3 sierpnia, godzina 9.00
37. dzień wakacji. Już z górki. Pozostałe 28, równe 4 tygodnie, miną jak z bicza strzelił. Wszystkim. Choć dzieciom i nauczycielom szybciej. Siedzę na skwerku dzielnicy jednego z miast naszej diecezji.
Takiej, o której w każdym mieście mówią „dzielnica cudów”. Mieszkają tu rodziny, o których statystyki mówią, że przychody mają grubo poniżej średniej krajowej, rodziny patologiczne. Przyczyną
patologii jest najczęściej choroba alkoholowa jednego albo obojga rodziców. Patrzę na otwarty od godzin rannych sklep monopolowy, odrapane i brudne ściany. Budynki czasy świetności mają daleko za sobą.
Kamienice należą w większości do gminy. Nikt ich nie remontuje, bo i po co, co najwyżej łata dziury. Większość lokatorów nie płaci czynszu. Zaległości sięgają lat, a na dodatek niszczycielska siła rujnuje
wszystko. Gdyby na remont przeznaczyć jakiekolwiek pieniądze, to tak jakby je wyrzucić w błoto.
Na trawie siedzi jeden mężczyzna. Pod wąsem. Młody. Pewnie nie ma pracy. Może nawet nie chce mieć. Czeka, aż ktoś się obudzi i wyjdzie. Porozmawiają. Pewnie coś wypiją. Wzrok utkwiony gdzieś w dal.
3 sierpnia godzina 12.00
Wokół tego samego mężczyzny zebrała się już grupa kolegów. Siedzą razem, choć widać, że rozmowa się nie klei. Może później. Ludzie przechodzący obok jakby instynktownie omijają grupę szerokim łukiem.
Mogą spodziewać się jednej prośby: „Szefuniu, daj 20 groszy na zdrapkę”. „Zdrapka” to hit polskiego przemysłu winiarskiego. Twarze mężczyzn, mimo że młode, jakieś szare, monotonne
i w gruncie rzeczy jednakowe. Wstały już dzieci. Dostrzegam trójkę maluchów. „Na oko” pierwsza klasa szkoły podstawowej. Radosne i uśmiechnięte. Beztroskie. Cieszą ich najmniejsze rzeczy,
na które ich już niewiele starsi koledzy i koleżanki patrzą z wzrastającą wraz z wiekiem pogardą.
Zaczyna się kolejny dzień ich wakacji. Dzieci wnoszą w ten ubogi krajobraz nuty nadziei w lepszą przyszłość. Swą żywotnością, szczerością, spontanicznością przykrywają odrapane ściany i stanowią milsze
tło dla szarych twarzy dorosłych, na których wypisana zdaje się być porażka.
3 sierpnia godzina 17.00
Dzielnica tętni życiem. Energii dodaje słońce i rozkrzyczane, wesołe dzieci, które mają swoje wakacje. Jeżdżą na rowerach. Grają w piłkę. Tryska z nich energia w przeciwieństwie do zrezygnowanego otoczenia. Razem z nimi za futbolówką uganiają się psy. Bramka jest między drzewami małego zielonego skwerka. Nie sposób uciec od pytań. Co będzie z nimi gdy dorosną? Czy ta energia, którą mają dziś coś zmieni? Czy znajdzie się ktoś, kto im pomoże? Czy za 10 lat 3 sierpnia o godz. 9.00, 12.00 i 17.00 będzie kliszą ostatniego 3 sierpnia?
Pomóż w rozwoju naszego portalu