Reklama

Służba zdrowia okiem pacjenta

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze… - powtarzają lekarze pytani o powody złego stanu służby zdrowia. I chociaż poprawiły się wynagrodzenia lekarzy i personelu, w wielkomiejskich szpitalach przybywa dobrej jakości urządzeń, medycy liczą każdy wydawany grosz, i drżą, aby koszty leczenia pacjentów nie przekroczyły zapisów w kontrakcie. Ale Polska to nie tylko metropolie. Zwłaszcza na prowincji mało jest nowoczesnego sprzętu, a medycy pracują w nieremontowanych od lat budynkach. Finansowanie służby zdrowia to jedno, ale równie istotną przyczyną zapaści są złe rozwiązania systemowe. Problemem jest niedofinansowanie procedur związanych z usługami medycznymi realizowanymi przez poszczególne placówki. Wśród niedochodowych usług, które mocno zadłużają szpitale jest m.in. chirurgia. Według prof. Krzysztofa Bieleckiego, znanego specjalisty, finansowanie polskiej chirurgii pokrywa ok. 1/3 potrzeb, a to powoduje, że chirurdzy uciekają od operacji skomplikowanych, mogących nieść za sobą powikłania. Nie dlatego, że nie potrafią ich zrobić, lecz właśnie dlatego, że są bardzo kosztowne. Dziś znaczna część lekarzy nie tyle leczy, co wykonuje procedury według określonego schematu. Do historii przechodzi kompleksowa troska o pacjenta na rzecz odgórnie przygotowanego katalogu świadczeń medycznych. Znawcy zagadnienia tłumaczą, że pełny proces, począwszy od diagnostyki poprzez pełne leczenie aż do odzyskania przez pacjenta zdrowia, jest obecnie zbyt drogi i czasochłonny. Dużo łatwiej jest więc realizować leczenie według katalogu. Płatnik, czyli NFZ, będzie zadowolony, bo płaci za konkretną usługę, zaś placówka uniknie drobiazgowych tłumaczeń. A że lekarz i pacjent pozostaną z chorobą, to już inna kwestia... Wśród powodów kryzysu wymienia się także przyczyny demograficzne, konkretnie starzejące się społeczeństwo. Średnia życia w naszym kraju to ok. 80 lat, a koszty leczenia pacjentów w zaawansowanym wieku np. w przypadku chirurgii, są trzykrotnie większe. W rezultacie nieprzystosowana do nowej sytuacja służba zdrowia nie jest w stanie należycie reagować na zwiększające się zapotrzebowanie.

Na kryzys rzecznik

Reklama

Do dolnośląskiego biura Rzecznika Praw Pacjenta z prośbą o pomoc przychodzi wiele osób. Najwięcej petentów pojawia się od września do marca, zwłaszcza zaś pod koniec roku, kiedy kończą się kontrakty placówek medycznych z NFZ i dostępność do świadczeń jest ograniczona. Z czym przychodzą? - Są to sprawy różnego kalibru - odpowiada Małgorzata Sadowy-Piątek, szef biura - od żali, złośliwości i epitetów pod adresem ministra zdrowia czy polityków po faktycznie poważne problemy. Przeważają osoby starsze, ale zdarzają się też młodzi, którzy żądają najczęściej załatwienia swojej sprawy natychmiast, argumentując tym, że przecież płacą składki. Niestety, kolejek nie potrafię rozładować, nie jestem też centralną rejestracją do dolnośląskich przychodni.
Wśród poważnych spraw, które trafiają na biurko rzecznika, ciągle przewija się problem dostępu do opieki długoterminowej - Polska się starzeje, a nasze państwo nie bardzo jest do tego przygotowane. Mamy za mało miejsc w DPS-ach, warunki w wielu z nich są poniżej norm i trzeba je zamykać. Dla osób obłożnie chorych pozostają więc Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze, a tu są długie kolejki. Pacjenci zaś nie zawsze chcą i mogą czekać. Często też skargi, z którymi przychodzą petenci dotyczą braku badań, które powinny być dołączone do skierowań. - Przecież specjalista na podstawie pięknych oczu nie postawi diagnozy - mówi Małgorzata Sadowy-Piątek - a te badania kosztują. Nikt zaś nie chce brać na siebie kosztów. Ale jest i inny paradoks. W ostatnim czasie szeroko udostępniono wysokospecjalistyczne badania, np. tomografem komputerowym. I momentalnie zmniejszył się do nich dostęp, bo lekarze masowo zaczęli kierować pacjentów na te badania. A kolejki do specjalistów? - W Polsce wbrew pozorom, dostęp do specjalistów nie jest szczególnie utrudniony - uważa rzecznik- Dużo gorzej jest z tym np. w Anglii. U nas zaś to nie tylko kwestia finansów, ale coraz częściej czekamy dlatego, że nie ma nas kto przyjąć. Endokrynologów, hematologów czy hepatologów trzeba dziś szukać ze świecą. Podobnie jest z okulistami, ortopedami i wieloma innymi specjalistami. Osoby, które odwiedzają biuro, skarżą się też na kolejki do lekarzy pierwszego kontaktu. Wielu, chcąc dostać się do lekarza, musi koczować przed rejestracją od wczesnych godzin rannych. Rzecznik Praw Pacjenta: - Prawo reguluje to dość szczegółowo. Każdy ma prawo dostać się do lekarza pierwszego kontaktu zgodnie z kolejnością, ale też zgodnie ze stanem zdrowia. Nie ma, lub nie powinno być więc czegoś takiego, że rejestruje się tylko w godz. 7.00-8.00 do lekarza pierwszego kontaktu, a np. raz w miesiącu do specjalisty. Aż do wyczerpania tzw. numerków. Dziwię się, że pacjenci w takich przychodniach zostają! Kiedy dostaję gorączkę o 16.00-17.00, powinnam być zbadana przez lekarza lub mieć wyznaczony termin.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Maszyna się popsuła - następny proszę!

Reklama

Czekając w kolejce do Rzecznika Praw Pacjenta, spotykam na korytarzu pana Romana (na życzenie rozmówcy jego imię zostało zmienione). Jego 66-letni ojciec leży ciężko chory w szpitalu przy ul. Koszarowej. Pan Roman od 6 miesięcy walczy o jego życie. Korytarz NFZ-u przy ul. Dawida jest mu znany od dawna, przychodził tu wielokrotnie z interwencjami na rzecz najbliższej osoby. Przyszedł kolejny raz po tym, jak jeden z lekarzy powiedział mu wprost, że nie ma sensu przedłużać o dwa miesiące życia jego ojca, bo i tak umrze...
Opisana sytuacja jest znamienna i pokazuje, że w naszych czasach zaczyna coraz częściej przeważać negatywny pogląd odzwierciedlający szerszy, niestety, negatywny stosunek do życia. To już nie tylko kwestia medialnej propagandy cywilizacji promującej śmierć. Dziś poglądy takie wchodzą już pod strzechy. A skoro przeciętny zjadacz chleba zadowala się naturalistyczną wizją człowieczeństwa i śmierci, nie ma się co dziwić, że na studiach medycznych niedostatecznie rozwija się nauki etyczne i moralne. Na wrocławskiej Akademii Medycznej zajęć z etyki jest jak na lekarstwo.
- Moje biuro nie ma prawa ingerować w decyzję medyczną lekarza - twierdzi Rzecznik Praw Pacjenta pytana o sprawę pana Romana. - To może uczynić jedynie sąd. Możemy natomiast interweniować, kiedy łamane jest prawo pacjenta do np. informacji. Jednym z najczęstszych grzechów służby zdrowia jest nieprzekazywanie pełnej wiedzy o stanie zdrowia pacjenta, który ma prawo podejmować świadome decyzje, co do tego, jak będzie leczony oraz jakie są w związku z tym zagrożenia i rokowania. Ale o czym tu mówić skoro w niektórych przychodniach do dziś są kłopoty z wydaniem pacjentowi dokumentacji medycznej.

To może prywatnie...

Choć czasy są trudne, coraz więcej placówek publicznych radzi sobie w wolnorynkowej rzeczywistości. Dyrektorzy zatrudniają profesjonalnych doradców, posiadają doświadczoną kadrę zarządzającą, pilnują zadłużenia a nawet potrafią znaleźć fundusze na rozwój. Od kilku lat przybywa też placówek prywatnych. Według specjalistów od polskiej służby zdrowia na rynku jest miejsce tak dla szpitali państwowych jak i prywatnych. Jednak twierdzenie, że prywatna służba zdrowia rozwiąże narosłe przez lata problemy, nie odpowiada realiom. Dlaczego? Prywatne placówki mają z reguły charakter placówek jednoprofilowych realizujących niszowe świadczenia. W Polsce ciągle nie ma dużych, prywatnych szpitali, które realizowałyby pełny zakres usług medycznych. Jako placówki komercyjne, w większości przypadków, nie są zainteresowane leczeniem chorób z „kosztownymi” powikłaniami, a takich jest wiele. Pozostaje zatem pytanie, co z „nieopłacalnymi” pacjentami, co np. z chirurgią paliatywną, która dotyczy większości chorych z rozwiniętym nowotworem?
Coraz częściej na naszych osiedlach pojawiają się też prywatne przychodnie, które przyciągają klientów szybkością usług a także, co nie jest bez znaczenia, jakością obsługi. Uśmiechnięta i kompetentna recepcjonistka jest przecież znakomitą wizytówką firmy. Prywatne przychodnie nie są jednak bez skazy. Ich podstawowym mankamentem pozostaje wysokość miesięcznego abonamentu. Dynamiczny rozwój takich placówek świadczy o potencjale tego segmentu rynku medycznego, ale również wskazuje na trend, że jedynie ci, których będzie na to stać, otrzymają przyszłości lepszą opiekę. A reszcie, czyli większości, pozostanie szara rzeczywistość podstawowych standardów.

Wróciłem do Polski, bo zachorowałem

Jako społeczeństwo Polacy nie do końca doceniają to co mają - uważa Małgorzata Sadowy-Piątek - zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę poziom finansowania. Mamy, i to sporo, bo dostęp - wprawdzie z przeszkodami - do w miarę nowoczesnego leczenia i szerokiego wachlarza leków. Mówię to na podstawie doświadczeń, jakimi dzielą się z nami ci, którzy wrócili z Anglii, gdzie np. kobieta ciężarna może całą ciążę przenosić bez kontaktu z ginekologiem, a prowadzi ją jedynie położna. Wcale nierzadko zdarza się, że słyszę - wróciłem do Polski, bo zachorowałem. Jest i inny plus. W Polsce dzięki mediom i otwartym granicom wyraźnie poprawia się edukacja związana z potrzebą dbania o własne zdrowie. Z takiego trendu trzeba się tylko cieszyć.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Sędzia Piotr Andrzejewski: trwa batalia o prawo do uciekania się do Chrystusowej wizji świata

2025-10-01 10:23

[ TEMATY ]

Trybunał Stanu

sędzia

Piotr Andrzejewski

Chrystusowa wizja świata

youtube.com/@polsatnewsplofc

Piotr Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu

Piotr Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu

Sędzia Piotr Andrzejewski, który podczas głośnego posiedzenia Trybunału Stanu w sprawie immunitetu przewodniczącej Małgorzaty Manowskiej dyscyplinował innych sędziów, w rozmowie z dziennikarzem portalu niedziela.pl powiedział, że obecnie trwa batalia o obecność światopoglądu tożsamościowego związanego z zakotwiczeniem polskiej kultury i cywilizacji w Kościele Katolickim.

CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Joachim Badeni OP, mistyk – 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka

2025-10-01 17:09

info.dominikanie.pl

Ojciec Joachim Badeni OP – człowiek modlitwy, mistyk– 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka dzięki książce „Amen. O rzeczach ostatecznych”. Osoby, dla których był przewodnikiem, dziś mogą pomóc w przygotowaniach do jego beatyfikacji, dzieląc się osobistymi świadectwami wiary, łask i spotkań z dominikaninem.

W tym roku minęło 15 lat od śmierci znanego i kochanego przez wielu dominikanina, ojca Joachima Badeniego – cenionego kaznodziei, duszpasterza i mistyka. Urodził się w arystokratycznej rodzinie i ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję