Historia dopadła Konstantego Zarugiewicza, gdy miał 19 lat. 17 sierpnia 1920 r. razem z kolegami ze swojego batalionu piechoty bronił małej stacji kolejowej Zadwórze przed I Armią Konną Budionnego.
Po kilkugodzinnej walce zginęli prawie wszyscy, ale dali czas lwowianom na przygotowanie się do obrony miasta. Wściekli bolszewicy zmasakrowali ciała poległych do tego stopnia, że rodziny nie były w stanie ich rozpoznać. Zarugiewicz spoczął w mogile z napisem: „Żołnierz nieznany”.
Czerwone maki
Nowe sposoby walki w czasie Wielkiej Wojny powodowały niespotykaną dotąd hekatombę żołnierzy. Grzebanie poległych stało się luksusem, na który można było sobie pozwolić dopiero po przesunięciu się frontu. Najczęściej chowano ich w bezimiennych grobach.
Jeden z takich grobów zobaczył w 1916 r. we francuskim Armentieres kapelan David Railton. Na prostym drewnianym krzyżu ktoś napisał ołówkiem tekst: „Nieznany brytyjski żołnierz”. Od tamtej pory Railton starał się o godne upamiętnienie wszystkich poległych, których imion nie znano. Idea ta znalazła zrozumienie dopiero po zakończeniu wojny, gdy poparł ją brytyjski premier David Lloyd George. Losowo wybrane ciało nieznanego brytyjskiego żołnierza spoczęło 11 listopada 1920 r. w nawie głównej opactwa Westminster wśród królów, aby reprezentować setki tysięcy poległych. Płyta nagrobna – jedyna, po której nie wolno w opactwie chodzić – ozdobiona jest stale czerwonymi makami, dla Brytyjczyków symbolizującymi żołnierską śmierć.
Reklama
Tego samego dnia pod paryskim Łukiem Triumfalnym pochowano nieznanego francuskiego żołnierza poległego pod Verdun. Inicjatorem powstania tego grobu był François Simon – działacz licznych francuskich towarzystw patriotycznych, który stracił w wojnie trzech synów. Nigdy nie odnalazł ich ciał ani nie dowiedział się, gdzie zostali pochowani. Wkrótce groby bezimiennych żołnierzy powstały także w: Waszyngtonie, Brukseli, Lizbonie, Pradze, Belgradzie i innych stolicach państw.
Kamień z dna Elstery
W czasie gdy inne kraje mogły honorować swoich bohaterów wojennych, w Polsce wciąż ginęli oni w walkach o jej granice. Powstał wprawdzie Tymczasowy Komitet Budowy Pomnika Nieznanego Żołnierza, ale przez kilka lat nikt nie był w stanie zdecydować się na odpowiedni projekt i lokalizację monumentu ani zebrać wystarczających funduszy na jego budowę. Ostatecznie ktoś zniecierpliwiony czekaniem, w grudniową noc 1924 r., położył na stopniach pomnika księcia Józefa Poniatowskiego płytę z piaskowca z napisem: „Nieznanemu Żołnierzowi, poległemu za Ojczyznę”. W warszawskiej prasie pojawił się także złośliwy wierszyk napisany jakoby w imieniu Poniatowskiego: „Aby zbudzić niewdzięczne wasze serce/ i by Żołnierz Nieznany, dotąd w poniewierce/ miał wreszcie grób, na który czeka już lat cztery,/ przynoszę wam ten kamień z dna rzeki Elstery!”.
Ponaglony w ten sposób komitet szybko zdecydował, że najlepszym miejscem na upamiętnienie polskiego nieznanego żołnierza będzie znajdująca się naprzeciw pomnika księcia Poniatowskiego okazała kolumnada Pałacu Saskiego. W kwietniu 1925 r. w gmachu Ministerstwa Spraw Wojskowych spośród pól bitew z lat 1914--20, z których miało zostać ekshumowane ciało nieznanego żołnierza, wylosowano Lwów.
Kim jesteś ty?
Reklama
29 października na lwowskim cmentarzu rozkopano trzy mogiły żołnierskie, na których były tabliczki: „Tu leży nieznany obrońca Lwowa”. Zamknięte trumny ustawiono w szeregu przed cmentarną kaplicą. Wyboru dokonała Jadwiga Zarugiewiczowa – matka żołnierza poległego pod Zadwórzem. Dotknęła trumny najbardziej zniszczonej, z najskromniejszym krzyżem, bez żadnego napisu. Lekarz dokonujący później oględzin ciała stwierdził, że żołnierz pochowany w tej trumnie był w maciejówce, z orzełkiem przypiętym do munduru, zatem był ochotnikiem. Miał przestrzeloną głowę i nogę, poległ więc na polu chwały, oddając życie za ojczyznę. Miał ok. 14 lat.
Ciało złożono w potrójnej trumnie: zwykłej żołnierskiej z sosny, cynkowej i zewnętrznej z czarnego dębu z czterema orłami polskimi na rogach. Po uroczystościach żałobnych we Lwowie wyruszyło w swoją ostatnią podróż do Warszawy. Trumna została umieszczona na lawecie armatniej, ustawionej w wagonie z odkrytym pomostem, a drzwi pozostały otwarte na oścież. Przy torach na całej trasie stały nieprzebrane rzesze. Pociąg jechał powoli, zatrzymywał się w większych miejscowościach. Wszędzie doczesnym szczątkom nieznanego żołnierza oddawały cześć miejscowe garnizony wojskowe, młodzież, duchowieństwo, organizacje społeczne i religijne.
Po przybyciu trumny do Warszawy, 2 listopada 1925 r., odbyło się uroczyste nabożeństwo żałobne w katedrze św. Jana z udziałem najwyższych władz Rzeczypospolitej. Mszę św. celebrował kard. Aleksander Kakowski, a patriotyczną homilię wygłosił ks. Antoni Szlagowski. Powiedział w niej m.in.: „Kim jesteś ty? Nie wiem. Gdzie dom twój rodzinny? Nie wiem. Kto twoi rodzice? Nie wiem i wiedzieć nie chcę i wiedzieć nie będę, aż do dnia sądnego. Wielkość twoja w tem, żeś nieznany. W bratniej, wspólnej mogile zagubił imię, zagubił rodzinę, spadło z niego, co osobiste, z grobu narodził się na nowo, z grobu, gdyby z matki-ziemi wyszedł nieznany, zapomniany, bezimienny”.
Reklama
Po trwającym godzinę przemarszu konduktu żałobnego na plac Saski, przy dźwiękach bijących dzwonów, trumnę opuszczono do grobu wyłożonego stalowym pancerzem i przykryto jedwabnym całunem z wizerunkiem Orła Białego. Złożono tam też czternaście urn z ziemią z innych pól bitewnych. Całość przykryto stalową płytą i płytą nagrobną z napisem: „Tu leży Żołnierz Polski poległy za Ojczyznę”.
Prezydent Stanisław Wojciechowski jako pierwszy oddał honory Grobowi Nieznanego Żołnierza, złożył wieniec od narodu i zapalił wieczny znicz. Przy grobie została zaciągnięta warta honorowa wystawiona przez żołnierzy z 36. Pułku Legii Akademickiej.
Matka
Jadwiga Zarugiewiczowa nigdy nie odnalazła grobu syna. Przeżyła wojnę, lecz musiała opuścić Lwów, schronienia szukała u krewnych. Zmarła w 1968 r. w Domu Opieki w Suwałkach. W 2016 r. jej ciało ekshumowano i przewieziono do Warszawy. Tam, po nabożeństwie w katedrze polowej Wojska Polskiego, w asyście honorowej żołnierzy stołecznego garnizonu, karawan podjechał do Grobu Nieznanego Żołnierza. Uchylone zostały drzwi i na moment wysunięto trumnę ze szczątkami Jadwigi w symbolicznym pożegnaniu matki z synem.
Ostatecznym miejscem spoczynku matki nieznanego żołnierza stała się kwatera cmentarza Wojskowego na Powązkach, na której pochowani są żołnierze Wojska Polskiego polegli w latach 1919-20.
Modlitwa różańcowa jest wzniesieniem serca do Boga, który przychodzi, aby zbawiać człowieka. Modlitwa różańcowa - jak przypominał nam Ojciec Święty Jan Paweł II - jest modlitwą kontemplacyjną.
Gdy Jezus został ochrzczony, otworzyły się niebiosa
i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębica na Niego,
a głos z nieba mówił: "Ten jest Mój Syn Umiłowany,
w którym mam upodobanie",
i te same słowa dotyczą każdego ochrzczonego dziecka,
bowiem chrzest czyni nas dziećmi Bożymi,
a obrzędowi temu towarzyszą Aniołowie,
którzy stoją na straży życia.
I tak Anioł oznajmił matce Samsona, iż Bóg da jej syna,
który wyzwoli Izraelitów z ręki Filistynów.
Również Anioł Gabriel zwiastuje Zachariaszowi,
że jego żona pocznie syna Jana Chrzciciela,
a Najświętszej Maryi Niepokalanej oznajmia,
że będzie Matką Syna Bożego.
Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy
świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę -
czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt
wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii.
Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze
odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene
nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane
i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”.
Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia
jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia
i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy
jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość,
nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala
Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji
kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi
jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia.
Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny
do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy
wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale
cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu.
Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie.
Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by
je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała
sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło.
Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu,
albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim
życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości.
Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask
na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii
św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że
i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością.
Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie
jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec
osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę,
że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
„Bóg zapyta nas, czy pielęgnowaliśmy i dbaliśmy o świat, który stworzył (por. Rdz 2, 15), dla dobra wszystkich i przyszłych pokoleń, oraz czy troszczyliśmy się o naszych braci i siostry” - stwierdził Ojciec Święty podczas konferencji zorganizowanej w 10. rocznicę publikacji encykliki Laudato si’ w Centrum Mariapoli w Castel Gandolfo.
Zanim przejdę do kilku przygotowanych uwag, chciałbym podziękować dwojgu przedmówcom, [Arnoldowi Schwarzeneggerowi i Marinie Silva - brazylijska minister środowiska i zmian klimatycznych - przyp. KAI], ale chciałbym dodać, że jeśli rzeczywiście jest wśród nas dziś po południu bohater akcji, to są to wszyscy, którzy wspólnie pracują, aby coś zmienić.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.