Zmarły kilka dni przed końcem ubiegłego roku izraelski pisarz Amos Oz był sławny ze swoich książek i z oryginalnych poglądów na świat i Izrael. Był wielkim zwolennikiem i orędownikiem porozumienia Żydów z Palestyńczykami, co w unurzanym w konflikcie państwie leżącym w Palestynie nie było takie popularne.
Nie żeby był antysyjonistą; przeciwnie – wierzył w syjonizm i prawo Żydów do swojego państwa. Z zastrzeżeniem: izraelski patriotyzm musi być oparty na demokracji, w tym na równych prawach dla wszystkich obywateli Izraela, którzy w jednej trzeciej nie są Żydami, i na prawie Palestyńczyków do samostanowienia na Zachodnim Brzegu, czego im Żydzi odmawiają. Nazywano go za to zdrajcą, a on mówił, że tę obelgę nosi jak order. Te poglądy można znaleźć w książce „Do fanatyków. Trzy refleksje”. „Fanatyk dąży do tego, by cię ulepszyć, otworzyć ci oczy, żebyś i ty ujrzał światło. W istocie... fanatyk jest zdumiewającym altruistą, człowiekiem wyzbytym egoizmu: interesuje się tobą znacznie bardziej niż samym sobą” – pisał o tytułowych bohaterach.
Oz urodził się w Jerozolimie, ale jego rodzina przybyła do Palestyny z Równego i Wilna. „Coś” czuł do naszej części Europy, co ujawniał w książkach, w tym w autobiograficznej „Opowieści o miłości i mroku” (zekranizowanej kilka lat temu brawurowo przez Natalie Portman) i wydanej właśnie „Dotknij wiatru, dotknij wody”. Akcja tej drugiej rozgrywa się początkowo w Polsce (o której opowiadała pisarzowi matka, ale okupacyjnej, jak ze złego snu). Potem przenosi się do Ziemi Obiecanej, która przynosi ukojenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu