Z punktu widzenia podstawowych tez, które wygłosił prof. Jan
Gross, trzeba stwierdzić, że badania prokuratora Radosława Ignatiewa
zweryfikowały wiele z nich. Uporczywe twierdzenie prof. Grossa, że
zamordowano w Jedwabnem 1600 obywateli polskich pochodzenia żydowskiego,
zostało zasadnie odrzucone. Stwierdzono, że zamordowanych było od
250 do 350 osób.
Druga kwestia dotyczy liczby Polaków, którzy brali udział
w zbrodni. Prokurator Ignatiew stwierdza, że udało się ustalić ok.
40 osób. Byli tam nie tylko mieszkańcy Jedwabnego, ale także okolicznych
wsi. A więc, używając sformułowań Grossa - nie tylko "sąsiedzi" zamordowanych
Żydów. 40 osób to niewielka grupa, którą można zgromadzić pod presją
czy na ochotnika na każdym terenie. Władze zarówno niemieckie, jak
i sowieckie nie tylko w Jedwabnem organizowały takie grupy ludzi,
którzy np. wydawali w ręce NKWD swoich sąsiadów i współbraci. Nie
można więc mówić o pogromie dokonanym przez ludność. Była to egzekucja
wyraźnie zaplanowana i wykonana.
Podstawowe znaczenie ma ocena p. Ignatiewa, iż Niemcy
wzięli udział w pierwszej fazie egzekucji, czyli w wyciąganiu z domów
ludności żydowskiej i w nakłanianiu Polaków - dodam, że często siłą
- we wstępnym procesie zbrodni. Dalej p. Ignatiew mówi, że na rynku
w Jedwabnem kazano wyskubywać trawę zgromadzonej tam ludności żydowskiej,
zaś grupie mężczyzn obnosić pomnik Lenina. Nie zwrócił uwagi, że
w kilku miasteczkach na Podlasiu podczas zbrodni na Żydach upokarzano
ich w ten sam sposób, co świadczy o wspólnym scenariuszu w organizowanych
mordach.
Postawiono tezę, że Niemcy byli sprawcami mordu jako
jego inspiratorzy oraz władze zarządzające na ówczesnym terenie,
zaś bezpośrednio w mordowaniu Żydów nie uczestniczyli. W wypowiedziach
prokuratora Ignatiewa nie znalazłem pełnych dowodów na poparcie tej
tezy.
Ostatni element dotyczy kuriozalnego i obraźliwego stwierdzenia,
iż ludność Jedwabnego przyglądała się zbrodni biernie. Jak określił
prokurator Ignatiew, nie wiadomo, czy ze strachu, czy z aprobatą.
Analogicznie można powiedzieć, że ludność Warszawy w czasie okupacji,
aż do powstania warszawskiego, przyglądała się biernie masowym egzekucjom
publicznym Polaków na ulicach.
Propozycja Yad Vashem zmiany napisu na pomniku w Jedwabnem,
złożona natychmiast po ogłoszeniu wyników nie zakończonego jeszcze
śledztwa, jest wielce nieprzyzwoita. Złożyła ją instytucja, która
zdawałoby się, że zajmuje się honorowaniem Polaków ratujących Żydów,
tworzy "las sprawiedliwych". Robi to jednak w sposób ułomny, o czym
wkrótce napiszę w Niedzieli. Zgłaszanie takich propozycji, gdy mogiła
jest jeszcze świeża, gdy społeczeństwo polskie nie otrząsnęło się
z werdyktu prokuratora Ignatiewa, jest co najmniej grubą nieprzyzwoitością.
Traktuję ją jako akt wobec mnie osobiście nieprzyjazny.
Notowała: Irena Świerdzewska
Pełna wypowiedź prof. Tomasza Strzembosza w sprawie śledztwa
w Jedwabnem i jego reperkusji ukaże się w następnym numerze Niedzieli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu