Wśród osób wyróżnionych w ostatniej edycji plebiscytu Miłosierny Samarytanin znalazła się p. Lucyna Kopeć, pielęgniarka z oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Bonifratrów w Krakowie. - Gdy zadzwoniono do mnie z tą informacją, myślałam, że to żart - wspomina. - Do dziś nie wiem, kto mnie zgłosił. Czuję się skrępowana, bo uważam, że robię to, co lubię, i w żaden sposób nie wyróżniam się w pracy na oddziale, gdzie wszyscy bardzo serdecznie przyjęli moje wyróżnienie i gratulowali mi.
Żona, mama i pielęgniarka
Reklama
Prywatnie Lucyna Kopeć jest, jak podkreśla, szczęśliwą żoną oraz mamą trojga dorosłych już dzieci - Grzegorza, Przemka i Oli. Do rodziny należy również synowa, Madzia. To szczęście rodzinne ma, zdaniem wyróżnionej, wpływ na pracę zawodową. - Pielęgniarką zostałam 34 lata temu - opowiada. - Po ukończeniu szkoły podstawowej zdecydowałam się kontynuować naukę w liceum medycznym. Chociaż byłam wtedy bardzo młoda, uważam, że podjęłam właściwą życiową decyzję. Czuję się spełniona i szczęśliwa. Od początku małżeństwa miałam wsparcie w Marianie, moim mężu. Gdy przed laty, przychodząc po dyżurze w pogotowiu ratunkowym, opowiadałam z płaczem o ludzkich tragediach, mąż namawiał mnie, abym zrezygnowała z pracy, bo, jego zdaniem, było to dla mnie bardzo obciążające. Potem jednak zrozumiał, że inaczej nie umiem. Zaakceptował mój sposób na życie. - Muszę dodać, że mama jest postrzegana przez rodzinę, przyjaciół, współpracowników jako osoba wyróżniająca się radością życia - przekonuje Aleksandra, córka Lucyny Kopeć. - Cechuje ją dobroć, uczynność, niezwykła szczerość. Mama piecze pyszne ciasta, a po nocnym dyżurze potrafi spędzić cały dzień na górskim szlaku, bo chodzenie po górach to jej pasja. Ponadto charakteryzuje ją pozytywne spojrzenie na świat, a nade wszystko promienny uśmiech i ogromne poczucie humoru, którym potrafi zarażać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W zespole niezwykłych ludzi
Od 10 lat Lucyna Kopeć pracuje w Szpitalu Bonifratrów na stanowisku pielęgniarki anestezjologicznej. Do jej zadań należy przygotowanie pacjenta do znieczulenia, pomoc lekarzowi w przeprowadzeniu znieczulenia, opieka nad chorym w czasie jego pobytu na bloku operacyjnym. - To bardzo duża odpowiedzialność, bo i zagrożeń jest wiele - wyjaśnia. - U pacjenta może wystąpić zaburzenie oddychania, krążenia, krwawienie, ból. Trzeba natychmiast reagować.
80 proc. czasu, który chory spędza w szpitalu, przebywa pod opieką pielęgniarek. Nasi pacjenci to osoby wymagające intensywnego nadzoru po zabiegach operacyjnych oraz chorzy, u których wystąpiły różne powikłania. Często nieprzytomni, z zaburzeniami krążenia, oddychający za pomocą respiratorów. Pielęgnowanie takich osób to ciężka fizyczna praca. Dbanie o higienę, potrzeby fizjologiczne, zmiany pozycji ciała, wykonywanie zleconych przez lekarzy zabiegów, podawanie leków i ciągła obserwacja, aby uchwycić istotne, niepokojące objawy i zgłosić lekarzowi pełniącemu dyżur. Wśród naszych pacjentów jest wielu po amputacjach kończyn, trzeba więc ich przekonać, przy całym nieszczęściu, jakie ich spotkało, że można i warto nadal żyć. Są takie osoby, które same sobie nie poradzą, i trzeba im poświęcić więcej czasu, niż to przewiduje umowa o pracę. I tak postępuje większość pielęgniarek. Muszę dodać, że miałam szczęście trafić na oddział, o którym w krakowskim środowisku mówi się, że to zespół ludzi niezwykłych. Ktokolwiek do nas trafi i tu pracuje, to w żadnym innym miejscu nie będzie się czuł tak dobrze. Myślę, że ta atmosfera, wzajemna życzliwość jest wyczuwana również przez pacjentów i ich rodziny, i że to daje im poczucie bezpieczeństwa.
Powołanie i profesjonalizm
Moja rozmówczyni uważa, że do zawodu pielęgniarki szczególnie predysponowane są kobiety, że mogą się w nim spełniać, pomagając chorym, wspierając ich, opiekując się nimi, niosąc im ulgę w cierpieniu. Przyznaje, że najtrudniejsze dla niej jest, gdy nie może pomóc choremu, gdy nic już nie da się zrobić, gdy odchodzi człowiek, zwłaszcza młody. - Tych trudnych momentów, pomimo niezwykłego postępu medycyny, jest wiele - mówi. - Najgorsza w tym wszystkim jest bezsilność. Często przy wykonywaniu pracy pojawia się refleksja, że Pan Bóg stawia przed nami różne trudne zadania po to, abyśmy mogli coś z siebie dać innym, abyśmy stawali się lepszymi ludźmi.
Wyróżniona pielęgniarka przekonuje, że w pracy ważne jest z jednej strony powołanie i związane z nimi: empatia, dobroć, serdeczność, czułość... Jednak wszystko to powinno być wsparte profesjonalizmem. - Trzeba w sobie mieć to coś, żeby być z ludźmi chorymi przez całe życie - przyznaje. - Ale równie ważne są zawodowe kompetencje, które sprawiają, że wykonuje się obowiązki najlepiej, jak to jest możliwe. Kiedyś usłyszałam takie powiedzenie, że jeśli wybierze się zawód, który się lubi, to nie przepracuje się ani jednego dnia. I tak sobie myślę, że możliwe jest praktyczne zrealizowanie tego stwierdzenia, gdy zawodowe powołanie wesprze się profesjonalnym przygotowaniem.