„Kimże jest człowiek i jakież jest jego znaczenie?
Cóż jest jego dobrem i cóż złem jego?
Liczba dni człowieka - jest jak kropla wody zaczerpnięta z morza
lub ziarnko piasku wobec dnia wieczności.
(Syr 18,8-12)
Czy czterdzieści siedem lat życia jest długim okresem czasu? W porównaniu z wiecznością - na pewno błyskiem, mgnieniem oka, krótką chwilą, ale jeżeli chodzi o doczesne
życie jest wystarczającym okresem, aby stać się symbolem heroizmu i poświęcenia życia za drugiego człowieka. Można również w takim samym okresie czasu zaznaczyć się w historii
ludzkości jako największy zbrodniarz świata, wiernie służący fałszywej i zbrodniczej ideologii. Udowodniło to dwóch ludzi żyjących w tym samym okresie historycznym w ciągu
czterdziestu siedmiu lat swego ziemskiego życia. Co więcej - pierwsze lata ich życia były tak bardzo podobne do siebie, obaj byli ministrantami, często przystępowali do spowiedzi i przyjmowali
Komunię Świętą, marzyli o kapłaństwie i pracy w roli misjonarzy. Ponadto dobrze się uczyli, mieli podobne zainteresowania, łączyło ich zamiłowanie do nauk ścisłych i zdolności
organizacyjne. Z czasem obaj zapragnęli zdobyć dla swoich ideałów cały świat i to drogą ślepego posłuszeństwa. W roku 1941 drogi ich skrzyżowały się. Spotkali się po raz
pierwszy i ostatni. Jeden z nich to Maksymilian Maria Kolbe, twórca i gwardian Niepokalanowa, a w tym czasie więzień oświęcimski nr 16670, drugi
to twórca i komendant obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu - Rudolf Franz Ferdinand Höss. Jeden z nich stał się symbolem heroicznej miłości bliźniego, a drugi
zaś zawsze będzie kojarzony jako symbol nienawiści człowieka do człowieka.
Jak do tego doszło, skoro pierwsze lata ich życia były tak bardzo podobne do siebie, kiedy ich predyspozycje psychiczne były niemal identyczne? Próby odpowiedzi na to pytanie podejmuje się o. Władysław
Kluz w książce pt. 47 lat życia, opartej na nagich faktach, dzisiaj już historycznych. W książce tej pisarz w kontrastowy sposób zestawia losy tych dwóch ludzi, co pozwala
zauważyć moment, w którym tak na początku podobne drogi ich życia rozeszły się, oraz umożliwia dokładne prześledzenie czterdziestu siedmiu lat życia tych, którzy stali się skrajnymi symbolami
XX w.
Maksymilian Maria Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 r. w Zduńskiej Woli. Zginął śmiercią głodową 14 sierpnia 1941 r. w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu,
oddając swe życie za nieznanego mu człowieka, ojca rodziny Franciszka Gajowniczka - skazanego na śmierć w odwecie za ucieczkę więźnia.
Śmierć stanowi dla o. Maksymiliana Kolbego szczytowy punkt życia, realizuje w ten sposób swoje credo życiowe: służyć bez reszty innym zapominając o sobie i siebie
nie oszczędzając. O. Kolbe dobrowolnie przyjmując straszną, powolną śmierć głodową, swoim czynem spełnia dosłownie słowa Ewangelii: „Większej miłości nie masz nad tę, gdy kto życie darowuje za przyjaciół
swoich” (J 15, 13). Jego heroiczna ofiara jest wielka i przez nią wyraża się bezgraniczne zawierzenie Bogu i Matce Najświętszej, którą tak bardzo ukochał.
Patrząc na czyn św. Maksymiliana Marii Kolbego, można powtórzyć za kard. Stefanem Wyszyńskim Prymasem Polski: „Jak nikłym ciałem może się posługiwać wielka dusza! Ciało bywa nieraz
mizerne, wątłe i chorowite, mimo wspaniałej duszy. Takim właśnie człowiekiem jest o. Kolbe - wątły, schorowany od 25 lat skazany przez gruźlicę na powolną śmierć, ale jednocześnie jest
to człowiek wielkiego ducha, który potrafi poświęcić się za drugiego człowieka”.
Straszne i niepojęte jest to, co może zrobić człowiek człowiekowi, jakich zbrodni może się dopuścić. Więźniowie idący do bunkra głodowego, a wśród nich także o. Kolbe zostali
pozbawieni wszystkiego, zdjęto im nawet koszule, bo były im niepotrzebne. Ogołocenie całkowite. Czy całkowite? Czy człowiek potrafi drugiemu odebrać wszystko? Tak, wszystko oprócz... miłości! Miłości
się nie odbierze drugiemu. Miłość się samemu zachowuje, albo traci. O. Maksymilian dlatego stał się WIELKIM, ponieważ tej miłości nie stracił i innym nie pozwolił jej stracić. Pomógł współtowarzyszom
z celi śmierci pojednać się z Bogiem i zachować wiarę w lepsze życie po śmierci. Św. Maksymilian odniósł swe zwycięstwo w miejscu, które zostało
zbudowane na zaprzeczeniu wiary - wiary w Boga i wiary człowieka, gdzie podeptano nie tylko miłość, ale wszelkie oznaki człowieczeństwa, ludzkości; w miejscu, które
zostało zbudowane na nienawiści i na pogardzie człowieka w imię obłąkanej ideologii; w miejscu, które jest zbudowane na okrucieństwie, do którego prowadzi wciąż jeszcze
brama z szyderczym napisem „Arbeit macht frei” (Praca czyni wolnym). Oceniając czyn o. Kolbego znów posłużę się myślą kard. Wyszyńskiego: „Każda rzecz wielka musi kosztować
i musi być trudna. Tylko rzeczy małe i liczne są łatwe”.
Drugi bohater wyżej wspomnianej książki - Rudolf Höss urodził się 25 listopada 1900 r. w Baden-Baden. Początkowo koleje jego życia były bardzo podobne do losów o. Maksymiliana,
ale w pewnym momencie wkroczył on na złą drogę, która doprowadziła go do wyroku śmierci wydanego na mocy Trybunału Narodowego Polski - za utworzenie obozu koncentracyjnego
w Oświęcimiu i za wzięcie udziału w zabójstwie ok. 3 milionów ludzi. Wyrok został wykonany 16 kwietnia 1947 r. za drutami obozu koncentracyjnego
w Oświęcimiu, by nie profanować miejsca męczeństwa milionów. Osobę Rudolfa Hössa w pełni charakteryzują słowa tytułowego aforyzmu: „Nie wystarczy urodzić się człowiekiem, trzeba
jeszcze być człowiekiem”.
Jakim człowiekiem był Rudolf Höss - komendant obozu zagłady w Oświęcimiu? Czy ostatecznie zdał sobie sprawę z tego, jaką krzywdę wyrządził ludzkości? Odpowiedź na te nurtujące
nas pytania możemy znaleźć w ostatnim liście Hössa do żony i dzieci. Höss pisze: „Z góry było dla mnie jasne, że po rozgromieniu i zniszczeniu tego świata, któremu
zaprzedałem się ciałem i duszą, muszę zginąć razem z nim. Stałem się nieświadomie jednym z kół olbrzymiej niemieckiej maszyny niszczącej i zajmowałem eksponowane
stanowisko. Jako komendant obozu zagłady w Oświęcimiu byłem całkowicie odpowiedzialny za wszystko, co się stało”.
Jest to straszne, tragiczne i nie do pomyślenia, że z natury łagodny, dobroduszny i zawsze uczynny człowiek, jakim był Höss w młodości, stał się największym
ludobójcą, który z zimną krwią i z pełną konsekwencją wykonywał każdy rozkaz zagłady. Jak to możliwe, aby człowiek został całkowicie pozbawiony własnego zdania, własnej
woli i stał się automatem słuchającym ślepo każdego rozkazu? Czy przychodzi kiedyś opamiętanie?
Niektórym ludziom, niepojęty w swym miłosierdziu Bóg daje taką łaskę, i należy sądzić, że tak właśnie jest w przypadku Rudolfa Hössa, który tak powie o sobie:
„Ciężko jest, gdy człowiek musi u kresu życia przyznać się do tego, że szedł błędną drogą i że przez to sam sobie taki los zgotował”.
W czasie pobytu w więzieniu Höss dochodzi do wniosku, że ideologia oraz świat, w który tak mocno i święcie wierzył były oparte na zupełnie fałszywych założeniach i bezwzględnie
musiały runąć. Uświadamia sobie także, że jego odstępstwo od Boga było spowodowane brakiem silnej wiary, i nadal zachowuje nadzieję, że wielki, miłosierny Bóg sprawiedliwie osądzi jego postępowanie.
Niezbadane bowiem są wyroki Opatrzności. Świadczą o tym słowa kard. Wyszyńskiego: „Chociaż byśmy przegrali życie w oczach świata i świat by się nas wyrzekł, skazując
na śmierć, jak łotrów na ukrzyżowanie - jest to ocena świata. Pozostaje jeszcze ocena Boga. Bóg przekreśla wyrok świata - «winien jest śmierci», i ogłasza swój Boży
wyrok - «dziś jeszcze będziesz ze Mną w raju»”.
Znamienne są także słowa Rudolfa Hössa skierowane do najstarszego syna Klausa: „Zachowaj zawsze dobre serce. Bądź człowiekiem, który przede wszystkim w pierwszej linii kieruje się
głębokim uczuciem człowieczeństwa. Naucz się samodzielnie myśleć i mieć własnę poglądy. Nie przyjmuj wszystkiego, co ci będzie mówione bezkrytycznie, jak niezbita prawda”. Słowa te wskazują
na głębokie przemyślenie przez Hössa własnego, jakże tragicznego życia i postępowania, które doprowadziło go do tak smutnego końca, ponieważ „z góry ślepo ufał i nie miał najmniejszej
wątpliwości w prawdziwość tego, co głoszono”. Mówi także: „Idź przez życie z otwartymi oczyma. Nie bądź jednostronny, rozważaj za i przeciw we wszystkich
sprawach. We wszystkim, co przedsięweźmiesz kieruj się nie tylko rozumem, lecz zważaj szczególnie na głos swego serca”. Höss pragnie w ten sposób uchronić syna od popełnienia
w życiu tak strasznych błędów, jakich on się dopuścił. Komendant obozu zagłady w Oświęcimiu odchodzi z tego świata z pełną świadomością zbrodni i krzywd,
jakich dokonał przeciw ludzkości. Wyrok śmierci uważa za sprawiedliwy i przyjmuje go z pokorą - dzięki temu z pewnością zasługuje on na odrobinę ludzkiego
współczucia.
Podsumowaniem powyższych rozważań nad losami o. Maksymiliana i Rudolfa Hössa - osób, które stały się skrajnymi symbolami XX w. może być myśl kard. Wyszyńskiego: „Życie się nie
wraca, jest tylko jedno! Może być zmarnowane lub owocne. Z dziejów Narodu i ludzkości wiemy, że byli ludzie, którzy przeszli do historii z piętnem hańby na czole. Byli
też tacy, którzy przeszli do dziejów ze znamieniem chwały - Wybierajcie...”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu