Ettore Ongis: – Roberto, ta publikacja nie jest Twoją pierwszą książką o papieżu Franciszku...
Roberto Alborghetti: – To już szósta pozycja. Obok obszernej biografii, która ukazała się w wydawnictwie Velar, napisałem też jedną na temat wychowania, potem o godności pracy ludzkiej, a następnie o integracji społecznej – przywołałem najważniejsze wypowiedzi Papieża w tej kwestii, jak np. te dotyczące przemytu ludzi. Wszystkie te tematy były obecne u Bergoglia, zanim został papieżem. Przedostatnia książka nosi tytuł „La misericordia... all’improvviso” (Niespodziewane miłosierdzie) i opowiada o niespodziewanych i zaskakujących wizytach Papieża, które miały miejsce w czasie Roku Miłosierdzia. Można więc powiedzieć, że dla Franciszka Watykan wydaje się za mały.
– Znasz bliżej Papieża?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Spotkałem się z nim kilka razy, ale zawsze był bardziej zainteresowany poznaniem mojego życia aniżeli opowiadaniem o sobie. Kiedy ukazała się moja pierwsza książka o nim, spędziliśmy razem sporo czasu. Chciał się dowiedzieć więcej o Bergamo, o papieżu Janie XXIII, którego wspomnienie nosi w sercu. Podarowaliśmy mu specjalne wydanie powieści Alessandra Manzoniego „Narzeczeni”, która mu się bardzo podoba.
– Jak ogólnie postrzegasz Franciszka?
Reklama
– Papieża Bergoglia bardzo trudno wstawić w jakieś ogólne ramy o charakterze politycznym czy ideologicznym, ponieważ wykracza poza nie, jest ponad nimi. To człowiek, który w dalszym ciągu wyzwala wiele pytań.
– A jak zrodził się pomysł, aby „usiąść przy jednym stole” z Papieżem?
– To szczególna książka, swoista biografia opowiedziana przez pryzmat jego stosunku do żywności. Napisałem wcześniej tekst o nabożeństwie Franciszka do św. Kajetana z Thieny, patrona poszukujących pracy, którym brakuje powszedniego chleba. Wtedy wszystko się zaczęło, pomyślałem, że warto zgłębić temat jedzenia, który we Franciszku mieni się tysiącem kolorów.
– W jakim sensie?
– Dla papieża Franciszka jedzenie jest ważne nie tylko w sensie pożywienia, ale ze względu na wiele innych znaczeń o charakterze religijnym i kulturowym. Myślę tutaj także o jego ciągłej kampanii przeciwko marnotrawieniu żywności, o jego walce z głodem na świecie, o nieustannym wołaniu o sprawiedliwy podział dóbr – wszystkie te tematy zawarte są w encyklice „Laudato si’”.
– W swoich wystąpieniach Papież często używa metafor odnoszących się do pożywienia.
– Tak, to prawda – np. jego mowy na temat soli są przepiękne. W tle jego słów widać wielką tradycję, jego osobiste losy, a nawet jego wykształcenie. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że ukończył technikum o specjalizacji chemia spożywcza.
– Przywołajmy więc kilka historii pokazujących przyszłego papieża przy kuchni.
Reklama
– Gotować nauczyła go matka, która była na wpół sparaliżowana po urodzeniu ostatniego dziecka. Nie mogąc stać przy piecu, instruowała syna Jorge, jak się odnaleźć w kuchni. Natomiast babcia przekazała mu wspaniałą kulturę piemonckiej kuchni z jej sztandarowymi daniami, takimi jak bagna cauda czy też risotto alla piemontese. Ponadto charakterystyczną cechą rodzin włoskich imigrantów był szacunek do resztek pożywienia i umiejętność ich wykorzystania, więc Franciszek z domu wyniósł wiedzę, jak przyrządzić dobry posiłek z tego, co zostało z poprzedniego dnia. Sposób, w jaki traktuje się jedzenie, wskazuje na to, jak przeżywa się życie. Tak więc musiałem ustawić tę książkę właśnie jako opowieść o życiu, można w niej odkrywać człowieczeństwo Franciszka, które z kolei jest tym, co najbardziej wszystkich urzeka.
– Papież z rad babci i mamy uczynił więc prawdziwy skarbiec...
– Kiedy był rektorem Instytutu Jezuitów w San Miguel, w niedzielę, gdy kucharka miała wolne, sam przygotowywał posiłki dla studentów. O. Scannone, jeden z najwybitniejszych teologów argentyńskich, opowiadał, że Bergoglio potrafił przyrządzić faszerowanego prosiaka jak nikt inny. W kolegium zorganizował nawet hodowlę prosiąt i to on był pierwszą osobą, która się tym zajmowała. Żeby sprawdzić, czy student ma w sobie pokorę i jest zdolny do postawy służebnej, wystawiał go na swoistą próbę, powierzając mu troskę o świnki.
– Jaki jest stosunek papieża Bergoglia do żywności?
– Ekstremalnie prosty. Gdy Franciszek wybiera się w podróż, zawsze zaleca temu, kto go zaprosił, aby nie przesadzał z posiłkiem i nie przygotował czegoś, co później miałoby się zmarnować. Wszystko w duchu prostoty, tego, co najpotrzebniejsze. Także w Domu św. Marty, gdzie mieszka, Papież jada to, co wszyscy. Wieczorami, gdy nie ma już personelu, bierze wazę i sam się obsługuje. Często idzie na obiad do mensy pracowników Watykanu i stoi w kolejce jak każdy inny.
– Twoja książka została wspaniale przyjęta.
Reklama
– Nie przypuszczałem, że wyjdzie taka piękna opowieść, sam byłem tym zaskoczony. Osoby, które przygotowywały ze mną książkę do druku, także zorientowały się, że mają w rękach coś zaskakującego: z czasem, gdy dopisywałem kolejne strony, książka rosła i projekt graficzny zmieniał się wielokrotnie. Włoski wydawca – wydawnictwo Mondadori – jak tylko zobaczył projekt, natychmiast go przejął i znane domy wydawnicze z całego świata kupiły prawa: we Francji wydawcą jest Bayard, w Ameryce Łacińskiej zaś Larousse.
– Pomysł na książkę zrodził się w Parmie, w redakcji Food Editore.
– Tak, to oni wymyślili koncepcję książki i zwrócili się do mnie. Na początku byłem zakłopotany: jak można zrobić książkę z tego, co Papież mówi na temat pożywienia? Ale z czasem przyszło mi do głowy wszystko to, co tak naprawdę już wcześniej dobrze znałem.
– Jakie są najpiękniejsze strony tej książki?
– Nie wiem... wszystko zależy od tego, kto ją czyta. Jeśli ktoś będzie szukał wymiaru społecznego, to z pewnością uderzy go skromność i prostota Papieża.
– A co Ciebie uderzyło najbardziej?
Reklama
– Świat, który papież Bergoglio zbudował w Domu św. Marty, coś na kształt drugiego Watykanu (nie wiem, czy można to tak określić). Dokonała się tam swoista rewolucja. Na początku to był szok, ciągle pełno ludzi, biskupi, którzy przybywali z całego świata i napotykali Papieża, który był tam po prostu domownikiem... Pewnego wieczoru, ok. godz. 21, do recepcji Domu przybył zmęczony biskup z Cosenzy, ciągnąc za sobą walizkę. Papież właśnie wychodził ze stołówki, zauważył go i zapytał, skąd przyjechał. „Z Cosenzy” – odpowiedział biskup. „Aha, z Kalabrii – dopowiedział Papież. – A więc odbył ksiądz biskup długą podróż”. I wskazując mu drogę do stołówki, dodał: „Proszę iść na kolację, zanim zamkną kuchnię”. Nazajutrz biskup znalazł na recepcji bilecik z wiadomością z napisem „Pilne”. W środku było zaproszenie Papieża na kolację: „Tym razem o godz. 20 w stołówce Domu św. Marty”. Papież Franciszek jest właśnie taki, nieprzewidywalny! Pewnego razu chciałem się dowiedzieć, czy to prawda, że Papież wychodzi także nocą, ale odpowiedź jego jałmużnika była następująca: „Jaki sens ma pytanie, czy Papież idzie spotkać bezdomnych na ulicach Rzymu, kiedy to właśnie dla nich otworzył Watykan?”. I tak jest naprawdę: często Papież je śniadanie z kilkoma biedakami, którzy pojawiają się przy Placu św. Piotra. Swoje urodziny świętuje, kupując pizzę dla dwóch tysięcy osób. Dla niego jedzenie jest momentem spotkania, dzieleniem się, tak jak nam to pokazuje Ewangelia.
– Pewnie nawet Ty nie wyobrażałeś sobie takiego bogactwa inspiracji...
– Kiedy przelewałem wszystko na papier, pytałem siebie, dokąd mnie zaprowadzi ta praca. I to właśnie najbardziej fascynowało ludzi, którzy pracowali ze mną nad tym projektem, także ilustratorów, z którymi odtworzyliśmy nawet przepisy dań.
– Do jakich wniosków doszedłeś?
– Takich, że w epoce różnych „masterchefów”, kiedy jedzenie cieszy się wręcz przesadnym zainteresowaniem, kiedy włączasz telewizor i zawsze znajdziesz kogoś, kto gotuje, w czasach, gdy pożywienie urasta wręcz do rangi mitu – spożywanie posiłków zostało jednak odarte z wszelkiej godności. Co więcej – i to jest swoisty paradoks – zwiększyła się liczba dysfunkcji związanych z odżywianiem. Widać to wyraźnie na przykładzie dzieci i młodych, którzy mają często problemy zdrowotne wynikające ze złego podejścia do jedzenia. I tak oto Papież na nowo nadaje pożywieniu wymiar sakralny, uważa je za błogosławieństwo od Boga. Tak jak moi dziadkowie. Gdy upadł na ziemię kawałek chleba, zawsze kazali mi go podnieść i ucałować na znak szacunku. Uczyli mnie nigdy nie żartować z jedzenia. Dziś jesteśmy zdolni przygotowywać coraz bardziej wyrafinowane potrawy, ale zagubiliśmy gdzieś istotę jedzenia i picia.
– W książce przywołujesz także wypowiedzi Papieża na ten temat?
– Ostatni rozdział to swoista antologia jego tekstów na temat jedzenia. Zebrałem w nim wypowiedzi, które pojawiły się w papieskich homiliach i innych wystąpieniach. Można tam także znaleźć zabawne sformułowania, np. porównanie smutnych chrześcijan do ogórków konserwowych w słoiku...
Roberto Alborghetti – pisarz i dziennikarz, ma 63 lata, pochodzi z Bergamo (Włochy).
Żonaty, ma jedną córkę. Przez wiele lat pracował jako dziennikarz w poczytnym lokalnym dzienniku „L’Eco di Bergamo”. Produkował także programy dla Bergamo TV oraz dla Radia Alta. Z czasem oddał się pisarstwu. Na początku były to książki hagiograficzne o świętych i wybitnych postaciach Kościoła, później również publikacje o charakterze edukacyjnym. Ponieważ wzrastał w oratorium parafialnym, organizuje też spotkania i debaty w różnych szkołach i parafiach. W ciągu ostatniego roku na spotkania z nim przybyło 35 tys. młodych Włochów.
Zainspirowany faktem, że papież Franciszek każdą modlitwę „Anioł Pański” kończy życzeniem: „Dobrego obiadu”, postanowił poświęcić kolejną publikację tematyce pożywienia, ale widzianego oczami Franciszka. Tak powstała książka „Przy stole z papieżem Franciszkiem”, wydana we Włoszech przez prestiżowe wydawnictwo Mondadori, która stała się od razu wielkim wydarzeniem wydawniczym i medialnym. W ciągu paru miesięcy przetłumaczono ją na wiele języków, a artykuły i recenzje ukazały się na łamach licznych ważnych gazet i portali internetowych.
Roberto Alborghetti, „Przy stole z papieżem Franciszkiem. Jego historie, jego potrawy, jego goście”, stron 208, Wydawnictwo Jedność, premiera: 13 marca 2019 r.