Reklama

Pierwsza Komunia Święta i co dalej?

Niedziela w Chicago 25/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wielkie wydarzenie w życiu młodego katolika. Po raz pierwszy spotkanie z żywym Panem Jezusem w Sakramencie Ołtarza. Poprzedzało je dużo przygotowań. Wiele wysiłku ze strony katechetów, aby wlać wiedzę i pragnienie miłości Boga w serca dzieci. Ze strony rodziców było zatroskanie o przyjęcie gości i wygląd zewnętrzny. Fotograf, film z uroczystości. Najlepsze sale bankietowe zarezerwowane od dawna, przygotowane stroje i prezenty. Tak, ten dzień dzieci przystępujące do I Komuni św. będą pamiętały, bo wokół nich wszystko się kręciło. Byli głównymi aktorami.
Jednak czy długo będą pamiętały, kto w tym dniu był głównym Gościem zaproszonym do ich życia? Czy spotkania z Jezusem będą kontynuowane i jak będzie budowana duchowa więź - nadal wszystko zależy od rodziców. Od tego, jaka jest ich samych relacja z Bogiem, jaki przykład modlitwy w domu dają swoim dzieciom.
Po I Komunii św. zainteresowanie kształceniem religijnym dzieci jest mniejsze. Jeszcze może przed bierzmowaniem coś będzie się działo, ale najczęściej dorastający człowiek oprócz niedzielnej Mszy św. nie ma wielu powodów do zaglądania do kościoła. Czasem jakaś działalność jak chór, ministranci lub towarzyszenie babci pozwoli dziecku tam pójść i w dzień powszedni. Może ktoś zapytać: - A czy to potrzebne? Wystarczy pójść do kościoła w niedzielę i spełnić swój obowiązek. Można i tak podchodzić. Można jeszcze nie dostrzegać głębszej potrzeby obcowania z Bogiem. Nie odczuwać konieczności częstszej z Nim rozmowy - modlitwy. I nie starać się o pogłębianie wiedzy religijnej, wymijać się brakiem czasu, bo: doczesne sprawy są „ważniejsze”. Ale... jak długo? Jak długo człowiek jest w stanie sam sobie wystarczać i jednocześnie nazywać się katolikiem? Czy może odsuwać od siebie tak istotną sprawę, jaką jest zbawienie, w „nieskończoność”?
Skutkiem obojętności religijnej na pewno będzie dalsze osłabienie zainteresowania życiem Kościoła. Jeśli nawet pozostanie, to będzie przejawiało się ono raczej w jego krytyce, nie we własnym zaangażowaniu w życiu swojej parafii. A troska o jej rozwój wyda się kłopotliwa i zbędna. Człowiek, który nie pielęgnuje swojej wiary, łatwo też daje się pochłonąć złym światowym koncepcjom życia. Rodzice unikający pobożności, pociągają w swoje ślady dzieci. Kościół traktują jako instytucję i miejsce do „różnych obrzędów”.
Dorastająca młodzież po otrzymaniu sakramentu bierzmowania nie znajduje też nic ciekawego w bywaniu w kościele. Dla młodzieży tej kończy się edukacja religijna. Nie ma dla niej powszechnie zorganizowanych zajęć. Dobrze jeszcze, gdy sama trafi do jakiegoś ruchu oazowego. Jednakże pozbawiona fachowej pasterskiej opieki i nie aspirowana wartościowym przykładem, powiększać będzie grono ludzi obojętnych religijnie. I nic dziwnego, gdy coraz częściej kapłani będą mieli do czynienia już nie z „wierzącymi praktykującymi” lub nie - lecz spotkają nową kategorię parafian, którzy są niewierzący a praktykujący. „Tym właśnie zależy na opinii ludzkiej i ci są najtrudniejsi do nawrócenia się” - jak zauważył pewien ksiądz i zobrazował tychże ludzi w ten oto sposób:
„Żądania związane z udzielaniem sakramentów świętych są tym większe, im mniej rodzina uczestniczy w życiu parafialnym, w niedzielnej Mszy św., w nabożeństwach. Zainteresowani nie liczą się z przepisami władz kościelnych, czy pouczeniami katechizmowymi. Ważna tradycja, chociaż nie zawsze rozumiana i świadoma. Ważne, aby ludzie widzieli, aby był zewnętrzny splendor. Czasem rodzina chce na siłę wepchnąć do nieba tego, kto sam o zbawienie się nie starał. - Czyżby to były wyrzuty sumienia, że za życia mu nie pomogli w zbliżeniu się do Boga? Czyżby tym zewnętrznym splendorem chcieli naprawiać niedbalstwo? A gdzie modlitwa? Najtrudniej to wyjaśnić członkom rodziny żądającej od księdza prowadzenia pogrzebu, którzy przywiązują wagę do zewnętrznej oprawy, nie do ducha modlitwy. Pana Boga nie widzą, ale liczą się z opinią ludzi. Zapominają, że ludzie prawdziwie wierzący skupią się na modlitwie. Ludzie głęboko religijni nie mają żadnych żądań. Im wystarcza modlitwa płynąca z serca”.
Niewiele do tego można dodać. Słowa te raczej zapraszają do głębszej refleksji, że na naszą chrześcijańską rzeczywistość należy spojrzeć bardziej realnie. Gdy prowadzimy dzieci do kościoła, kiedy widzimy ich radość z pełnego uczestnictwa w Eucharystii - pozwólmy im wzrastać w duchu Bożym. Jednocześnie znajdźmy tam przystań i moc dla siebie, by przekazywać innym w gubiącym świecie, że życie bez Boga nie ma sensu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Warszawa: W październiku Nocna Droga Różańcowa i Warszawski Dzień Różańcowy

2025-10-01 09:11

[ TEMATY ]

Nocna Droga Różańcowa

Warszawski Dzień Różańcowy

Karol Porwich/Niedziela

IX Nocna Droga Różańcowa i 16. Warszawski Dzień Różańcowy - to niektóre z propozycji duszpasterskich przygotowanych dla katolików w październiku w stolicy. Zgodnie z decyzją papieża Leona XIII w Kościele katolickim jest to miesiąc poświęcony modlitwie różańcowej.

Pierwsze ślady modlitwy różańcowej zanotowali egipscy pustelnicy w V w. n.e. Mnisi powtarzali wielokrotnie pierwszą część modlitwy „Zdrowaś Maryjo”, czyli pozdrowienie anielskie i błogosławieństwo św. Elżbiety. Drugą jej część dodano prawdopodobnie w XIV w. podczas epidemii dżumy w Europie. Ostateczny tekst „Zdrowaś Maryjo” zatwierdził papież Pius V w 1568 r.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Spekulacje na temat tytułu i treści pierwszej encykliki papieża Leona XIV

2025-10-01 15:46

[ TEMATY ]

Encyklika

Leon XIV

Vatican Media

Leon XIV

Leon XIV

Watykaniści spekulują obecnie na temat nazwy i treści dwóch pierwszych papieskich dokumentów nauczania Leona XIV. Powszechnie oczekuje się, że jego pierwsza encyklika będzie dotyczyła wyzwań stojących przed ludzkością w związku ze sztuczną inteligencją. Rzymski portal „Silere non possum” poinformował w środę, że łaciński tytuł dokumentu będzie brzmiał „Magnifica humanitas” - „Wspaniała ludzkość”.

Od momentu wyboru Leon XIV wielokrotnie wypowiadał się na temat szybkiego rozwoju sztucznej inteligencji i ostrzegał przed zagrożeniami związanymi z tym postępem technologicznym. Według „Silere non possum” pierwsza encyklika nowego papieża poświęcona globalnemu megatematowi sztucznej inteligencji może mieć podobne znaczenie jak historyczna encyklika „Rerum novarum” papieża Leona XIII z 1891 roku. W encyklice tej po raz pierwszy papież zajął się konsekwencjami industrializacji, inicjując tym samym katolicką naukę społeczną.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję