W uroczystość Objawienia Pańskiego 6 stycznia br., w tym szczególnym dniu, tak ważnym dla Dzieła Misyjnego Kościoła, nastąpiła w diecezji sandomierskiej inauguracja obchodów 100. rocznicy urodzin wielkiego misjonarza naszej diecezji kard. Adama Kozłowieckiego SJ. Roczne obchody rocznicy śmierci odbywają się pod hasłem „Ksiądz Kardynał Adam Kozłowiecki SJ - Misjonarz Afryki”. Inauguracja Roku rozpoczęła się uroczystą Mszą św. w bazylice katedralnej w Sandomierzu pod przewodnictwem biskupa ordynariusza Krzysztofa Nitkiewicza.
Papieskie Dzieła Misyjne Diecezji Sandomierskiej wraz z Fundacją kard. Adama Kozłowieckiego „Serce bez granic” zaprosiło do sandomierskiej katedry na uroczystość inauguracji Roku kapłanów, siostry zakonne, katechetów, wszystkie koła misyjne działające na terenie diecezji, wszystkich, którzy są zatroskani o sprawy misji.
W ciągu całego Roku będzie miało miejsce wiele spotkań, wykładów, konkursów i sesji naukowych, poświęconych osobie kard. Kozłowieckiego.
Życie wyrosłe na kolbuszowskiej ziemi
Reklama
Adam Kozłowiecki urodził się 1 kwietnia 1911 r. w Hucie Komorowskiej k. Kolbuszowej. Uczył się w prowadzonym przez jezuitów Zakładzie Naukowo-Wychowawczym w Chyrowie i w Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu. 30 lipca 1929 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. 24 czerwca 1937 r. w Lublinie został wyświęcony na kapłana. 10 listopada 1939 r. aresztowało go gestapo. Przebywał w więzieniach w Krakowie i w Wiśniczu, a następnie w obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu i w Dachau. Po wyzwoleniu pozostał na krótko w Europie Zachodniej, gdzie niebawem otrzymał propozycję wyjazdu na misje do Afryki.
15 sierpnia 1945 r. w Rzymie złożył ostatnie śluby zakonne. Do Rodezji Północnej przybył na wiosnę 1946 r. Był tam duszpasterzem młodzieży, a następnie przełożonym zakonnym. Kiedy w 1950 r. Stolica Apostolska podniosła prefekturę Lusaki do rangi wikariatu, został mianowany jej pierwszym administratorem apostolskim. Kilka lat później mianowano go wikariuszem apostolskim i podniesiono do godności biskupa. Jego konsekracja odbyła się 11 września 1955 r.
Zwieńczeniem rozwoju chrześcijaństwa na terenie pracy Kardynała było utworzenie w 1959 r. prowincji kościelnej, złożonej z sześciu diecezji i dwóch prefektur apostolskich. Adam Kozłowiecki został mianowany pierwszym arcybiskupem-metropolitą z siedzibą w Lusace. Był duszpasterzem bardzo aktywnym. Brał czynny udział we wszystkich sesjach Soboru Watykańskiego II, wielokrotnie zabierając głos w dyskusji. Od powstania państwa zambijskiego wnosił kilkakrotnie o zwolnienie go ze stanowiska metropolity. Pragnął, by zastąpił go rdzenny Afrykańczyk. Nastąpiło to 29 maja 1969 r. Kard. Kozłowiecki pozostał w Zambii, gdzie pracował jako zwykły misjonarz. 21 lutego 1998r. został wyniesiony do godności kardynalskiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Życie oddane afrykańskiej ziemi
Reklama
Ostatnie 4 dni przed śmiercią Księdza Kardynała były bardzo pogodne. Modlił się za wszystkich, którzy współczują z nim i towarzyszą mu w momencie przechodzenia do innego życia. Dziękował za nich Bogu i modlił się, aby im Pan błogosławi. „Przyjdzie moment, przyjdzie światło, ja wam powiem, kiedy przyjdzie i kiedy odejdę” - wspominał te chwile jezuicki misjonarz. - I tak było w czwartek 28 września. Po południu powiedział: „Już jestem gotowy. Światło jest!”. W czwartek (4 października) ok. godz. 19.30 kard. Polycarp Pengo z Dar es Salam w Tanzanii wprowadził zwłoki kard. Kozłowieckiego do katedry Dzieciątka Jezus w Lusace. Pogrzeb trwał 6 godzin. Uczestniczyło w nim około 3 tys. wiernych, w tym cały Episkopat Zambii, nuncjusz Zambii-Malawi oraz bp Józef Szamocki i bp Edward Frankowski z Polski, ponad 150 księży i ogromna liczba sióstr zakonnych. Bp Józef Szamocki odczytał list kondolencyjny Prezydium Konferencji Episkopatu Polski i powiedział od siebie kilka słów o Kardynale, podkreślając jego wkład w pracę księży Fidei Donum w Zambii (jednym z księży fideidonistów był bp Szamocki, który pracował tam w latach 1983-88). Przemawiał także abp James Spaita z archidiecezji Kasama, a po nim nuncjusz apostolski w Zambii i Malawi, abp Nicola Girasoli, który mówił o trosce i gotowości zmarłego do niesienia pomocy biednym. Wiceprezydent Zambii Rupiah Banda, w imieniu nieobecnego w kraju prezydenta, zaznaczył ogromny wkład Kardynała w rozwój Kościoła katolickiego i chrześcijaństwa na terenie Zambii. Ostatnią część obrzędów pogrzebowych w katedrze poprowadził Nuncjusz. Później nastąpiło odprowadzenie zwłok na cmentarz przy nowej katedrze. Zakończenie obrzędu pogrzebu nad grobem poprowadził bp Szamocki, który dodał od siebie kilka słów w języku Chinyanja. Jak podkreślił ks. Kondrat, w trakcie uroczystości chodziło o podkreślenie nie tyle śmierci, ale życia, które się spełniło.
Wspomnienia z okresu obozowego spisał ks. Kozłowiecki po wojnie na polecenie przełożonych. Wydane zostały w 1967 r. z poważnymi skreśleniami cenzury państwowej pt. „Ucisk i strapienie. Pamiętnik więźnia 1939-1945”. Wznowiono je w całości w 1995 r.
Ksiądz Kardynał odznaczony został wieloma orderami zambijskimi, był żywym symbolem przemian dokonanych na czarnym kontynencie. Przez wiele lat był również członkiem Kongregacji Ewangelizacji Narodów, a w Zambii kierował Papieskimi Dziełami Misyjnymi.
Kard. Kozłowiecki został uhonorowany tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Doktorat honorowy z nauk teologicznych przyznano mu za „wieloletnią pracę misyjną na kontynencie afrykańskim”. Laudacja głosiła, że jest niestrudzonym świadkiem Chrystusowej prawdy, człowiekiem, który „wydatnie przyczynił się do niepodległości Zambii i poszanowania praw człowieka w tym kraju”, a mimo sędziwego wieku charakteryzuje go „promieniująca na wszystkich radość”.
Zasiewać ziarna humoru i radości
Kard. Kozłowiecki słynął z ogromnej pokory i wielkiego poczucia humoru. O sobie powiadał żartobliwie, że urodził się „w prima aprilis”, a z dziennikarzami często prowadził rozmowy takiego typu: „Miałem świetne kwalifikacje, by zostać biskupem: żadnego przygotowania i sześć lat kryminału”. Wspominając osobę Jana Pawła II opowiadał: „Powiedziałem Janowi Pawłowi, że mianował mnie tak późno kardynałem, żebym nie brał udziału w konklawe. Mogłem sobie na to pozwolić, byłem od niego dziewięć lat starszy. Jan Paweł II odpowiedział mi: - I o to chodziło. Dodałem więc - Ale za to mogę zostać jeszcze wybrany. Na co on roześmiał się i odpowiedział: - Nie martw się, to niemożliwe”.
Ironia, z jaką podchodził do swojej osoby, z takim poczuciem humoru przebijająca z jego listów pisanych z Afryki, kazała mu mówić nieraz o sobie w taki sposób: „Grabarze patrzą na mnie krzywo, bo co ja zrobię, że ciągle żyję”. Nie przeszkadzało mu wyrażać swoje myśli także i w podobnych słowach: „Siadaj pan i nic nie gadaj pan, bo jeszcze chwila i w mordę dam - proszę się nie obrażać, tak przed wojną śpiewała Zula Pogorzelska”. „Kilkakrotnie rozmawiałem z królową Elżbietą II - byłem jej poddanym - i kiedy za drugim razem znowu mnie jej przedstawiono, ta żachnęła się i odpowiedział: No wiem, to ten biskup z Dachau”.
Tutaj wszystko się zaczeło
Droga życia Księdza Kardynała rozpoczęła się w Hucie Komorowskiej, w tej zwykłej miejscowości, przy zwykłych obowiązkach, gdzie uczył się nie tylko ręce do modlitwy składać, ale i ręce do pomocy oddawać, ucząc się tutaj na tej ziemi tego, co jest wartościowe i co jest nic nie warte. Sytuacja spowodowała że Adam, przyszły zakonnik, biskup, kardynał, rozpoznał w sobie dar powołania, nie takiego zwykłego, ale szczególnego, które w życiu chce czegoś więcej - skierował się do zakonu i tak się w nim kształtował, że mógł się zmierzyć jako dorosły mężczyzna z całym dramatem II wojny śwwiatowej, poczuł na sobie cały ten dramat, całą nienawiść wobec człowieka. Bagaż tej wojny ukształtował osobowość Kardynała, który zapragnął ludziom nieść nadzieję, która swe źródło ma w Bogu. Jeśli człowiek jest wpatrzony w Boga, wsłuchany w Boga, to tej nadziei nie jest w stanie zdławić nic. I ta nadzieja go prowadziła w dalekie kraje, do afrykańskiej wioski. Tę nadzieję tutaj przyjmował, tutaj się jej uczył. Dziękujmy za nadzieję kard.Adama Kozłowieckiego, za nadzieje tamtego pokolenia, w którym on się ukształtował na tej ziemi. Wzbudził nadzieję i podtrzymał nadzieję w tak trudnych czasach. Dziękujmy Bogu za to życie, które budziło nadzieję w Afryce. Bóg wykrzesał tak wielki płomień ze zwyczajnego ludzkiego serca, zwyczajnego życia. Niech jego czyny, jego słowa stawały się szkołą nadziei dla pokoleń.