Reklama

Myśląc o Kresach

Niedziela wrocławska 41/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

STANISŁAW SROKOWSKI -
poeta, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, publicysta. W 1945 r. wypędzony z Kresów, osiedlił się z rodzicami na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Brał udział w wielu działaniach na rzecz odnowy moralnej, społecznej i politycznej kraju, a także na rzecz współpracy polsko-ukraińskiej

Ks. Cezary Chwilczyński: - Polska ma dług wobec Polaków mieszkających na wschodzie. W ostatnich tygodniach głośno jest o obywatelskim projekcie dotyczącym repatriantów przygotowywanym przez Jakuba Płażyńskiego. Jak Pana zdaniem nasz kraj wywiązuje się z tej powinności wobec rodaków zza wschodniej granicy?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Stanisław Srokowski: - Źle się nasz kraj wywiązuje z tej powinności. Sam rozmawiałem z repatriantami z Kazachstanu. Skarżyli się na wiele rzeczy. Przywożą ich do miejsc, których nie znają. Często pochodzą z Wołynia, albo Podola. I to tam była ich ojczyzna. Tamtą ziemię pamiętają ją, kochają, tęsknią za nią. A tu nagle znajdują się w obcym sobie środowisku. Choć są witani serdecznie, po kilku dniach czują się zagubieni, nie znają dobrze języka, nie mają pracy, muszą przywyknąć do nowej sytuacji. Pojawiają się kłopoty ze szkołą, adaptacją dzieci. Kurtuazja lokalnych władz szybko się kończy. Pamiętają bydlęce wagony, trupy wyrzucane z pociągów, choroby i utratę swojej ziemi. Nie dość, że przeżyli piekło wywózek, zsyłek, śmierci najbliższych, upokorzeń i bólu, muszą raz jeszcze zmierzyć się z trudami życia. Zaczyna się poszukiwanie roboty, której nie znajdują nawet przez rok albo i kilka lat. Żyją w trudnych warunkach materialnych. Jeśli są lekarzami, prawnikami, czy innymi specjalistami, muszą ponownie zdawać egzaminy. Nie zawsze sobie z tym radzą. Podejmują się więc pierwszych lepszych zajęć, sprzątają ulice, myją okna, niańczą dzieci. To budzi poczucie zawodu, nieraz rozpaczy. A ci, którzy mają małżonków innej narodowości, narzekają, że z ich żonami, czy mężami jest jeszcze gorzej. Bardzo długo czekają na zmianę obywatelstwa. A to rodzi frustrację, gorycz, a nawet gniew, że państwo polskie nie jest przygotowane do ich przyjęcia. Nie został dostosowany do warunków system prawny, rządzi biurokracja i obojętność. Widziałem, jak płakali, niektórzy z nich żałowali swojej decyzji, byli zawiedzeni, a jeszcze inni chcieli wracać. Szczególnie ludzie starsi, emeryci, którzy dostają dziadowską emeryturę. Najniższą z możliwych. Żyją więc w nędzy. Żyłoby się im lepiej, gdyby rząd Platformy Obywatelskiej i PSL stworzył im prawne ramy pozyskiwania należnych im płatności za lata pracy, powiedzmy, w Kazachstanie. Ale, o ile mi wiadomo, Tusk palcem nie kiwnął w tej sprawie.
Państwo polskie nie zadbało, by repatrianci z Azji dokładnie zapoznali się z warunkami życia w kraju. By nie byli nimi zaskoczeni, a często przerażeni. A przecież to ich oczekiwana ojczyzna, która powinna się nad nimi pochylić z troską. Nie mają więc pełnej informacji prawnej, kulturowej, obyczajowej. Przyjeżdżają ze świata absolutnie odmiennego, z inną historią, tradycją, językiem, mentalnością. Tutaj muszą się uczyć wszystkiego od nowa. Naturalnie, młodsze, sprawne intelektualnie pokolenie, wykształcone, znające języki, radzi sobie lepiej, Tym niemniej obraz w całości nie jest wesoły. Potrzebny jest tu zespół działań i decyzji na poziomie państwa, ale też gminy, lokalnej społeczności, by nasi rodacy poczuli się jak u siebie w domu.

- Autorzy obywatelskiego projektu w sprawie repatriantów chcą, by nad ich przyjazdem czuwało MSWiA, a nie - jak teraz - pojedyncza gmina, która rocznie zaprasza tylko 1 rodzinę. Jak Pan ocenia ten pomysł?

- Mam mieszane uczucia. Z jednej strony problem byłby rozwiązywany kompleksowo, ale z drugiej - boję się administracyjnych barier. Bo co to znaczy, że nad ich przyjazdem będzie czuwało MSWiA? MSWiA to twór biurokratyczny, pewien symbol, znak rozpoznawczy, o ile ktoś jest w stanie go rozpoznać. Boję się, że gromada urzędników zacznie mnożyć kłopoty, zanim osiedli jakąś rodzinę w jakimś miejscu. Przecież minister, ani jego urzędnicy nie dadzą repatriantowi chaty, pracy, poczucia bezpieczeństwa. Często sterany życiem człowiek będzie przerażony chodzeniem od urzędu do urzędu, by cokolwiek załatwić. Gmina wydaje się z tego punktu widzenia lepsza. Jest mniejsza i blisko. Rzecz w tym, by wójt miał praktyczne narzędzia do dobrego ulokowania gościa, czyli musi być zabezpieczony finansowo, by dać repatriantowi mieszkanie i w pierwszym rzędzie pracę oraz szkołę dla dzieci. Takie minimum socjalne. Chyba by tak zostało skonstruowane prawo, że za poszczególnych repatriantów odpowiedzialny jest od początku do końca konkretny wydział i konkretny człowiek. I on go od początku do końca prowadzi. Ale to mało prawdopodobne.

Reklama

- Od 1989 r. Polska nie potrafiła sprowadzić do kraju wygnanych z rodzinnych stron rodaków i umożliwić im powrót. Niemcy w ciągu kilkunastu lat zdołali repatriować 2 mln osób, Polska zaledwie 7 tys. Opadł już entuzjazm, który towarzyszył tematowi repatriacji pod koniec lat 90. Zapominamy już o rodakach ze Wschodu?

Reklama

- Niestety, zapominamy. Nie tylko o tych rodakach, którzy pragną wrócić do Polski z Azji, albo z Ukrainy, Rosji, czy innego kraju. Polska zapomina też o rodakach, którzy tam pozostają i chcą tam nadal żyć, ale oczekują od swojej pierwszej ojczyzny przynajmniej opieki moralnej, oświatowej, kulturalnej, duchowej, religijnej i czasami prawnej, a nie otrzymują jej. Na Litwie Polacy nie mogą używać polskiej pisowni dla zapisania w dokumentach swojego nazwiska. Na Białorusi zabiera się im polskie ośrodki kultury, zamyka polskie szkoły, nie respektuje się polskich organizacji społecznych. Na Ukrainie Polacy nie mogą odzyskać kościołów. We wszystkich tych krajach borykają się z ogromnymi problemami przy prowadzeniu działalności charytatywnej. Polska, jako państwo, nie stwarza wystarczająco dobrych warunków dla dzieci i młodzieży z tych krajów. Nie zabezpiecza im pełnej możliwości z korzystania z dóbr kultury narodowej. Tym się zajmują, często chałupniczo, organizacje społeczne, pozarządowe. A już na skandal zakrawa fakt, że rodziny wymordowanych przez bandy OUN/UPA w czasie ludobójstwa na Kresach, nie mogą się doczekać, by setki tysięcy grobów, w których leżą ich krewni, miały krzyże, tabliczki pamiątkowe, oznaczenia. A wielu z nas nie może odnaleźć miejsc pochówku pomordowanych, bo Polska nie jest tu dobrą matką. Nie pomaga nam. Jest obojętna. Nie możemy się doczekać, by pojawiły się tabliczki z prawdziwymi opisami śmierci, która zabrała nam naszych braci, dzieci, matki, ojców i dziadków. Fałszuje się historię przy pełnej wiedzy polskich władz, a często za ich zgodą.
Jak niechcianych obcych traktuje się też Kresowian w Polsce. Nie otrzymują oni żadnej dotacji na swoją działalność, w przeciwieństwie, na przykład do mniejszości ukraińskiej w Polsce, która prowadzi swoje szkoły, wydaje pisma, za nasze pieniądze i często jeszcze w tych pismach pluje nam w twarz. Oto stan rzeczy.

- Jak dziś wśród Dolnoślązaków kultywuje się pomieć Kresów Wschodnich?

- Zajmuje się tym głównie starsze pokolenie, ostatnie już, które zna Kresy z autopsji i wciąż nimi żyje. Niektórzy Kresowianie założyli swoje stowarzyszenia, ale wyglądają w nich jak żebracy, od czasu do czasu otrzymują byle jakie lokale, gdzieś na peryferiach, małe, brudne, zaniedbane i często zimne. Muszą za nie płacić wysokie czynsze, a nie mają na to środków.
Prowadzą działalność oświatową, odczyty, prelekcje, nieraz sesje naukowe, na które muszą sobie sami zapracować. W Niemczech ziomkostwa otrzymują grubą dotację, szczycą się szacunkiem władz, mają duży wpływ na życie kraju. Bo tamta władza dba o nich, pielęgnuje ich tradycje, łoży koszty na przywracanie pamięci. U nas nie. U nas dzieje się wprost przeciwnie. Państwo polskie jako organizacją mająca jednoczyć naród wokół wielkich idei, ideę pamięci spycha w kąt. Bo obecne państwo polskie nie ma wielkich idei. A pogardzanie pamięcią narodową to pierwszy krok do wynarodowienia, I o to zdaje się chodzi. W podręcznikach szkolnych nie wspomina się o ludobójstwie. Na uniwersytetach nie pisze się prac magisterskich, a tym bardziej doktorskich o rzezi na Wołyniu, Podolu i Pokuciu. Wycina się lekcje historii. Tworzy się pokolenia ślepych i głuchych na wielkie wartości.

- Czy ci którzy przyjechali po II wojnie świtowej na „Ziemie Odzyskanie” to repatrianci jak się zwykło mówić czy wygnańcy? Jak ma się ten exodus do formuły upamiętnienia europejskie wygnania i wypędzenia proponowane przez Niemcy i to wszystko co stało się z Polakami z Kresów Wschodnich?

- Ci, którzy przyjechali po wojnie bydlęcymi wagonami na Ziemie Odzyskane, to nie żadni repatrianci. To wygnańcy, wyrzuceni ze swojej ziemi, z polskich miast i wsi, ze Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola i Kołomyi. Brutalnie wyrwani z własnej gleby. Przez ponad sześć wieków tam ich przodkowie budowali wielką Polskę. A oni zostali zmuszeni do ucieczki przed śmiercią. Jechali tu z nadzieją, że kiedyś wrócą. I oto nagle dowiadują się, że są tak samo traktowani jak Niemcy, którzy wywołali wojnę, tę wojnę przegrali, spowodowali śmierć milionów Europejczyków, Polaków, Żydów, Rosjan i innych narodów. Stali się źródłem wielu nieszczęść, spowodowali kataklizm na niespotykaną skalę w dziejach człowieka i sami sobie zgotowali w końcu ten los, odwracają porządek rzeczy. Bez ich Hitlera, którego masowo popierali, a więc i bez ich decyzji nie byłoby wojny. Bez wojny nie byłoby wypędzeń. I teraz chcą tworzyć muzea, w których będą się licytowali na nieszczęścia. To podły, przewrotny pomysł, który ma na celu zafałszować obraz historii. I ma wymazać w Niemcach poczucie winy. Sygnał dla młodego pokolenia, możecie czynić źle, jesteśmy silni, sprawni organizacyjnie, mamy pieniądze, wszystko usprawiedliwimy. I na dodatek sprzedajni sąsiedzi nam pomogą, zaakceptują nasz punkt widzenia. Nieważne 6 milionów zabitych polskich obywateli. Nieważni w straszliwych męczarniach ginący Kresowianie, ponad 200 tysięcy wymordowanych. Nieważne obozy koncentracyjne, holocaust Żydów. Ważne wpływy, media i siła. Oto perfidia nowych czasów. Relatywizowanie wartości.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Szkocja: padł kolejny aborcyjny rekord

2025-05-29 18:36

[ TEMATY ]

aborcja

Szkocja

Adobe Stock

W ubiegłym roku w Szkocji dokonano prawie 19 tysięcy aborcji. To o niemal pół tysiąca więcej niż w 2023 roku. Statystyki szkockiej agencji zdrowia (Public Health Scotland) pokazują też, że 15-procentowy wzrost przypadków pozbawienia życia dziecka nienarodzonego dotyczy podejrzenia Zespołu Downa. Od 2021 roku to wzrost o ponad 80 procent.

Szkockie dane wskazują też na wzrost liczby aborcji w przeliczeniu na 1000 kobiet w wieku 15-44 lat - z 17,5 do 17,9. Ponadto aż 41 proc. stanowiły aborcje powtórne. „Każda z tych aborcji to porażka naszego społeczeństwa w ochronie życia dzieci w łonie matki i w zapewnieniu wsparcia kobietom z nieplanowaną ciążą” - powiedziała Catherine Robinson, rzeczniczka organizacji Right to Life UK.
CZYTAJ DALEJ

Św. Joanna d´Arc

[ TEMATY ]

Joanna d'Arc

pl.wikipedia.org

Drodzy bracia i siostry, Chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć o Joannie d´Arc, młodej świętej, żyjącej u schyłku Średniowiecza, która zmarła w wieku 19 lat w 1431 roku. Ta młoda francuska święta, cytowana wielokrotnie przez Katechizm Kościoła Katolickiego, jest szczególnie bliska św. Katarzynie ze Sieny, patronce Włoch i Europy, o której mówiłem w jednej z niedawnych katechez. Są to bowiem dwie młode kobiety pochodzące z ludu, świeckie i dziewice konsekrowane; dwie mistyczki zaangażowane nie w klasztorze, lecz pośród najbardziej dramatycznych wydarzeń Kościoła i świata swoich czasów. Są to być może najbardziej charakterystyczne postacie owych „kobiet mężnych”, które pod koniec średniowiecza niosły nieustraszenie wielkie światło Ewangelii w złożonych wydarzeniach dziejów. Moglibyśmy je porównać do świętych kobiet, które pozostały na Kalwarii, blisko ukrzyżowanego Jezusa i Maryi, Jego Matki, podczas gdy apostołowie uciekli, a sam Piotr trzykrotnie się Go zaparł. Kościół w owym czasie przeżywał głęboki, niemal 40-letni kryzys Wielkiej Schizmy Zachodniej. Kiedy w 1380 roku umierała Katarzyna ze Sieny, mamy papieża i jednego antypapieża. Natomiast kiedy w 1412 urodziła się Joanna, byli jeden papież i dwaj antypapieże. Obok tego rozdarcia w łonie Kościoła toczyły się też ciągłe bratobójcze wojny między chrześcijańskimi narodami Europy, z których najbardziej dramatyczną była niekończąca się Wojna Stulenia między Francją a Anglią. Joanna d´Arc nie umiała czytań ani pisać. Można jednak poznać głębiej jej duszę dzięki dwóm źródłom o niezwykłej wartości historycznej: protokołom z dwóch dotyczących jej Procesów. Pierwszy zbiór „Proces potępiający” (PCon) zawiera opis długich i licznych przesłuchań Joanny z ostatnich miesięcy jej życia ( luty-marzec 1431) i przytacza słowa świętej. Drugi - Proces Unieważnienia Potępienia, czyli "rehabilitacji" (PNul) zawiera zeznania około 120 naocznych świadków wszystkich okresów jej życia (por. Procès de Condamnation de Jeanne d´Arc, 3 vol. i Procès en Nullité de la Condamnation de Jeanne d´Arc, 5 vol., wyd. Klincksieck, Paris l960-1989). Joanna urodziła się w Domremy - małej wiosce na pograniczu Francji i Lotaryngii. Jej rodzice byli zamożnymi chłopami. Wszyscy znali ich jako wspaniałych chrześcijan. Otrzymała od nich dobre wychowanie religijne, z wyraźnym wpływem duchowości Imienia Jezus, nauczanej przez św. Bernardyna ze Sieny i szerzonej w Europie przez franciszkanów. Z Imieniem Jezus zawsze łączone jest Imię Maryi i w ten sposób na podłożu pobożności ludowej duchowość Joanny stała się głęboko chrystocentryczna i maryjna. Od dzieciństwa, w dramatycznym kontekście wojny okazuje ona wielką miłość i współczucie dla najuboższych, chorych i wszystkich cierpiących. Z jej własnych słów dowiadujemy się, że życie religijne Joanny dojrzewa jako doświadczenie mistyczne, począwszy od 13. roku życia (PCon, I, p. 47-48). Dzięki "głosowi" św. Michała Archanioła Joanna czuje się wezwana przez Boga, by wzmóc swe życie chrześcijańskie i aby zaangażować się osobiście w wyzwolenie swojego ludu. Jej natychmiastową odpowiedzią, jej „tak” jest ślub dziewictwa wraz z nowym zaangażowaniem w życie sakramentalne i modlitwę: codzienny udział we Mszy św., częsta spowiedź i Komunia św., długie chwile cichej modlitwy prze Krucyfiksem lub obrazem Matki Bożej. Współczucie i zaangażowanie młodej francuskiej wieśniaczki w obliczu cierpienia jej ludu stały się jeszcze intensywniejsze ze względu na jej mistyczny związek z Bogiem. Jednym z najbardziej oryginalnych aspektów świętości tej młodej dziewczyny jest właśnie owa więź między doświadczeniem mistycznym a misją polityczną. Po latach życia ukrytego i dojrzewania wewnętrznego nastąpiły krótkie, lecz intensywne dwulecie jej życia publicznego: rok działania i rok męki. Na początku roku 1429 Joanna rozpoczęła swoje dzieło wyzwolenia. Liczne świadectwa ukazują nam tę młodą, zaledwie 17-letnią kobietę jako osobę bardzo mocną i zdecydowaną, zdolną do przekonania ludzi niepewnych i zniechęconych. Przezwyciężywszy wszystkie przeszkody spotyka następcę tronu francuskiego, przyszłego króla Karola VII, który w Poitiers poddaje ją badaniom przeprowadzanym przez niektórych teologów Uniwersytetu. Ich ocena jest pozytywna: nie dostrzegają w niej nic złego, lecz jedynie dobrą chrześcijankę. 22 marca 1429 Joanna dyktuje ważny list do króla Anglii i jego ludzi, oblegających Orlean (tamże, s. 221-22). Proponuje w nim prawdziwy, sprawiedliwy pokój między dwoma narodami chrześcijańskimi, w świetle imion Jezusa i Maryi, ale jej propozycja zostaje odrzucona i Joanna musi angażować się w walkę o wyzwolenie miasta, co nastąpiło 8 maja. Innym kulminacyjnym momentem jej działań politycznych jest koronacja Karola VII w Reims 17 lipca 1429 r. Przez cały rok Joanna żyje między żołnierzami, pełniąc wśród nich prawdziwą misję ewangelizacyjną. Istnieje wiele ich świadectw o jej dobroci, męstwie i niezwykłej czystości. Wszyscy, łącznie z nią samą, mówią o niej „la pulzella” - czyli dziewica. Męka Joanny zaczęła się 23 maja 1430, gdy jako jeniec wpada w ręce swych wrogów. 23 grudnia zostaje przewieziona pod strażą do miasta Rouen. To tam odbywa się długi i dramatyczny Proces Potępienia, rozpoczęty w lutym 1431 r. a zakończony 30 maja skazaniem na stos. Był to proces wielki i uroczysty, któremu przewodniczyli dwaj sędziowie kościelni: biskup Pierre Cauchon i inkwizytor Jean le Maistre. W rzeczywistości kierowała nim całkowicie duża grupa teologów słynnego Uniwersytetu w Paryżu, którzy uczestniczyli w nim jako asesorzy. Podziel się cytatem
CZYTAJ DALEJ

Kolejne zmiany personalne w archidiecezji katowickiej

2025-05-30 09:21

[ TEMATY ]

zmiany personalne

archidiecezja katowicka

Karol Porwich/Niedziela

Publikujemy listę zmian personalnych.

ks. Paweł Dąbrowski, parafia Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Jastrzębiu-Zdroju
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję