Reklama

Nowe wydanie śpiewnika „Matce Słuchającej”

Historia żółtego śpiewniczka

Były sobie lata 80. Była sobie diakonia muzyczna Ruchu Światło-Życie. I byli animatorzy muzyczni - ludzie z gitarami, a obok nich ludzkie pulpity z niezliczoną liczbą luźnych kartek, zeszytów i śpiewników w rękach. Potem mógł być już tylko śpiewnik „Matce Słuchającej”, jeden z najlepszych śpiewników bez nut dostępnych w Polsce.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Śpiewnik, w którym jest „wszystko”

Tak to wyglądało i nie mogło inaczej, skoro każda piosenka pochodziła z innego źródła. Kto wtedy jeździł na Kamuzo (Kurs Animatorów Muzycznych Oazy), dobrze wiedział, jakiej kary mógł się spodziewać za nieprzestrzeganie ciszy nocnej: niejeden siedział i ręcznie „kopiował” teksty dla całej reszty. Nadszedł rok 1992 i Dni Młodzieży. Diakonia muzyczna od lat posługiwała przy tej okazji. - Pomyśleliśmy wtedy, że te ulotki, które zawsze drukowaliśmy, można by zastąpić śpiewniczkiem, takim malutkim - opowiada ks. Dariusz Gronowski. - Ku zaskoczeniu wszystkich mały zbiorek pt. Idźcie na cały świat okazał się hitem. Kupowano go nawet, gdy Dni Młodzieży już dawno się skończyły. I wtedy ktoś mądry powiedział, że dość już kartek, dość przepisywania (ksero było wtedy rzadkością) - jest zapotrzebowanie i trzeba wreszcie zrobić śpiewnik, w którym będzie „wszystko”.

Praca pełną parą

Reklama

Samo rozpoczęcie pracy nad śpiewnikiem to wielka zasługa ks. Romana Litwińczuka. „Idźcie na cały świat” to był przecież jego pomysł, jego dzieło. Przy pracy nad „czymś większym” dał pole do popisu swoim animatorom. I tak rozpoczęły się przygotowania, które trwały jakieś półtora roku. Zastanawiano się, co zrobić i w jaki sposób. - Postawiłem sobie na biurku ogromną stertę śpiewników. Powypisywałem z nich wszystkie pieśni, które, moim zdaniem, powinniśmy wziąć pod uwagę. Pospisywałem je na kilkanaście kartek, wszystko ręcznie oczywiście. Pokserowałem to i wysłałem do różnych osób w diecezji, nie tylko z Ruchu Światło-Życie - opowiada Ksiądz Darek. - Te osoby miały się wypowiedzieć, czy dana pieśń powinna trafić do śpiewnika, czy nie. Tak powstała pierwsza lista. Była później wielokrotnie korygowana, ale przynajmniej animatorzy wiedzieli już mniej więcej, czego chcą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wycinanki-naklejanki

- Nie było problemu, żeby się zorganizować - opowiada Przemysław Szajder, doświadczony animator muzyczny. - Przyjaźniliśmy się, a ten śpiewnik to materialny dowód na to, że grupa ludzi potrafiła się zebrać i coś razem zrobić - dodaje. Kiedy mieli już pierwszy etap za sobą, okazało się, że wybranych pieśni jest dużo, więc duży będzie również sam śpiewnik. Tym trudniejsze było kolejne zadanie, bo trzeba było wszystkie pieśni znaleźć w oryginale, żeby mieć właściwe teksty i akordy. Jeśli nie było to możliwe, brano pod uwagę wersje, które miały jakiś autorytet. W dalszym ciągu pracowano ręcznie: wycinano teksty ze śpiewników albo je kserowano. Później te wycinanki naklejano na kartki. Ta okropnie czasochłonna praca toczyła się za murami paradyskiego Seminarium i podjęli się jej ówcześni klerycy: Andrzej Wręczycki, Tomasz Szagun i Dariusz Gronowski. - Pamiętam nawet, że pewnego razu Andrzej „rozchorował się” na cały tydzień, żeby to wszystko poskładać - mówi Ksiądz Darek. Do dzisiaj pozostaje tajemnicą, jak ci trzej znaleźli jeszcze czas na studiowanie.

Uroki techniki

Reklama

Gotowe wycinanki trzeba było przepisać. I to na komputerze. A w tamtych czasach nie było komputerowych edytorów tekstu, jakie dzisiaj znamy. Istniał już co prawda Windows 3.11, ale mocno różnił się od dzisiejszego XP. Nie było możliwości wyświetlenia na ekranie tekstu tak, jak wyglądał on w druku. Tak więc wiadomo było tylko, że pieśni są wpisane, ale jak one się układają, zobaczyć można było dopiero po wydrukowaniu. A dobry śpiewnik musi mieć akordy. Tego zadania podjął się ks. Darek Gronowski osobiście, gdyż jako jedyny z trójki kleryków posiadł umiejętność gry na gitarze. Z oryginalnych tekstów brano oryginalne chwyty. A w pozostałych sytuacjach… albo brało się „jakieś”, albo samemu układało. - W opracowywaniu chwytów miałem swój skromny udział - śmieje się Przemek Szajder. - Chociaż tak naprawdę głównie wspierałem Księdza Darka - dodaje szybko. (Ksiądz Darek mówi, żeby mu nie wierzyć). Ale największym wyzwaniem nie było samo dotarcie do akordów, lecz ich wpisanie do tekstu, a ponieważ na ekranie nie pojawiał się widok strony… - Musiałem podawać w milimetrach odległość od marginesu każdego z tysięcy chwytów - opowiada ks. Gronowski.
- Prawdopodobnie dzisiaj nikt by nie wpadł na to, żeby tak to robić! - zastanawia się. Pewnie ma rację.

Animator odpowiedzialny

Kogo by nie zapytać, na kim spoczęła największa odpowiedzialność za kształt śpiewnika, za każdym razem pada niezmienna odpowiedź: „To ks. Darek Gronowski”. - Ja w tym czasie byłem po prostu liderem diakonii muzycznej - mówi zdemaskowany. Wymyślił m.in. podział śpiewnika na działy. Dlaczego akurat na takie? Niektóre powstały „same z siebie”, na przykład pieśni maryjne i do Ducha Świętego. Osobny dział przeznaczono na śpiewy do liturgii, ponieważ Ruch Światło-Życie bardzo dba o właściwy dobór pieśni na tę okazję. Piosenki, których używa się przy ognisku albo na pogodnych wieczorach, trafiły do działu „Niezupełnie religijne”. Wyszczególniono pieśni do medytacji, ponieważ dla tworzących śpiewnik adoracja była czymś naprawdę ważnym. Cała reszta weszła do „Śpiewajmy Panu...”.

Sztuki piękne

Reklama

Za przeurocze rysunki odpowiedzialna była Wioletta Kargul (wówczas Pielech). - Współpracę nad śpiewnikiem zaproponował mi ks. Darek Gronowski. Szczerze mówiąc, na początku myślałam, że żartuje. Na rysunki nie miałam wiele czasu. Nie są zbyt oryginalne, widać w nich charakter bardzo popularnych w tamtym czasie kartek czy obrazków. Moim pomysłem są aniołki. To ulubione postacie moje i moich najbliższych przyjaciół - opowiada Wioletta. Żółty kolor okładki jest natomiast wyłączną decyzją drukarni. Stąd też wzięła się potoczna nazwa „żółty śpiewnik”. A skąd właściwy tytuł? Kamuzo odbywało się w Rokitnie. Tytuł oddawał więc to, czym żyła nasza diakonia. Nie wyobrażano sobie, że można by tę pracę zadedykować komu innemu niż Matce Bożej Rokitniańskiej, Matce Słuchającej.

Nowe pokolenie - nowe potrzeby

Od tamtego czasu minęło 12 lat. Pojawiały się nowe utwory. W głowie redaktora naczelnego zaczął się rodzić plan wznowienia wydania. Czekał tylko na odpowiedni moment. I ta szansa się pojawiła. W osobie Bogusi Kozłowskiej, animatorki muzycznej z Gorzowa. - Od maja zeszłego roku przez około trzy miesiące chodziłam z długopisem i kartką w ręku i jak tylko sobie przypomniałam jakąś piosenkę, której nie było w śpiewniku, to ją zapisywałam - opowiada Bogusia. W sierpniu nawiązała kontakt z różnymi wspólnotami, zespołami, a one udostępniły jej „swoje” piosenki. Trzeba było ustalić wersje, czyli odszukać oryginalne teksty, ustalić tonacje, akordy. Podczas tegorocznego Kamuzo w obecności moderatora diakonii muzycznej ks. Łukasza Parniewskiego i redaktora naczelnego ks. Darka Gronowskiego komisyjnie usunięto 85 utworów mało znanych i słabo wykorzystywanych.

Wystarczy jeden błąd…

W miejsce pieśni usuniętych wstawiono 83 nowe utwory. Zajęła się tym Magda Andrys. - Ks. Darek Gronowski szczegółowo wyjaśnił mi, co mam robić. Dostałam płytę CD z elektroniczną wersją śpiewnika i jedno wyraźne zdanie: „Jeden błąd i wszystko może się posypać” - mówi Magda. Usunęła wskazane pieśni, wstawiła nowe, sprawdzała, czy akordy ułożone są nad właściwą sylabą. To ostatnie wiązało się z przegraniem wszystkich utworów, a Magda każdej piosenki nie znała… - Zmagałyśmy się z tym wspólnie z Agatą Gołąbek, telefonicznie. Ja w domu w Kostrzynie grałam na gitarze, a Agata w Gorzowie śpiewała - opowiada Magda. Potem trzeba było jeszcze „tylko” sprawdzić interpunkcję, zrobić nowy spis treści, złamać całość… W sumie prace nad nową edycją trwały około roku.

Jeszcze trochę cierpliwości

Teraz zostało już tylko czekanie, aż nowe wydanie śpiewnika trafi do księgarni. - W tej chwili drukujemy 500 sztuk. Poczekamy, aż się sprzedadzą i rozpoczniemy dodruk. Tak to wygląda - opowiada Stanisław Kałużny, który drukuje śpiewnik od samego początku. Autorzy wierzą, że spotka się z pozytywnym przyjęciem. W końcu niektórzy wstrzymywali się z kupnem śpiewnika nawet rok, bo czekają na nową edycję. - To najlepszy, najbardziej swojski, przyjazny i użyteczny śpiewnik, jaki znam - mówi Wioletta Kargul.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Modlitwa św. Jana Pawła II o pokój

Boże ojców naszych, wielki i miłosierny! Panie życia i pokoju, Ojcze wszystkich ludzi. Twoją wolą jest pokój, a nie udręczenie. Potęp wojny i obal pychę gwałtowników. Wysłałeś Syna swego Jezusa Chrystusa, aby głosił pokój bliskim i dalekim i zjednoczył w jedną rodzinę ludzi wszystkich ras i pokoleń.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Przyszłość dzieci w naszych rękach

2025-10-01 19:42

Marzena Cyfert

Pod takim hasłem w niedzielę 5 października przejdzie przez Wrocław Marsz dla Życia i Rodziny.

Jego uczestnicy dadzą świadectwo swojego przywiązania do wartości życia, rodziny i wspólnoty. Marsz został objęty patronatem honorowym abp. Józefa Kupnego, metropolity wrocławskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję