21 września br. pożegnaliśmy śp. ks. kan. dr. Józefa Bieńkowskiego, kanonika honorowego Kapituły Lubelskiej i Kapituły Zamojskiej, wikariusza parafii w Bełżycach, Lublinie (św. Michała) i Bychawie, proboszcza i administratora w Borowie, Kazimierzówce, Gołębiu, Łuszczowie i Bystrzycy. Odszedł do Pana 18 września 2010 r., w 93. roku życia, po 66 latach kapłaństwa. Spoczął na cmentarzu w Lublinie, w pobliżu kaplicy pw. Najświętszego Zbawiciela przy ul. Unickiej, pozostał więc blisko miejsc, które znał, w mieście, w którym przebywał jako emeryt od 1990 r. Kaplicą przy ul. Unickiej opiekował się dawniej jego brat, ks. Henryk Bieńkowski, zmarły w 1996 r. oficjał Sądu Biskupiego. Ks. Józef leży w rodzinnym grobie razem z ks. Henrykiem i swoim drugim bratem, Czesławem.
Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył bp Artur Miziński. Uczestniczyli w nich m.in. ks. prał. Karol Serkis - głoszący homilię, rodzina, pani Jadwiga - od ponad 30 lat gospodyni i opiekunka ks. Józefa, byli parafianie. Wieczorem 22 września, w intencji Zmarłego modlili się kapłani i siostry Uczennice Boskiego Mistrza w lubelskim Domu Księży Emerytów, podczas Mszy św. pod przewodnictwem abp. Bolesława Pylaka. Była to piękna, cicha uroczystość, dowód szczerej pamięci o współmieszkańcu Domu. Uczestniczyła w niej również pani Jadwiga. Homilię, przypominającą o głębi kapłańskiego powołania i jego tajemnicy, wygłosił ks. kan. Tadeusz Domżał, dyrektor Domu Księży Emerytów.
Ks. Józef, choć emeryt, bo takiego pamiętamy go w Lublinie, nie mógł żyć bez wiernych i swojej pracy wynikającej z powołania. Długo jeszcze przemierzał ulice do katedry lubelskiej, gdzie nadzwyczaj chętnie spowiadał i udzielał porad duchowych. Przyjmował też pragnących rozmowy w mieszkaniu przy ul. Bernardyńskiej. Byli wśród nich świeccy i ludzie Kościoła, zakonnicy. O dobrodziejstwach płynących z tej posługi wiedzą ci, którzy w trudnych i radosnych momentach życia spotkali tego wspaniałego spowiednika i mądrego człowieka. Jego uniwersalność poległa na tym, że w każdej sytuacji potrafił właściwie poradzić, ocenić, nadać właściwą miarę każdemu wydarzeniu. Ten jego dar na długie lata pozostał w pamięci byłych parafian, sióstr, których był kapelanem. Ks. prał. K. Serkis, goszcząc w byłej parafii ks. Józefa wiele lat po zakończeniu przez niego posługi, często był proszony o przekazanie mu pozdrowień od byłych parafian.
Ks. kan. Józef urodził się 19 kwietnia 1917 r. w miejscowości Rosochate Kościelne, w diecezji łomżyńskiej. Ukończył miejscową szkołę powszechną i Gimnazjum w Drohiczynie. Jak każde dziecko, a miał kilkoro rodzeństwa, pomagał w gospodarstwie. Rodzina była dość zamożna, ojciec miał wiele ziemi i nie żałował pieniędzy na wykształcenie dzieci. Zachował to w pamięci obecny na pogrzebie ks. Dmochowski, kuzyn śp. ks. Bieńkowskiego, który był mocno związany z rodziną Zmarłego. Pierwsze kroki na drodze wiary stawiał na terenie tamtejszej parafii pw. św. Doroty. Powstała ona w 1458 r. Kościół murowany, w stylu późnogotyckim bardzo ucierpiał podczas II wojny światowej, spalony przez Niemców. W 1950 r. został odbudowany. Również życie ks. Józefa było bogate w wydarzenia, nie omijały go burze i dramaty. Wiedział, co znaczy wojna. Przeżył wiele momentów, które zagrażały jego życiu. Po latach podchodził do tych faktów nawet z humorem, opowiadał o swoich trudnych wyprawach do rodzinnego domu w czasie II wojny światowej, które wiązały się z koniecznością przekroczenia granicy, o spotkaniach z Niemcami i sowieckimi żołnierzami oraz o spotkanych po drodze ludziach. Niemal cudem udało mu się uniknąć wywózki na Sybir, gdzie trafiła jego najbliższa rodzina i gdzie zmarli jego dziadkowie.
Święcenia kapłańskie przyjął 30 stycznia 1944 r. z rąk bp. Mariana Fulmana. Często wspominał ten dzień i okoliczności przyjęcia świeceń. W tej opowieści o jego życiu, tłem są bardzo trudne czasy, a główną rolę gra zdecydowany, młody człowiek, odpowiadający z odwagą na głos powołania. Niedawno uczestniczył w sympozjum naukowym na KUL zorganizowanym przez Instytut Pedagogiki i poświęconym postaci bp. Mariana Leona Fulmana. Tam, jako honorowy gość opowiadał o spotkaniu z bp. Fulmanem internowanym przez Niemców w Nowym Sączu, o wyprawie z Lublina i przyjęciu święceń prezbiteratu. Był ostatnim kapłanem wyświeconym przez bp. Fulmana, którego wspomnień mogliśmy posłuchać „na żywo”.
Papież Jan Paweł II w czasie spotkania ze studentami przed kościołem św. Anny w Warszawie, 3 czerwca 1979 r. mówił: „Człowieka trzeba mierzyć miarą serca, miarą sumienia, miarą ducha, który jest otwarty ku Bogu”. W takiej ocenie śp. ks. Józef wypada bardzo korzystnie. Był przykładem klasy i kultury, co potwierdzają świadectwa wielu osób. Uczył postawy szlachetności. Dbał o swoich gości, wręcz zadziwiał gościnnością i przebywało się u niego z wielką przyjemnością. Jednocześnie pilnował czasu wyznaczonego na modlitwę, często udawał się do kaplicy długo przed planowanym nabożeństwem, pozostawał na adoracji. Jako człowieka wielkiego serca, otwartego umysłu wspomina Księdza Marek Morawski z Rosochatego: „Zawsze regularnie, gdy dobrze się czuł odwiedzał nas, pytał o parafię, o kolejnych proboszczów. Zmieniło się to dopiero, gdy zaczął ostrzej niedomagać. Ostatnio był w rodzinnych stronach 3 lata temu”.
Pogodne usposobienie Księdza to nieoceniony dar dla Kościoła i dla nas wszystkich, którzy mieliśmy szczęście go poznać. Ecce Sacerdos Magnus - Oto kapłan wielki - można zawołać, myśląc o tej postaci, używając słów pieśni śpiewanej przez chóry kościelne na powitanie znaczących kapłanów i biskupów. Nie będzie w tym podziwie żadnej przesady. Piękne życie i piękny człowiek wyrosły pod opieką pedagogów, choćby takich, jak bł. bp. Władysław Goral. Tak o nim mówił śp. ks. Bieńkowski: „Bp Goral to był człowiek niezwykle subtelny, bardzo pracowity. On był naszym wykładowcą. Cały czas chciał służyć klerykom w seminarium. W 1939 r. wypadła wojna, ale w 1938 - pamiętam właśnie te jego wykłady (…). Pierwszy rok studiów seminaryjnych to była filozofia. Dwa lata ona trwała. Później teologia. Mieliśmy profesorów takich na poziomie. Biskup aresztowany był już w 1939 r., przebywał na Zamku w więzieniu. W tym roku, kiedy ja właśnie wstąpiłem do seminarium - w 1938 r. był już wyświęcony na biskupa. Świeżo święcony był sufraganem bp. Mariana Leona Fulmana. I naprzód Niemcy aresztowali właśnie biskupa pomocniczego Gorala. Od tego czasu go nie widziałem. Był człowiekiem dobrym, bardzo dobrym, bardzo takim delikatnym, z wyczuciem. Wykładowcą dobrym, wykształconym, z uśmiechem zawsze”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu