicznym wyniszczeniem zagrożona jest ogromna liczba dzieci. Poniżej minimum egzystencji w 2003 r. żyło ok. 42 proc. osób w rodzinach mających na utrzymaniu czworo i
więcej dzieci, 18 proc. osób z trojgiem dzieci i ok. 13 proc. rodzin niepełnych”.
Ktoś przecież odpowiada za taki fatalny stan narodu w kilkanaście lat po rozpoczęciu transformacji gospodarczych. Przypomnijmy, jak to jeszcze z sześć lat temu Leszek Balcerowicz publicznie zapewniał,
że jesteśmy jakoby tygrysem gospodarczym Europy Środkowej. Teraz widzimy, że Polska jest totalnie zubożona, z wyprzedaną tak wielką częścią przemysłu, banków etc., a dużej części narodu grozi biologiczne
wyniszczenie. Przecież na temat tych przerażających danych statystycznych powinna toczyć się publiczna dyskusja. Powszechnie powinno się rozważać szanse ratowania narodu z tak przytłaczającej sytuacji.
Tymczasem dane te podaje się tylko w mającym nie za wysoki nakład Życiu, zamiast dyskutować o tym w radiu, telewizji czy tak wpływowych elitarnych gazetach, jak Gazeta Wyborcza czy Rzeczpospolita. Jak
widać, sprawa ta mało obchodzi wpływowe „elity”, bo one i tak się wyżywią!
Biedny kraj
Reklama
Ze wspomnianym tekstem w Życiu aż nadto współgra wymowa tekstu Jerzego Pawlasa pt. Toniemy w długach z 25 czerwca. Autor pisze m.in.: „Ogólne zadłużenie państwa na koniec 2003 r. przekroczyło
420 mld zł. W ciągu trzech miesięcy tego roku wzrosło do 468 mld zł. Społeczeństwo biednieje, a państwo żyje ponad stan. Podczas gdy ponad połowa obywateli wegetuje na poziomie minimum socjalnego, to
deficyt budżetowy rośnie z roku na rok.
Tymczasem obsługa zadłużenia przekracza już połowę dziury budżetowej. Schody zaczną się wtedy, gdy przyjdzie spłacać kapitał - w sytuacji masowego bezrobocia i perspektywy drastycznego niżu
demograficznego (...). Tymczasem przyszło jeszcze płacić składkę brukselską. Kwota 2,5 mld euro jest stanowczo za wysoka jak na obecne możliwości gospodarki, nie mówiąc o zadłużeniu państwa. To poważne
obciążenie budżetu, tym bardziej że składka jak na razie przewyższa wpływy, jakie kraj może uzyskać z UE”.
J. Pawlas pisze, że polityka rządzących postkomunistów prowadzi wciąż do decyzji „obciążających przyszłe pokolenia. Więc sobie porządzimy (naobiecujemy, zaciągniemy kredyty), a po nas -
choćby długi. - Polityka finansowo-gospodarcza kompromituje postkomunistów - uważa prof. Andrzej Kaźmierczak ze Szkoły Głównej Handlowej. - Przestali mieć opory w eskalowaniu wewnętrznych
i zewnętrznych długów państwa (...). Taki sposób finansowania gospodarki to tylko odkładanie problemu, przedłużanie agonii”. Niestety, ten tak alarmujący tekst opublikowany został w niskonakładowym
Tygodniku Solidarność i nie ma szans spełnienia roli ostrzegającej wobec dużej części czytelników.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Polska na szarym końcu”
- taki tytuł ma drukowane w dodatku gospodarczym Rzeczpospolitej z 5 maja omówienie światowego rankingu konkurencyjności. Autor tekstu, sygnowanego A. MI., omawia wyniki raportu opublikowanego przez szwajcarski instytut biznesu IMD. Według niego, od kilku lat sytuacja naszego kraju pogarsza się. Zajmuje on teraz 57. miejsce wśród 60 państw i regionów, których konkurencyjność bada IMD (...). Autorzy badania wskazują, że Polska stwarza jedne z najgorszych wśród badanych krajów warunki prowadzenia biznesu. (...) etyka w biznesie to pojęcie nieznane w naszym kraju”. Co gorsza, według raportu, nie wymienia się Polski wśród krajów, które mają szanse na przyśpieszenie rozwoju gospodarki po wejściu do UE, choć wymienia się w tym kontekście Czechy, Słowację, Litwę, Łotwę i Estonię.
