Z nauczycielką ordynariusza Władysławą Walczak, która wraz z mężem Franciszkiem świętowała przed obliczem MB Andrychowskiej 50-lecie sakramentu małżeństwa, rozmawia Mariusz Rzymek.
Mariusz Rzymek: Jakie to uczucie odebrać pasterskie błogosławieństwa od byłego ucznia?
Władysława Walczak: – To ogromna radość. Tak się złożyło, że Roman Pindel trafił do andrychowskiego liceum w 1975 r. Dla mnie był to czas szczególny, bo 9 sierpnia, a więc na trzy tygodnie przed inauguracją roku szkolnego, wzięłam ślub. Przyszłego biskupa uczyłam chemii, która kończyła się dopiero w klasie maturalnej.
Jakie owoce przyniosła ta znajomość?
Od swojego byłego ucznia doświadczyłam wraz z mężem wiele życzliwości. Mąż choruje od przeszło 19 lat. Przeszedł udar mózgu, zawał, zator płuc. Był osobą zupełnie leżącą, której stan nie rokował pozytywnie. W czasie, gdy mąż był zdjęty totalną niemocą, bp Roman nas odwiedził. Modlił się nad nim i go pobłogosławił. Dziś stan fizyczny męża jest zupełnie inny. Podczas uroczystości odpustowych przyjął Komunię św. w postawie stojącej i zrobił kilka kroków od i do ołtarza. Bardzo to sobie cenię, że biskup nie zapomniał o nas, gdy z moim mężem było bardzo źle i potrzebowaliśmy wsparcia.
Czy widziała pani w swoim uczniu potencjał na kapłana?
Roman Pindel swoją przygodę z andrychowskim liceum nie zaczynał od pierwszej, ale jeśli dobrze pamiętam, od trzeciej klasy. Na początku września przyszedł do mnie i spytał, jak może nadrobić zaległości z chemii z wcześniejszych lat. Powiedziałam, że nie musi tego robić, bo ma skoncentrować się na bieżącym materiale. I jak się okazało, tyle wystarczyło. Roman Pindel okazał się być bardzo zdolnym uczniem, który świetnie radził sobie z chemią. Każdego z moich uczniów rozeznawałem po oczach. Odczytywałem w nich z kim mam do czynienia. Patrząc w oczy R. Pindla, zobaczyłam, że mam przed sobą dobrego i skromnego człowieka. Jednym słowem dobry materiał na kapłana.
Widzowie, którzy przyszli obejrzeć muzyczny spektakl interaktywny „Gdy Najświętsza Panienka po świecie chodziła”, stali się częścią tego oryginalnego widowiska.
Sala kameralna przy kościele św. Macieja w Andrychowie wypełniła się widzami, którzy zasiedli po kilka osób przy ustawionych stolikach. I kolejno grupy osób z poszczególnych stolików śpiewały przydzieloną im zwrotkę pieśni: „Gdy Najświętsza Panienka po świecie chodziła”. – Ta pieśń ludowa ma aż 70 zwrotek. Opowiada o wędrówce Świętej Rodziny z Nazaretu do Jerozolimy. Po drodze przechodzą przez bór. Trafiają na zbójcę, który lituje się nad nimi i gości ich w swoim domu. Zbójca ma małego syna, który cierpi na chorobę skóry. Gdy Maryja kąpie małego Jezusa, zachęca, by zbójcy swojego syna wykąpali. I ten odzyskuje zdrowie. Rodzina zbójecka się nawraca. Uczą syna, by nikomu krzywdy nie robił. Ale gdy syn dorasta, staje się zbójcą, zostaje pojmany i ukrzyżowany po prawej stronie Jezusa – przybliża utwór reżyser spektaklu Barbara Surzyn. Część historii zawartej w pieśni jest zbieżna z wizjami bł. Katarzyny Emmerich. Jak podkreśla p. Barbara, w jednym z rozdziałów bł. Katarzyna pisze, że miała widzenie Świętej Rodziny opuszczającej gospodę zbójców, których syn zostanie dobrym łotrem. Precyzuje, że o utworze mówi się dzisiaj, iż jest to dziadowska pieśń nabożna niesiona po całej Polsce przez pątników, pieśniarzy kalwaryjskich. – Pamiętam, jak w 1979 r., po mojej I Komunii św., jesienią u nas, w Zagórniku, peregrynował obraz Matki Bożej Częstochowskiej wraz z zeszytem, z którego różne pieśni można było przepisywać. Moja siostra przepisała tę popularną wówczas pieśń. Dziś dużo starszych ludzi jeszcze ją pamięta. Pomyślałam, że warto by ją było przypomnieć i odtworzyć w formie takiego spotkania, w którym wezmą udział nie tylko aktorzy, ale i widzowie i zaistnieje prawdziwa przestrzeń spotkania, bez czwartej ściany – zaznacza B. Surzyn.
Boże ojców naszych, wielki i miłosierny! Panie życia i pokoju, Ojcze wszystkich ludzi. Twoją wolą jest pokój, a nie udręczenie. Potęp wojny i obal pychę gwałtowników. Wysłałeś Syna swego Jezusa Chrystusa, aby głosił pokój bliskim i dalekim i zjednoczył w jedną rodzinę ludzi wszystkich ras i pokoleń.
Nie powstają związki, nie powstają małżeństwa. Jak zatem mają się rodzić dzieci? Trudności w budowaniu relacji to zdaniem demografa Mateusza Łakomego najważniejsza przyczyna obecnej zapaści demograficznej w Polsce. W rozmowie z KAI Mateusz Łakomy wskazuje też na inne przyczyny niskiej dzietności oraz zwraca uwagę, że spadek liczby urodzeń to zjawisko występujące na całym świecie i że może ono prowadzić do poważnych problemów. Mówi również o tym, że więcej dzieci mają dziś nie tylko osoby religijne ale - w krajach rozwiniętych - także te lepiej sytuowane i lepiej wykształcone.
Maria Czerska (KAI): Wszyscy mówią dziś o kryzysie demograficznym w Polsce. Dzieci rodzi się coraz mniej. Co się dzieje?
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.