Gdybyśmy mieli okazję zapytać wiele osób, jak im się powodzi,
zdecydowana większość spośród nich odpowiedziałaby melancholijnie:
nienadzwyczajnie, jako tako... A może byłoby trochę i narzekania...
Bo jest prawdą, że doświadczamy wiele trudności w życiu, spotykamy
różne przeszkody, znacznie więcej niż sportowiec podczas biegu z
przeszkodami. Wynikają one czasem z naszych nadmiernych żądań, oczekiwań.
Ale bywa i odwrotnie. Chcielibyśmy, żeby ludzie, zwłaszcza ci najbliżsi,
czegoś od nas oczekiwali, spodziewali się, liczyli na nas. To mogą
być problemy życiowe we wspólnocie nawet tak bliskiej, jak małżeństwo,
rodzina.
Dlatego zwykle w pierwszym kontakcie z drugim człowiekiem
mniej lub więcej znajomym czy bliskim stawiamy sobie pytanie, które
jest równocześnie pozdrowieniem: "Co słychać?". Odpowiedzią jest
słowo: "Dziękuję!", a potem ten najzwyklejszy zwrot: "Jakoś idzie..."
. Ale kiedy ta osoba jest nam bliska, mówimy trochę więcej, szczerze,
konkretnie. Choćby krótko opowiemy o swoich dzisiejszych trudnościach,
kłopotach, zwłaszcza tych "z ostatniej chwili"...
Dziś św. Paweł w dwóch wierszach swojego Listu zachęca
nas do ufnej modlitwy. Jakże pocieszające są te jego słowa, że Duch
Święty zna te nasze słabości, i nawet gdy nie wiemy, jak się modlić, "
sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić
słowami". Natomiast Ewangelia w Pana Jezusowej przypowieści ukazuje
problem zła, które na tym świecie jest często pomieszane z dobrem,
jak ten chwast na polu z pszenicą. Wróg człowieka sieje swoje zatrute
ziarna pod osłoną nocy, ukradkiem, niepostrzeżenie. Ktoś przychodzi
do mnie, do drugiego człowieka z uśmiechem na twarzy, z gestem życzliwości
i proponuje nam wprowadzenie "korekty" do Bożych przykazań, nawet
do Ewangelii Chrystusowej. Jego argumenty wydają się nam często takie
oczywiste: Przecież żyjemy już w XXI wieku. Nie można dziś wprowadzać
przykazań tak zobowiązujących, jak to było 2000 lat temu. W tych
proponowanych "korektach" powołują się ci ludzie nawet na katechizm,
na teologię współczesną, które uczą, że Bóg jest święty, wieczny,
miłosierny, wszechmocny i sprawiedliwy. Ale - pytają - dlaczego nie
ma tam mowy o Bożej tolerancji?... I właśnie nasza dzisiejsza przypowieść
Pana Jezusa ukazuje tę Bożą tolerancję, ale nie wobec zła, tylko
wobec człowieka. Bóg nie jest Wielkim Fanatykiem, który bezwzględnie
tępi zło i walczy o dobro. Ale zarazem nie jest to z Jego strony
obojętność ani fałszywa cierpliwość. To jest Boża Mądrość i Miłość.
On jako najlepszy Ojciec patrzy z miłością na człowieka, którego
stworzył na swoje podobieństwo. "Jego słońce wschodzi nad złymi i
nad dobrymi i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (
Mt 5, 45). Pan Jezus nie tylko głosił tę najdoskonalszą tolerancyjność
swojego Ojca, ale ona przepełniała Jego serce, On nią żył. A w nas,
żeby owa tolerancyjność nie stała się obojętnością wobec panoszącego
się zła, jest konieczny szacunek dla wolności drugiego człowieka,
ale i serdeczna troska o jego zbawienie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu