Okazało się, że same chęci do wyjazdu nie wystarczą. Podróż zapowiadała się męcząca - mieliśmy do pokonania przeszło 6 tys. km. Dorośli wytrzymają tyle czasu w autokarze, ale dzieci? Znajomi wolno się decydowali. Lista się zapełniała, by znowu trochę opustoszeć. Szukaliśmy więc kolejnych chętnych; zgłaszali się z Miechowa i Częstochowy, z Gdyni oraz Warszawy. Na kilka dni przed pielgrzymką lista wypełniła się do ostatniego miejsca - 48 osób, w tym 30 dzieci! Najmłodsza pątniczka, Michalina, miała 8 miesięcy, a większość dzieci nie przekroczyła 10. roku życia. Były nawet dwie kobiety spodziewające się dziecka.
Na pielgrzymkę prawie wszyscy stawili się w komplecie. Państwo Łachetowie wyruszyli z ośmioma córkami, dwie musiały niestety zostać w domu. Pani Teresa stwierdziła jednak, że jedzie dziewięcioro dzieci: - Spodziewam się kolejnego dziecka - podkreślała z uśmiechem. Patrząc na zgromadzonych w autokarze, pomyślałem, że będzie to naprawdę ciężka pielgrzymka.
W imię Boże
Po Mszy św. odprawionej w kościele św. Józefa Robotnika ruszyliśmy w drogę. Każdy myślał tylko o tym, aby dotrzeć na nocleg do Wenecji, gdzie czekały na nas zaprzyjaźnione rodziny. Dzieci, o dziwo, nie sprawiały kłopotów, z zaciekawieniem oglądały krajobrazy za oknami.
Po przejechaniu granicy z Czechami sytuacja uległa zmianie. Na pierwszym postoju maluchy wyciągnęły piłkę, na trawniku wyznaczyły bramki butelkami wody mineralnej i rozpoczął się mecz - trwał przecież Mundial. Ten sam scenariusz powtarzał się na kolejnych postojach; gdy autokar zatrzymał się na chwilę, chłopcy rozgrywali szybki mecz, a dziewczęta i rodzice zgodnie dopingowali swoich sportowców. - Oj, gdyby reprezentacja Polski chciała brać przykład z dzieci - śmialiśmy się, patrząc na ich sportowe zmagania.
Już na pierwszym parkingu za granicą zauważyłem, że nasz autokar wzbudza sensację. Każdy, kto widział kilkadziesiąt małych dzieci wybiegających z autobusu, patrzył z niedowierzaniem. Gdyby wiedzieli, że jedziemy do Hiszpanii, pewnie byliby jeszcze bardziej zdziwieni.
W polskiej parafii
Zdziwiony był także ks. Zygmunt Waz ze Zgromadzenia Zmartwychwstańców w Wiedniu, który zaprosił nas na pyszną kolację. Ksiądz Zygmunt jest proboszczem w polskim kościele Zmartwychwstańców pw. Świętego Krzyża. Praca duszpasterska wśród Polonii w Wiedniu zajmuje mu dużo czasu. Z roku na rok zwiększa się tu liczba Polaków. W ostatnim czasie podczas niedzielnych Mszy św. nie dla wszystkich starcza miejsca w zabytkowym kościele.
Ksiądz Proboszcz, widząc naszych najmłodszych uczestników pielgrzymki w wózkach, zaproponował nam nocleg. Z jadalni szybko zniknęły stoły, a ich miejsce zajęły materace. Dzieci zasnęły w ciągu kilku minut. 8-miesięczna Michalina przez całą noc nawet nie zakwiliła. Rano, po Mszy św. w kościele, zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy w dalszą podróż. Kolejny przystanek to już Wenecja.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
