Urszula Buglewicz: – Dlaczego właśnie Brazylia i Ekwador stały się celem misyjnych odwiedzin?
Abp Stanisław Budzik: – Staram się każdego roku odwiedzić lubelskich księży pracujących w różnych stronach świata. W Ameryce Południowej byłem już 5 lat temu; byłem wtedy w Argentynie, ojczyźnie papieża Franciszka, kilka tygodni po jego wyborze na Stolicę Piotrową. Obecnie pracuje w tym kraju czterech misjonarzy z archidiecezji lubelskiej. Także kapłani pracujący w Brazylii i Ekwadorze zapraszali mnie już wielokrotnie do siebie i w końcu udało się znaleźć stosowny czas, aby na to zaproszenie odpowiedzieć. To była daleka i niełatwa podróż, ale piękna i owocna. Dziękuję Bogu, że mogłem ją odbyć i poznać warunki pracy trzech naszych dzielnych misjonarzy: ks. Józefa Ciesielczuka w Brazylii oraz ks. Dariusza Jaworskiego i ks. Tomasza Barmańskiego, pracujących w Ekwadorze. Towarzyszył mi w tej wyprawie sekretarz ks. Sebastian Dec.
– Jaki Kościół zastał Ksiądz Arcybiskup na drugim końcu świata?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Kościół katolicki, a więc ten sam, co u nas. Jest on rozproszony po całej ziemi, chwali Boga różnymi językami, ale wyznaje tę samą wiarę, sprawuje te same sakramenty, głosi z zapałem tę samą Ewangelię. To niezwykłe doświadczenie – znaleźć się tak daleko, wśród ludzi innego języka, kultury, historii i od razu poczuć się u siebie, w domu, wśród swoich. Oczywiście pośrednikami tej bliskości byli nasi księża misjonarze, którzy zdobyli zaufanie tamtejszych ludzi, ich wdzięczność i miłość, a my w tych dobrych relacjach mogliśmy od razu uczestniczyć.
Jest to ten sam Kościół, ale działający w zupełnie innych warunkach. Inna jest tam przyroda: Ekwador to kraj wiecznie zielony o stałej temperaturze, podczas gdy u nas zmieniają się pory roku. Misjonarze żartują, że czasem nie mogą się połapać, jaki to jest miesiąc, zwłaszcza że słońce w tym równikowym kraju wschodzi i zachodzi zawsze o tej samej porze. Oba kraje mają inną historię, prezentują inny typ ludzi, widać wielkie pomieszanie ras, a mimo to w Kościele znajdujemy natychmiast wspólny język, odczuwamy wspólnotę ducha. Ostatnio czytałem o przeprowadzonych na szeroką skalę badaniach genetycznych, które wykazują, że wszyscy ludzie żyjący obecnie na ziemi pochodzą od jednego przodka, który mieszkał w Afryce ok. 60 tys. lat temu. Potwierdza się biblijna nauka o tym, że wszyscy, mimo różnych ras i języków jesteśmy blisko spokrewnieni i tworzymy wielką rodzinę. Doświadczamy tego w Kościele.
– Jak przebiegała wizyta w Brazylii?
Reklama
– Pierwszym etapem była Brazylia. Ks. Józef Ciesielczuk pracuje w mieście Valparaiso de Goias, niedaleko Brasilii, stolicy kraju, zbudowanej całkowicie od nowa w latach 60. XX wieku. Brazylia to ponad 200-milionowy kraj; o największej liczbie katolików na świecie, czemu odpowiada także największa liczba biskupów: 495, czyli prawie jedna dziesiąta episkopatu świata.
Wspólnota pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, której przewodzi ks. Józef Ciesielczuk, jest młoda, ale bardzo dynamiczna. Do kościoła przychodzi coraz więcej ludzi, tak że misjonarz nosi się z zamiarem rozbudowania świątyni o nawy boczne, by wszyscy mogli się w niej pomieścić. 28 stycznia, gdy podczas niedzielnych Mszy św. świętowaliśmy 15-lecie jego pracy misyjnej, miałem okazję zawiadomić parafian, że Ojciec Święty mianował ks. Józefa kapelanem Jego Świątobliwości, czyli prałatem. Ta informacja wywołała żywiołową radość w kościele. Wyraźnie było widać, że wierni są zaangażowani, przywiązani do Kościoła i swojego pasterza. To duża parafia, dlatego kapłanowi potrzebna jest pomoc świeckich przy rozdzielaniu Komunii św., katechizacji czy przygotowaniu do sakramentów. Ks. Józef obok kościoła wybudował piękny, trzykondygnacyjny dom parafialny. To Centrum Jana Pawła II jest bardzo potrzebne i dobrze wykorzystywane w pracy duszpasterskiej. Podczas spotkania z tamtejszym biskupem Waldemarem Passinim Dalbello usłyszałem wiele pochlebnych słów o posłudze duszpasterskiej ks. Józefa, który pełni również funkcję dziekana i członka Rady Kapłańskiej.
W trakcie pobytu w Brazylii uczestniczyłem także w spotkaniu polskich misjonarzy pracujących w diecezjach Luziânia, Brasília i Anápolis, odwiedziłem dom dziecka prowadzony przez siostry ze Zgromadzenia Córek Najczystszego Serca Najświętszej Maryi Panny w Osfaya (kieruje nim s. Teodozja, Polka), a także spotkałem się z biskupem Anápolis Janem Wilkiem OFMConv.
– Kolejnym etapem podróży był Ekwador…
– Zaskoczeniem była odległość. Aby dotrzeć do Quito, stolicy Ekwadoru, trzeba było lecieć przez Panamę: w sumie 8 godzin lotu i kolejne 3 godziny różnicy czasu. Ekwador to jedno z najmniejszych i najbardziej wysuniętych na zachód państw Ameryki Południowej. Można wyodrębnić trzy krainy geograficzne: Costa (wybrzeże), Sierra (góry) i Amazonię. Stolica położona jest na wysokości 2800 m n.p.m., w dolinie (! ) otoczonej przez wysokie na 6 tys. metrów wulkaniczne góry Andy. Żyzna dolina zamieszkana jest od tysięcy lat. Miasto istniało już przed odkryciem Ameryki przez Kolumba, a wraz z przybyciem Hiszpanów szybko stało się centrum rozwoju kultury i nauki. W Quito znajduje się najpiękniejsza w Ameryce Południowej starówka, z wyjątkowymi kościołami zbudowanymi przez jezuitów i franciszkanów w XVI wieku.
– W jakich warunkach pracują nasi misjonarze?
Reklama
– Dwaj nasi misjonarze pracują na terenach między górami a równiną nad oceanem, na terenach, które zostały zasiedlone dopiero w połowie XX wieku. Na południu kraju panowała wówczas susza i kryzys, rząd zainicjował więc akcję osadniczą. Ochotnikom oferowano po 50 hektarów ziemi na niezaludnionych terenach między Costa a Sierra. Osadnicy karczowali puszcze i wprowadzali na dziewiczych ziemiach cywilizację. Stolica diecezji, w której pracują nasi misjonarze, licząca dziś kilkaset tysięcy mieszkańców, także została założona w tym czasie.
Ks. Tomasz Bartmański pracuje w parafii św. Wincentego Ferreriusza w Andoas, gdzie znajduje się kościół parafialny z bardzo pięknie odnowionym przez ks. Tomasza wnętrzem. Jego plebania stała się dla nas gościnną bazą wypadową na czas pobytu w Ekwadorze. Oprócz kościoła parafialnego ks. Tomasz ma aż 9 kaplic dojazdowych, niektóre oddalone kilkadziesiąt km od kościoła; nic dziwnego, że można do nich dotrzeć jedynie raz w miesiącu. Mimo bardzo dobrych dróg między dużymi miastami, dojazdy bocznymi drogami są bardzo uciążliwe. Taki system sprawia, że wierni są rozproszeni; potrzeba więc świeckich animatorów współpracujących z kapłanem. Ważnym wydarzeniem podczas pobytu w Andoas był sakrament bierzmowania w kościele parafialnym. Sakramentu bierzmowania udzieliłem także w pobliskim miasteczku Los Bancos, w parafii prowadzonej przez miejscowych księży.
Drugie ważne miejsce to parafia Matki Bożej z Cisne w Celica, gdzie od 15 lat misjonarzem jest ks. dr Dariusz Jaworski. W parafii ks. Dariusza znajduje się jedyna w Ekwadorze Kalwaria, sanktuarium Męki Pańskiej. Na kilku hektarach ks. Dariusz zbudował plenerową Drogę Krzyżową – piękne kapliczki, w których można rozważać mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Do sanktuarium, które w Roku Świętym Miłosierdzia było kościołem stacyjnym, przybywa coraz więcej pielgrzymów, którzy poznają pobożność pasyjną. W kościele parafialnym, którego piękno jest dziełem ks. Dariusza, poświęciłem nową chrzcielnicę. Dziękowaliśmy też Bogu za 15 lat owocnej pracy ks. Dariusza w parafii. Sprawowaliśmy Eucharystię także w jednej z czterech kaplic dojazdowych należących do jego parafii.
W stolicy sąsiedniej diecezji Buena Fe odbyło się spotkanie z misjonarzami z diecezji lubelskiej, tarnowskiej i sandomierskiej. W Santo Domingo odwiedziliśmy bp. Bertrama Wicka (Szwajcar), który wyrażał wdzięczność za obecność naszych księży i ich gorliwą pracę duszpasterską. Miłe było spotkanie z siostrami Benedyktynkami Misjonarkami, które prowadzą pięknie urządzoną wioskę dziecięcą. Ta ofiarna praca to odpowiedź na duży problem opuszczonych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Razem z siostrami tego zgromadzenia celebrowaliśmy Eucharystię w kaplicy ich drugiego domu.
– Czy Kościół w odwiedzonych przez Księdza Arcybiskupa krajach potrzebuje naszej pomocy? A jeśli tak, to jakiej?
– Wierni z Brazylii i Ekwadoru są bardzo zaangażowani w życie Kościoła, chociaż w porównaniu z nami z pewnością znajdują się w trudniejszej sytuacji materialnej. Żeby Kościół mógł tam pełnić misję ewangelizacyjną i charytatywną, potrzebuje wsparcia, dlatego apeluję o pomoc dla misjonarzy. To, czego dokonali nasi misjonarze: ks. Józef, ks. Dariusz i ks. Tomasz, jest wynikiem współpracy tamtejszych wiernych, ale w dużej mierze także naszych lubelskich parafii, które im pomagają. Nasi misjonarze nie mieliby możliwości prowadzić tak skutecznie swojego dzieła, gdyby nie pomoc z zewnątrz. Serdecznie dziękuję tym parafiom i księżom w archidiecezji lubelskiej, którzy misjonarzy zapraszają na Msze św. i dzielą się doświadczeniem misyjnym oraz wspomagają ich materialnie. Każdy z nas może być misjonarzem, gdy modli się za misje i składa ofiary. Odwiedzając naszych księży na Wschodzie i w Ameryce Południowej, widzę jak ta pomoc jest ważna i jak dobre przynosi owoce.