B. premier ostrzega
Kolejne bardzo pesymistyczne akcenty spotykamy w tekście wywiadu z b. premierem Janem Olszewskim pt. Dynamit pod Polską, przeprowadzonego na łamach Naszego Dziennika z 26-27 czerwca przez Małgorzatę Goss. Zdaniem b. premiera: „Za chwilę będziemy tu mieli kryzys, choć ten czas trudno określić dokładnie. Narastają wszystkie jego elementy. Ogromna liczba młodych ludzi bez żadnych życiowych perspektyw to jest społeczny dynamit. Do tego dochodzą horrendalne różnice poziomu życia elit i reszty społeczeństwa. To tworzy atmosferę, w której kryzys zaczyna być nieunikniony”.
Bezbronność Polski
Reklama
Na łamach Rzeczpospolitej z 26-27 czerwca Liliana Sonik w tekście Elity potrzebne od zaraz pisze, że Polska potrzebuje gruntownego remontu. Zdaniem autorki: „Polska funkcjonuje źle. Prasa piętnuje
niekompetentnych, sprzedajnych polityków, jednak wymiany rządzących przynoszą nader krótką poprawę. Bo winni są nie tylko politycy. W Polsce niemal nic nie działa jak powinno. Źle działają urzędy, szpitale,
szkoły, sądy tracą resztki wiarygodności (...). Jesteśmy bezbronni intelektualnie w świecie globalnej konkurencji, bezbronni wobec wyzwań integracji europejskiej (...). Bez wykształcenia nowego typu kadr
zarządzających upadek państwa, a zarazem upadek społeczeństwa będzie postępował”.
Być może wielu czytelnikom Niedzieli obraz przedstawiony w oparciu o cytowane wyżej teksty wyda się przygnębiająco pesymistyczny. Niestety, opiera się on na bardzo udokumentowanym zestawie faktów.
Do swych przeglądów wykorzystuję lekturę 8 dzienników, 17 tygodników i 7 miesięczników. Z tak szerokiej, choć rozproszonej, liczby periodyków można tym pełniej postrzegać całą smutną prawdę o obecnej
rzeczywistości, ukrywaną w najbardziej wpływowych środkach przekazu, a najczęściej przesłanianą rozlicznymi tematami zastępczymi. Nie chodzi mi o zasmęcanie czytelników, lecz o ich zaalarmowanie, o wskazanie
na potrzebę powstania powszechnego ruchu ratowania Polski w czasie tak wielkich zagrożeń! Jakże ogromnie potrzebujemy dziś nowej „Solidarności”, solidarności w biedzie, tego, co tak mocno
akcentował bp Edward Frankowski w jednej z ostatnich homilii...
W kręgu tematów zastępczych
Reklama
Polska potrzebuje przełomu, radykalnego programu ratowania kraju, a tymczasem wciąż obserwujemy tylko rozmaite przepychanki polityczne bez większego efektu i przedłużanie na siłę rządów postkomunistycznych, pomimo tak nikłego poparcia społecznego dla nich. W tekście Jerzego Kubraka i Anny Wojciechowskiej: Politycy jesteście niepotrzebni (Fakt z 19-20 czerwca) czytamy dość znamienne wyznanie poseł Zyty Gilowskiej. Uskarżając się na brak odpowiedniego klimatu w Sejmie dla dyskutowania o najważniejszych problemach gospodarczych Polski, Gilowska powiedziała: „Posłowie zajmują się tylko boksowaniem”. A efekt tego „boksowania”, przepychanek i przestawiań jest w końcu jakże żałosny - kolejny rząd Belki. Czyli żadnych nowych rozwiązań, żadnej nowej szansy dla Polski. Warto w tym kontekście zacytować tekst Anny Sarzyńskiej i Klary Klinger: Lewico, ucz się honoru od Czechów (Fakt z 28 czerwca). Autorki piszą m.in.: „Co łączy polską lewicę z czeską? Wiele. Niskie poparcie dla partii i lewicowego rządu, przegrane wybory do europarlamentu, słaba popularność premierów. A co różni? Honor. Czeski premier podał się właśnie do dymisji, a polski będzie się kurczowo trzymać stołka aż do wiosny. W najnowszym sondażu OBOP rząd Marka Belki dostał poparcie 12 proc. Polaków. To wystarczyło, by nowy premier był zadowolony z siebie i raźno ruszył do «nowych zadań». W Czechach lewicowy rząd Vladimira Szpidli ma 13 proc. poparcia, i to wystarczyło, żeby premier podał się do dymisji. Zrezygnowałem. Tak się robi w każdym normalnym państwie - oświadczył w sobotę Szpidla. Ale polskie państwo do normalnych nie należy”.
Niezadowolenie z „elit”
Coraz powszechniejsze staje się w Polsce niezadowolenie z rządzących „elit”, często nazywanych „pasożytniczą klasą polityczną”. Wymowne pod tym względem są stwierdzenia prof. Mariusza Gulczyńskiego w wywiadzie udzielonym Mirosławowi Głogowskiemu z Przeglądu (nr z 20 z czerwca) pt. Politykom naród przeszkadza. Prof. Gulczyński powiedział m.in.: „Dowodem na to, że społeczeństwo dostrzega słabości klasy politycznej, są wyniki sondaży. Tylko znikomy procent Polaków odpowiada, że ma poczucie, iż reprezentuje ich jakaś konkretna partia. Jeśli głosują, to z desperacji, bo trzeba kogoś wybrać, bo ktoś musi rządzić. Ale mówiąc szczerze, nie ma za bardzo w czym wybierać”.
Okradanie biednego kraju
Na tle omawianego już wcześniej zubożenia tak wielu milionów Polaków tym bardziej wzburzają informacje o rozmiarach okradania kraju. Nader wymowny pod tym względem jest drukowany w dodatku gospodarczym Rzeczpospolitej z 26-27 czerwca tekst Marcina Czekańskiego: NFI w cieniu afer. Autor w oparciu o liczne przykłady pokazuje, w jak wielkim stopniu program narodowych Funduszy Inwestycyjnych wykorzystano do wyprzedaży majątku narodowego za bezcen różnym „znajomkom i kolesiom”. Według Czekańskiego: „Na programie najbardziej skorzystały firmy zarządzające funduszami. Pobierając spore wynagrodzenia za zarządzanie NFI, chętnie pozbywały się majątku. Często przy tym nie troszczyły się o cenę. Typowy pod tym względem był upadek ostrowskiego Wagonu, zatrudniającego ponad 2 tys. pracowników. Ostrów był wyjątkowo cenny - miał dużo zamówień, zyski, a PKP było mu dłużne 50 mln zł”. Słowacy, którzy wykupili zakład, szybko doprowadzili go do ruiny (rok temu miał ponad 200 mln zł długu).
Kościół i polityka
Jakże potrzebne na tle tych wszystkich ponurych wiadomości z ostatnich tygodni wydało się jednoznaczne stwierdzenie przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski - abp. Józefa Michalika. Podczas
Święta
Eucharystii w Łodzi 10 czerwca abp Michalik powiedział, że: „Kościół będzie się mieszał do polityki” (por. tekst zamieszczony w Naszym Dzienniku, 14 czerwca pod tym tytułem). Jak pisano
w Naszym Dzienniku: „Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski wyjaśnił, że Kościół nie będzie zakładał partii, ale będzie przypominał o wartościach moralnych w życiu społecznym i politycznym”.