Reklama

Wiadomości

Jesteśmy tylko mostem

Kiedy tragedia na Bliskim Wschodzie wstrząsnęła polskim oficerem, postanowił rzucić wszystko, by ratować ofiary wojen i terroru. Tak narodziła się fundacja, która od lat zmienia losy tych, o których świat zapomniał.

Niedziela Ogólnopolska 36/2024, str. 30-31

[ TEMATY ]

pomoc

archiwum Fundacji Orla Straż

Bartosz Rutkowski, Irak, 2016 r.

Bartosz Rutkowski, Irak, 2016 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Zaledwie czteroosobowa dziś fundacja „Orla Straż” została założona przez Bartosza Rutkowskiego. – Pod koniec 2015 r. natrafiłem na wstrząsającą informację o brutalnym morderstwie dokonanym przez terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego (ISIS) na 12-letnim chłopcu. Mój syn miał wówczas tyle samo lat. Ja byłem oficerem i szefem szkolenia w Ośrodku Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego w Gdyni. Chciałem jakoś pomóc tym ludziom. Chwilę biłem się z myślami. Rozważałem „za” i „przeciw”. Czy mam tam wyjechać? Jak w ogóle miałaby wyglądać moja pomoc? Przecież to wywróciłoby moje życie do góry nogami. Potem przyszła jednak refleksja i pomyślałem: służyłeś tyle lat w wojsku, znasz dobrze angielski, jeślibyś chciał, to pewnie dałbyś radę. Po chwili wahania podjąłem decyzję. Następnego dnia złożyłem wypowiedzenie w trybie przyspieszonym, a po 3 miesiącach przeszedłem na emeryturę. Kilka dni po odejściu z wojska byłem już w Iraku. To tam ISIS dopuściło się wielu zbrodni, głównie na bezbronnych cywilach. Półtora roku wcześniej terroryści zajęli dziesiątki miejscowości zamieszkiwanych przez chrześcijan. Zmusili do ucieczki tysiące ludzi, zrabowali ich mienie, a całe miasta obrócili w ruinę. W sierpniu 2014 r. dopuścili się też ludobójstwa na Jezydach, czyli mniejszości etnicznej zamieszkującej tereny przygraniczne z Syrią. Zamordowali wtedy kilka tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci, a kolejnych kilkanaście tysięcy, głównie młodych kobiet i dzieci, porwali.

Podczas swojego pierwszego wyjazdu w 2016 r. Rutkowski spędził prawie 2 tygodnie wśród przesiedleńców z terenów okupowanych przez ISIS. Mieszkał z nimi, jadł z nimi i godzinami rozmawiał z nimi o wydarzeniach, które ich spotkały. Dzięki tym rozmowom poznał ich potrzeby oraz zrozumiał, że są to tacy sami ludzie jak on – mają rodziny, marzenia i pragnienie normalnego życia. – Wojna brutalnie wyrwała ich z tej normalności, sprawiając, że z dnia na dzień stali się ofiarami – opowiada. – Po tym, co usłyszałem i zobaczyłem, postanowiłem zdobyć pieniądze, aby w jakiś sposób im pomóc. Tak zrodziła się idea założenia Fundacji Orla Straż.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Spotkanie w Iraku

Reklama

W czasie gdy Bartosz Rutkowski przygotowywał się do swojej pierwszej podróży do Iraku, w zupełnie innej części Polski podobną decyzję podjął Dawid Czyż. Wstrząśnięty doniesieniami o brutalnych zbrodniach ISIS, w tym o spaleniu żywcem kilkunastu młodych dziewcząt uprowadzonych przez terrorystów, zdecydował, że nie może pozostać bierny. Postanowił wyjechać do Iraku, aby dołączyć do lokalnej formacji samoobrony, która była grupą ochotników broniących swoich domów przed ISIS. Jednostka ta była wspierana przez wolontariuszy z całego świata. Dawid spędził prawie pół roku na froncie pod Mosulem, gdzie był świadkiem wydarzeń, które na zawsze odmieniły jego życie. Największe wyzwanie było jednak jeszcze przed nim. Pierwsze spotkanie Dawida i Bartosza miało miejsce właśnie w Iraku. Dwaj Polacy, którzy przybyli do obcego kraju z misją pomocy, mimo różnych metod działania mieli bardzo zbliżone cele – obaj pragnęli przeciwdziałać złu. Po powrocie do Polski Dawid związał się z organizacją Orla Straż, chcąc kontynuować swoją misję wsparcia tych, których wcześniej bronił.

Z biegiem czasu do Bartosza i Dawida dołączyli Dariusz i Szymon, a Orla Straż zaczęła poszerzać swoje działania, niosąc pomoc w coraz większej liczbie krajów, m.in. w Egipcie, gdzie jej członkowie pomagali ofiarom zamachów na kościoły i pielgrzymki, na Ukrainie oraz obecnie w Nigerii. – W Nigerii fundacja stara się pomagać ludziom, którzy padli ofiarą terrorystów z plemienia Fulani – wyjaśnia Bartosz Rutkowski. – To koczownicze plemię, w większości składające się z muzułmanów, atakuje wioski zamieszkiwane przez chrześcijan. Często dochodzi tam do masakr – mordowane są całe rodziny. Choć mało się o tym mówi, tam takie ataki zdarzają się często.

Wielka pomoc na niewielką skalę

Fundacja stara się pomagać ludziom wrócić do normalnego życia, tak jak w Iraku czy na Ukrainie, w tym celu otwiera miejsca pracy, odbudowuje i remontuje zniszczone domy, zapewnia edukację oraz wspiera gospodarstwa rolne przez zakup zwierząt hodowlanych. Zasadą jest pytanie mieszkających tam ludzi, jak można im pomóc, aby ich życie się odmieniło i mogli się usamodzielnić. – Chodzi nam o to, by oni wstali z kolan i wzięli swój los w swoje ręce – mówią członkowie Orlej Straży.

Reklama

W pracy fundacji, jak podkreśla Rutkowski, największym wyzwaniem jest dotarcie do tych, którzy mogliby wesprzeć jej misję. – Nas jest zaledwie czterech i wszystkiego musieliśmy nauczyć się sami: od prezentowania się w mediach, przez obowiązki prawne, aż po skuteczne pomaganie innym – mówi. – Nie mamy wsparcia dużych, międzynarodowych organizacji czy instytucji rządowych, a środki finansowe pozyskujemy głównie w kościołach w całej Polsce oraz wśród prywatnych darczyńców. Nie stoją za nami żadne media, więc każda możliwość opowiedzenia o naszej działalności szerszemu gronu odbiorców jest dla nas niezwykle cenna. Przez kilka lat funkcjonowania Orla Straż zdobyła wiele doświadczeń w skutecznej pomocy humanitarnej, starając się realizować ją z pełnym poszanowaniem godności ludzkiej. Dlatego unikamy pokazywania cierpienia i łez, a koncentrujemy się raczej na tym, że pomoc jest możliwa nawet przy tak niewielkiej skali działalności.

W swojej pracy Bartosz Rutkowski i jego koledzy doświadczyli wielu trudnych sytuacji i spotkań, które zapadły im w pamięć. – Szczególnie emocjonujące były rozmowy z kobietami, które były wykorzystywane seksualnie, bite i trzymane w klatkach jak zwierzęta, ale też spotkania z ludźmi, którzy dzięki wsparciu fundacji stanęli na nogi – opowiada Rutkowski. – Jednym z najtrudniejszych moich doświadczeń były pierwsze rozmowy z dziewczynami, które były w niewoli u terrorystów z ISIS. Ich szczere opowieści o tym, co je spotkało i jak były traktowane, były wstrząsające. Po takich rozmowach nie mogłem spać. Zastanawiałem się, jak mogę im pomóc i co powinienem zrobić. Zrozumiałem, że nie ma sensu rozpamiętywać tych wydarzeń, tylko trzeba działać.

Podczas jednego z wyjazdów razem z fundacją byli przedstawiciele innej polskiej organizacji. – Oni byli zaskoczeni tym, że działamy w taki sposób, iż znamy z imienia ludzi, którym pomagamy, że znamy ich historie i wiemy, co przeżyli. Niektórzy z nich uważali, że takie nasze osobiste zaangażowanie nie jest profesjonalne, jednak my wierzymy, że trzeba lubić tych, którym się pomaga, i starać się wczuć w ich sytuację na tyle, na ile to możliwe.

Nie ma idealnej recepty

Reklama

Ludzie, którym pomaga fundacja, potrzebują bardzo różnorodnej pomocy. – Każdy przypadek jest inny – wyjaśnia Bartosz Rutkowski. – Jeden potrzebuje narzędzi, aby otworzyć warsztat, inny pompy wodnej, nasion czy nawozów, aby odbudować gospodarstwo. Gdzieś indziej potrzebna jest szkoła, a w innym miejscu trzeba podłączyć prąd, ponieważ linie przesyłowe zostały zniszczone. Zawsze pytamy, co możemy zrobić, ponieważ nie ma jednej złotej recepty na pomoc.

Choć fundacja nie rości sobie monopolu na wiedzę, jaka pomoc jest najlepsza, to jej członkowie mają już kilka lat doświadczenia z taką formą wsparcia, jaką stosują, i widzą jej efekty. Ci, do których docierają, chcą przede wszystkim żyć tak jak my – chcą móc pójść do pracy, posłać dzieci do szkoły i mieszkać w godnych warunkach. Nie chcą być zależni od organizacji pomocowych, wolą sami zapracować na swoje utrzymanie. Dlatego fundacja stara się im pomóc w uzyskaniu samodzielności.

– Za każdym razem podkreślamy, że wsparcie, które od nas otrzymują, to tak naprawdę dobre serce Polaków – zaznacza Rutkowski. – My jesteśmy jedynie mostem łączącym potrzebujących w różnych częściach świata. Każdy może się włączyć w te działania, np. może przekazać dalej informacje o sytuacji i potrzebach ludzi, którym pomagamy. Zawsze zachęcamy, aby wejść na naszą stronę, poczytać o tym, co robimy, i samemu ocenić, czy taka pomoc ma sens i jest najskuteczniejsza – dodaje.

Każdy, kto chciałby wesprzeć działania fundacji, może to zrobić, wchodząc na stronę: www.orlastraz.org .

2024-09-03 13:19

Ocena: +4 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zgloskrzywde.pl – rusza kampania informacyjna w parafiach

[ TEMATY ]

pomoc

wykorzystywanie

Grażyna Kołek

Komu zgłosić wykorzystanie seksualne w Kościele? Gdzie uzyskać niezbędne informacje i wsparcie? Na jaką pomoc może liczyć osoba skrzywdzona i jej bliscy? – na te pytania odpowiada ruszająca właśnie kampania informacyjna Biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży i Fundacji Świętego Józefa KEP. W ramach tych działań do wszystkich parafii w Polsce mają być przekazane materiały informacyjne, które w przystępny sposób wyjaśniają podstawowe zagadnienia dotyczące zarówno procedury zgłaszania krzywdy, jak i wsparcia, które oferuje działający w Kościele system ochrony, pomocy i prewencji. W ramach kampanii uruchomiono także odświeżoną stronę zgloskrzywde.pl.

– Chcemy, aby nasza akcja trafiła do możliwie największej liczby odbiorców, dlatego do każdej kurii diecezjalnej w Polsce zostały przekazane specjalnie przygotowane plakaty, które w przystępny, informacyjny sposób pokazują, że w Kościele działa system przyjęcia osoby skrzywdzonej, otoczenia jej wsparciem i niezbędną pomocą i że każdy potrzebujący może z takiego wsparcia skorzystać. Delegat KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży abp Wojciech Polak przesłał też list do wszystkich biskupów diecezjalnych z prośbą, by przekazali plakaty do wszystkich parafii w diecezji. Bardzo liczymy na to, że księża w całej Polsce przyłączą się do tej akcji i wywieszą plakaty w gablotach przykościelnych. Z góry serdecznie dziękuję za współpracę i pomoc – podkreśla ks. Piotr Studnicki, kierownik Biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.
CZYTAJ DALEJ

Od niekatoliczki do założycielki pierwszego katolickiego klasztoru w Etiopii

2024-11-08 13:16

[ TEMATY ]

klasztor

Etiopia

Karol Porwich/Niedziela

Miała 16 lat, gdy po raz pierwszy uczestniczyła w Eucharystii. Fascynacja pięknem liturgii doprowadziła ją do Kościoła katolickiego. Serce Haregeweine było jednak niespokojne. Marzyła o stworzeniu w swej rodzinnej Etiopii wspólnoty, która modliłaby się w lokalnym języku i służyła miejscowej ludności. Po latach modlitwy i zbierania środków, otworzyła benedyktyński klasztor w stołecznej Addis Abbebie. Zakonnice z tej wspólnoty otrzymały tytuł „emahoy”, co po amharsku znaczy „moja matka”.

Matka Haregeweine jest pionierką w tworzeniu rodowitego katolickiego życia zakonnego w Etiopii. Podkreśla, że od początku jej pragnienie wykraczało jedynie poza bycie katolicką zakonnicą. To udało jej się zrealizować wstępując do międzynarodowej wspólnoty Małych Sióstr Jezusa (założonych przez św. Karola de Foucaulda). Jak wyznała czuła się w niej szczęśliwa i kontynuowała swą formację zakonną w kilku krajach, m.in. w Nigerii, Kenii, Egipcie, Francji i Włoszech, nieustannie poszukując odpowiedzi na swoje duchowe pytania. Nadszedł rok 2007. Uczestniczyła w seminarium na temat etiopskich tradycji monastycznych i wtedy poczuła, że znalazła odpowiedzi, których od lat szukała. Ten moment zapoczątkował i ukierunkował jej misję: założenia katolickiego klasztoru, który odzwierciedlałby wyjątkową duchową i kulturową tożsamość Etiopii.
CZYTAJ DALEJ

Proboszcz w Strefie Gazy: nie chcemy zostawiać naszej parafii

2024-11-08 19:58

[ TEMATY ]

proboszcz

strefa gazy

pixabay.com

Proboszcz kościoła pw. Świętej Rodziny w Strefie Gazy mówi o wielkim napięciu lokalnej społeczności, w związku z wydawanymi przez izraelską armię nakazami ewakuacji. Pomimo zagrożenia, chrześcijanie są zdeterminowani, aby nie opuszczać swoich domostw.

„Ani w dzień, ani nocą nie ustaje zgiełk helikopterów i bomb – mówi w rozmowie z L'Osservatore Romano ks. Gabriele Romanelli, proboszcz kościoła pw. Świętej Rodziny w Gazie – Odgłosy dochodzą z terenów położonych na północny zachód od nas, w kierunku Jabalii i Shity, gdzie mieszkało dotąd kilka chrześcijańskich rodzin. Jednak teraz wydano tam ścisły nakaz ewakuacji. Nieliczni pozostali chrześcijanie schronili się już w dwóch parafiach, naszej i prawosławnej.”
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję