„Betlejemskie pole śpi,
ponad polem gwiazda lśni.
Z nieba ku dolinie jasny Anioł płynie i szczęśliwe głosi dni”.
Beit Sahur, przedmieścia Betlejem, znane pielgrzymom jako Pole Pasterzy. Ze wszystkich moich wizyt w tym miejscu najbardziej utkwiła mi w pamięci ta ze stycznia 2009 r. Zimowy, choć zupełnie ciepły poranek. Pole Pasterzy wolne od pielgrzymów, którzy zjawią się tu, choć nie tak licznie jak w inne miesiące, może za godzinę, dwie. Cisza jak makiem zasiał. Doświadczam niezwykłego uczucia wchodząc samotnie do grot pasterzy, które rozsiane są na stoku wzgórza wśród prowadzonych wykopalisk archeologicznych. Mrok i cisza w tym samotnym odkrywaniu Pola Pasterzy są przejmujące, nie budzą jednak niepokoju, lęku. Przeciwnie, doświadczam spływającego na mnie spokoju. Odwiedzam kilka grot zanim zwrócę się ku stojącemu ponad nimi kościołowi. Zamieszczona na jego kopule gwiazda betlejemska przypomina o wydarzeniach, jakie rozegrały się na Polu. Pasterze obudzeni światłem gwiazdy, porzuciwszy swoje stada, z radością pomieszaną z lękiem podążyli do Betlejem, gdzie narodził się Zbawiciel. Śladem pasterzy opuszczam Beit Sahur.
„Tam gdzie srebrna gwiazdka płonie nad stajenką lichą,
mały Jezus dziwnie smutny popłakuje cicho”.
Ulice Betlejem, które zazwyczaj widziałam tętniące życiem, tym razem są pustawe i spokojne. Pielgrzymów jak na lekarstwo. Zawsze jest ich mniej o tej porze roku, ale tym razem do tej pustki przyczyniły się trwające w Strefie Gazy działania wojenne. Nad Bazyliką Narodzenia Pańskiego powiewa smutnie czarna flaga - symbol solidarności Palestyńczyków z Betlejem z rodakami zamieszkałymi w Strefie.
W Grocie Narodzenia trzy Palestynki w tradycyjnych chustach przysłuchują się polskiej grupie śpiewającej kolędy. Zazwyczaj po krótkiej chwili adoracji trzeba robić miejsce kolejnym przybywającym pielgrzymom. Tego styczniowego dnia Grota Narodzenia, podobnie jak pobliska Grota Mleczna i ulice miasteczka, jest niemal pusta. Przez kilka minut obserwuję mnichów zmieniających lampki oliwne nad gwiazdą znaczącą miejsce narodzin Jezusa. Po chwili do Groty wchodzi palestyńska rodzina - młode małżeństwo z może rocznym dzieckiem. Matka przyklękając przed gwiazdą sadza tuż przy niej swoje dziecko. Odczytuję w tym pięknym geście prośbę o błogosławieństwo Dzieciątka Jezus dla jej pociechy. Mijają kolejne minuty w cichej Grocie, w której od pewnego czasu jestem jedynie ja i młoda dziewczyna pogrążona w modlitwie. Ja pierwsza, niemal na palcach, nie chcąc burzyć intymności jej rozmowy z Bogiem, opuszczam Grotę i Bazylikę Narodzenia.
„W Betlejem przy drodze
jest szopa zła srodze,
A w niej się rozgościła
Matka Jezusa miła”.
Przyzwyczaiłam się już do powszechnego w Izraelu widoku patroli wojskowych. Dlatego dotychczas nie odczuwałam zbyt mocno atmosfery toczącej się w Strefie Gazy wojny. Po raz pierwszy doświadczam zaostrzonych przepisów bezpieczeństwa przy wyjeździe z Betlejem znajdującego się na terytorium Autonomii Palestyńskiej na stronę izraelską. Na punkcie kontrolnym do autokaru wsiada izraelski żołnierz z bronią maszynową, któremu każdy z podróżujących musi okazać paszport. Kolejnego dnia będę zmuszona przejść przez „labirynt” punktu kontrolnego pieszo - drogą, jaką każdego dnia przemierzają Palestyńczycy udający się do pracy w Jerozolimie. Kiedy 8-metrowy mur zostaje za mną mogę odetchnąć z ulgą - pokonanie tej drogi pod okiem uzbrojonych „po zęby” żołnierzy nie należy do przyjemności nawet, a może zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma nic na sumieniu. Oddalam się od niego z ulgą, ale i pewnością, że mimo muru i tak jeszcze wrócę do Betlejem, miasta, w którym narodził się Jezus.
Pomóż w rozwoju naszego portalu