Aktualność św. Benedykta i jego Reguły? Prawdę mówiąc... nie ma czasu na pisanie, bo właśnie ktoś puka do furty i prosi o rozmowę, spowiedź, o udział w rekolekcjach indywidualnych czy grupowych albo po prostu chce spędzić w naszym klasztorze parę dni na skupieniu i modlitwie. Jak już pisać, to raczej odpowiedzieć na kolejny mail, choć do prowadzenia korespondencji to przydałby się dziś sekretarz...
Zamiast więc dumać, co i dlaczego z naszych tradycji jest aktualne, a co nie, lepiej wziąć się od razu do konkretnej roboty. Nie sądzę zresztą, by w ogóle którakolwiek z tradycyjnych gałęzi duchowości życia konsekrowanego – zarówno tych bardziej „apostolskich”, jak i tych „monastycznych” – miała być dzisiaj mniej aktualna niż kiedyś. Żadna tradycja nie żyje jednak tylko siłą pięknych wspomnień, ale musi się aktualizować tu i teraz w swoich spadkobiercach. Dlatego owszem – niektóre formy przechodzą do historii, pewne akcenty, które były dobre w jednej epoce, tracą na skuteczności w kolejnej, a jednocześnie teraźniejszość odsłania też nowe ścieżki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przykładowo w Tyńcu...
Reklama
...przyglądając się nawet samej tylko architekturze prastarego opactwa, zobaczymy wyraźne znaki różnych epok dziejowych: romańską ścianę, gotycki krużganek, renesansowy chór, barokowy wystrój świątyni, a w końcu nowy, posoborowy ołtarz. Między tym wszystkim dostrzeżemy jeszcze ślady ruiny z czasów rozbiorowych, gdy władze zaborcze uznały benedyktynów za średniowieczny przeżytek. Te poszczególne warstwy historyczne nie świadczą tylko o zmiennych gustach estetycznych czy ewolucji technicznych osiągnięć – w architektonicznych świadectwach epok zapisały się również wysiłek ludzkiej myśli, twórcze poszukiwanie prawdy i życia, a także pedagogia wiary, starającej się jak najlepiej uchwycić i podjąć wyzwania swojego czasu, słowem – zapisała się ta właśnie nieustająca „aktualizacja” tradycji.
Aby widzieć tę ewolucję, nie trzeba się jednak odwoływać aż do tej najszerszej, historycznej panoramy. Wystarczy rzucić okiem na ostatnie trzydzieści lat. Socjologiczne warunki otoczenia klasztoru zmieniły się w tym okresie znacząco. Ktoś powiedział nawet, że bardziej niż kiedyś przez dwa wieki. Trzydzieści lat temu mnisi w Tyńcu pracowali na roli i gospodarstwie, studiowali i pisali, redagowali Biblię i księgi liturgiczne. Owszem – pracowali też w miejscowej parafii i jeździli z rekolekcjami, ale w domu gości bywało na ogół nie więcej niż kilku, kilkunastu na miesiąc. Nie prowadziło się dla gości specjalnych rekolekcji czy konferencji – wystarczyło razem pracować i chodzić na liturgię, a w międzyczasie znajdować czas na indywidualną rozmowę o duchowych sprawach. Od czasu do czasu zjawiały się grupy turystyczne czy wycieczki szkolne lub parafialne – ale nie w takiej liczbie, by sami mnisi nie mogli wziąć na siebie roli przewodników. Wśród gości przyjeżdżających na dni skupienia znaczny procent stanowili „stali bywalcy” – osoby, którym to miejsce szczególnie duchowo odpowiadało, do którego regularnie przyjeżdżali, a często też wybierali spośród tutejszych ojców swoich kierowników duchowych czy stałych spowiedników na długie lata.
Znaki czasu
Tradycyjne klasztorne gospodarstwo rolne, z krowami, kurami, stajnią, stodołą i spichlerzem, przestało istnieć, z wyjątkiem pracy w ogrodzie, sadzie i pasiece. W warunkach unijnych przestało być ekonomiczną podstawą życia. Stało się najpierw rodzajem ekskluzywnego dodatku, a z czasem wręcz kosztownego hobby. Nie znaczy to, że musieliśmy całkiem porzucić myśl o wskrzeszeniu go w przyszłości, ale że tymczasem nie było sił na konieczną reorganizację. Czymś wyjątkowym i o wiele bardziej znaczącym – wyraźnym „znakiem czasu” – stał się natomiast napływ gości do naszych klasztorów. Skala tego zjawiska zaczyna powoli przypominać sytuację z początków monastycyzmu w Egipcie, gdzie za mnichami „uciekającymi na pustynię” ciągnęły tłumy, by coś z ich doświadczenia zaczerpnąć, a nawet niektóre ich praktyki wprowadzić w życie codzienne. W Tyńcu trzydzieści lat temu był jeden dom gości – i na ogół niewykorzystywany w pełni, obecnie doszedł drugi, dwukrotnie większy – a i tak miejsc często brakuje. Żeby wyjść naprzeciw duchowym potrzebom ludzi, ułożyliśmy program rekolekcji i warsztatów pod kątem zagadnień, które w rozmowach indywidualnych sygnalizowane były najczęściej. Teraz w takich rekolekcjach zamkniętych bierze udział ponad półtora tysiąca osób rocznie (wyjąwszy okres pandemii). Przy naszych klasztorach w ostatnich latach znacząco rozrosły się też wspólnoty oblatów świeckich, kręgi biblijne, grupy modlitewne, a ostatnio – z powodu braku wystarczającej liczby mnichów – świeccy postanowili nawet stworzyć ośrodek, w którym w oparciu o swoje doświadczenia wyniesione z klasztorów sami będą prowadzić życie według benedyktyńskiej Reguły w stopniu możliwym do skorelowania ze swoimi codziennymi obowiązkami. Jeśli chodzi o turystów – trzeba już zatrudniać świeckich do ich oprowadzania, bo sami mnisi nie dają rady. W jednym tylko Tyńcu w roku poprzedzającym pandemię było ich ponad trzydzieści tysięcy.
Dlaczego tak się dzieje?
Widocznie między potrzebami psychicznymi i duchowymi człowieka naszych czasów a formą życia obmyśloną przez św. Benedykta tysiąc pięćset lat temu istnieje jakieś szczególnie mocne powiązanie. Uwidacznia się ono mocno właśnie dziś, bo jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej tak nie było. Przynajmniej nie na taką skalę. Nie chodzi przy tym o samą potrzebę wyciszenia i spokoju, bo po to można jechać na łono przyrody. Benedyktowi zależało na stworzeniu środowiska, w którym życiem według Ewangelii przeniknięte zostałyby harmonijnie wszystkie dziedziny ludzkiego zaangażowania – od najprostszych prac codziennych po szeroki horyzont spraw społecznych – i w którym człowiek uczyłby się budowania relacji z innymi ciekawszych niż w kawiarni, klubie czy na Facebooku. W klasztorze benedyktyńskim liturgia, osobista medytacja i praca tworzą jedną rzeczywistość, a owoce łaski zdobywane indywidualnie budują jednocześnie braterskie więzi. Człowiekowi współczesnemu, porwanemu w bezduszny prąd pracy dla konsumpcji, nie wystarczą tylko cisza i spokój. Potrzebne są jeszcze inne elementy, np.: dobra liturgia, praktyka medytacji, mądra lektura, wymiana myśli bez gniewu i pretensji, klimat braterstwa, duchowa rozmowa, dystans do mediów i umiejętność posługiwania się nimi – i wiele, wiele innych. Reguła św. Benedykta ma siedemdziesiąt trzy rozdziały, z których każdy mówi o czymś istotnym, czego życie nie może być pozbawione. Stawia wymagania, ale czyni to tak umiejętnie, że każdy może w niej znaleźć drogę dla siebie, bez względu na bagaż doświadczeń. Krótko mówiąc – Reguła uczy, jak w naszym obecnym zamęcie szukać Boga, znajdować Chrystusa i na Nim budować.
Autor jest przeorem Opactwa Benedyktyńskiego w Tyńcu.