Przy ul. św. Katarzyny w Nowej Białej panuje cisza jak w gorące niedzielne popołudnie, a jest środek tygodnia. Mieszkańcy snują się bez słów, nosząc na plecach sprzęty dziwnych gabarytów. Dwa wozy strażackie ospale pomrukują. Odrapany zielony kontener po brzegi wypełniony zwęglonym drzewem – straszy. Takich blaszaków jak ten było więcej. Szacuje się, że z Nowej Białej zostanie wywiezione nawet 50 ton gruzu.
– Może i 7 domów będzie zrównanych z ziemią – mówi kilka dni po tragedii jeden z inspektorów budowlanych. – Ten na pewno – dodaje i wskazuje na budynek przypominający opuszczoną budowę piętrowego domu. Bez okien, drzwi i dachu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po drugiej stronie drogi pod stodołą sąsiada stoją właściciele spalonego domostwa – gospodarz, gospodyni i ich dorosłe dzieci. Na krześle siedzi tylko chłopak z nogą w gipsie, dodatkowo szczelnie zawiniętą reklamówką z dyskontu. – Zerwałem więzadła, jak próbowałem ratować dobytek – wyjaśnia młody mężczyzna. Szarpnął drzwiami tak mocno, że wypadła szyba z drewnianej ramy i strzeliła wprost w staw skokowy. Ambulans zabrał go do szpitala w Nowym Targu, gdzie przeprowadzono 4-godzinną operację. Przed wypadkiem chłopakowi udało się jeszcze wyprowadzić z budynku babcię, która niczego nieświadoma przebywała w pokoju na parterze.
Skutek? Trauma
Reklama
– Bilans? 27 spalonych lub uszkodzonych budynków mieszkalnych, 50 doszczętnie zniszczonych budynków gospodarczych i ponad 100 osób bez dachu nad głową – informuje Gabriela Przystał, powiatowa inspektor nadzoru budowlanego w Nowym Targu.
19 czerwca pół ulicy – od numeru 80. do 118. stanęło w płomieniach. Ogień potężnymi kłębami przesuwał się ze stodoły na stodołę, z domu na dom, po czym wracał, skąd przyszedł. Nieobliczalny żywioł wdzierał się przez kominy i strychy, trawił kolejne piętra, zmuszając mieszkańców do pospiesznej wyprowadzki. – To były sekundy – wspomina siostra „zagipsowanego” chłopaka. – Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, to trauma – wyznaje, a jej oczy zachodzą łzami.
Pomoc psychologów została zaoferowana niemal natychmiast. Z tak wielkiego szoku trudno się jednak otrząsnąć. Rodzina straciła nie tylko cały dobytek życia, owoce wieloletniej pracy, ale także ukochane zwierzęta, które na wsi pozwalają człowiekowi przetrwać. Krowy zaczadziły się w oborze. Gołębie odleciały. Psy – na szczęście nieprzypięte do łańcuchów – zbiegły. Ileż radości przyniosłyby swoim właścicielom, gdyby jednak odnalazły drogę do domu...
Ocalał tylko Jezus
Reklama
Pogorzelisko jest niebotycznych rozmiarów, ale porządki idą w niemal ekspresowym tempie. Przy kolejnym domu ok. dziesięciu mężczyzn bez koszulek łapie akurat oddech między przerzucaniem gruzu. W słońcu odbijają się ich srebrne krzyżyki. Gospodyni zaprasza na kawę. – Dzień dobry! Właśnie zaparzyłam. Cukru? – pyta z uśmiechem. Jej rozpromieniona twarz nie pasuje tu. Góra domu zwęglona, dół zalany wodą. Wymieniamy się uprzejmościami. Po chwili odchodzimy nieco dalej od stołu. – Jak się Pani czuje? Uśmiech p. Lucyny gaśnie. – Dopóki są ludzie, to w porządku. Jak wychodzą i kończymy sprzątanie (o 1.30), to wszystko do mnie wraca. Nie da się zamknąć oczu – odpowiada i zakrywa twarz spracowanymi dłońmi.
Reklama
A obrazki, które wryły się w pamięć, to: głośny krzyk „pali się”, płomienie skaczące po dachach, żar, złamana noga męża, fruwające z balkonów ubrania, słowa Koronki do Bożego Miłosierdzia i ksiądz z monstrancją. To właśnie tam zatrzymał się ogień. W miejscu, w którym stanął Najświętszy Sakrament, płomienie przestały się rozprzestrzeniać. Na drugim końcu pogorzeliska czuwał w kapliczce św. Józef z Dzieciątkiem. – To było rzeczywiście przedziwne, że ogień się zawrócił. Ksiądz proboszcz i ludzie modlili się jeszcze do 21.30 – wspomina gospodyni. Sama twierdzi: „to cud, że dom kompletnie nie spłonął”. Jeszcze większe poruszenie wzbudzają przedmioty, które ocalały z całkowicie zwęglonego strychu: zbudowana z suchego siana (!) szopka ze Świętą Rodziną i figurka Najświętszego Serca Pana Jezusa. – Mówię Pani, że tu wszystko poszło. Jeśli nie spłonęło doszczętnie, to się nadpaliło. Choinki, mikołaje, ozdoby świąteczne, graty. A te dwie rzeczy? Nietknięte! – mówi z przejęciem. A córka wtrąca: – No i jak tu w Boga nie wierzyć? – Gdyby to wszystko wydarzyło się nocą, to byłoby tu 10 trupów – dodaje Magda i gładzi się po brzuchu. Jest w piątym miesiącu ciąży. Gdy w dniu pożaru uciekała z domu, zemdlała. Nic nie pamięta. Trafiła do szpitala na obserwację. Lekarz stwierdził, że z nią i z dzieckiem wszystko jest w porządku. – Teraz budujemy. Najważniejsze, że mamy siebie – mówi.
Polacy ruszyli na pomoc
Powrót do rzeczywistości będzie możliwy dzięki tysiącom ludzi dobrej woli z całej Polski: wolontariuszom, darczyńcom, strażakom, członkom OSP i terytorialsom. 10 dni po tragedii na zrzutce portalu informacyjnego Nowabiala24.pl zebrano niemal 1 mln 200 tys. zł. Mieszkańcy sąsiedniej wsi w ciągu jednego dnia zgromadzili 100 tys. zł. W niedzielę 27 czerwca na prośbę abp. Marka Jędraszewskiego we wszystkich parafiach archidiecezji krakowskiej odbyła się zbiórka pieniędzy dla pogorzelców. Środki docierają też na konto Caritas. Koordynacją pomocy rzeczowej i finansowej od firm i instytucji zajmuje się Urząd Gminy Nowy Targ. Przykłady można mnożyć. Niektórzy poszkodowani mają jednak wątpliwości.
– Boimy się, że ten szum jest tylko na początku, a potem zostaniemy bez pomocy – wyraża swoje obawy jedna z mieszkanek. – Koparki zrównają zabudowania z ziemią, ochotnicy posprzątają, a kto postawi domy? – pyta i prosi, żeby pamiętać o pogorzelcach nie tylko teraz, ale i w najbliższych miesiącach.
Krok po kroku
Reklama
Materiały budowlane składowane są na terenie lokalnego amfiteatru. Zbiórka nie ustaje, bo ostatecznie trzeba wylać fundamenty pod 11 domów, a kilkanaście gruntownie wyremontować. Niektórym brakuje dachów, innym wyposażenia. Są jeszcze do postawienia stodoły, obory i garaże. Rozporządzeniem Prezesa Rady Ministrów wprowadzono tzw. szybką ścieżkę, która oznacza, że mieszkańcy mogą od razu rozpoczynać remonty, a aby odbudować domy, wystarczy złożyć w urzędzie uproszczoną dokumentację.
Przedmioty pierwszej potrzeby sortują i rozwożą wolontariusze z Nowej Białej i okolicznych miejscowości. Są wśród nich m.in. nauczyciele wiejskiej podstawówki oraz uczniowie sąsiednich szkół. Nastoletnie siostry z Białki Tatrzańskiej po lekcjach przyjeżdżają na salę gimnastyczną i segregują piętrzące się ubrania, mydła, szampony, proszki. Rozmiary wsparcia rzeczowego przekroczyły wyobrażenia wszystkich zaangażowanych w prace.
Krok po kroku wybudują wszystko od nowa. W domu p. Lucyny na honorowym miejscu stanie ocalona figurka Najświętszego Serca Pana Jezusa. Serca, które swoim ogniem oczyszcza i w miłości odradza do nowego życia. „Sam Pan dom wybuduje” – i tych słów pogorzelcy zamierzają się trzymać.