Męczeństwo o. Maksymiliana Kolbego wywarło bardzo duży wpływ na postrzeganie świętego zarówno przez Polaków, jak i wiernych z innych części świata. Przez dekady o. Kolbe kojarzył się niemal wyłącznie z pasiastym drelichem obozu Auschwitz oraz z heroicznym aktem oddania swojego życia, by ocalić współwięźnia Franciszka Gajowniczka. Dzięki filmowi Michała Kondrata wiele osób zobaczy św. Maksymiliana, który do tej pory był nieznany.
Tytuł „Dwie korony” odnosi się do widzenia, które mały Rajmund Kolbe miał w dzieciństwie. W kościele parafialnym ukazała mu się Maryja i poprosiła go o wybranie jednej z dwóch koron. Miał on wówczas wziąć obie – jedną białą, symbolizującą czystość, a drugą czerwoną, symbolizującą cierpienie. – Maksymilian wszystko czynił z miłości do Niepokalanej i człowieka, a całe jego życie było piękną historią i przygodą z Panem Bogiem. Cieszę się z tego, że to całe wyjątkowe życie udało się opowiedzieć w filmie. I teraz jest szansa, aby o. Kolbe był na nowo poznany także w Polsce, bo nawet rodacy go nie znają – mówi „Niedzieli” reżyser Michał Kondrat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Szalony jak św. Franciszek
Reklama
W filmie występuje cała plejada najlepszych polskich aktorów. W roli o. Maksymiliana zobaczymy Adama Woronowicza, a oprócz niego na ekranie wystąpią m.in.: Cezary Pazura, Maciej Musiał, Dominika Figurska, Marcin Kwaśny, Antoni Pawlicki, Sławomir Orzechowski, Artur Barciś. Do tego dochodzą zdjęcia kręcone m.in. w Polsce, Rzymie i Japonii oraz piękna muzyka Roberta Jansona. – Zagrałem w tym filmie, bo o. Maksymilian jest osobą wyjątkową. O nim powinien usłyszeć cały świat – podkreśla Adam Woronowicz, odtwórca głównej roli, który jest znany również z wcielenia się w postać bł. ks. Jerzego Popiełuszki.
Film „Dwie korony” ukazuje nietuzinkowość duchownego w czarnym habicie, który wymykał się wszystkim schematom Kościoła polskiego i powszechnego w pierwszej połowie XX wieku. O. Maksymilian w swoich czasach był takim samym Bożym szaleńcem jak św. Franciszek w średniowiecznej Italii. Przypomnijmy, że bez pieniędzy zaczął wydawać „Rycerza Niepokalanej”, od podstaw wybudował miasto Maryi, czyli podwarszawski Niepokalanów, a także bez żadnego ziemskiego przygotowania wyjechał na misje do Japonii. – Nieprzypadkowo wybrał dla siebie imię zakonne Maksymilian. On zawsze chciał żyć na maksa – mówi franciszkanin o. Ryszard Koczwara, który występuje w części dokumentalnej filmu.
Film pokazuje całe życie o. Maksymiliana, by odpowiedzieć na pytanie, kim był. Oczywiście, pokazuje koronę czerwoną, czyli dramaturgię i okoliczności męczeńskiej śmierci, ale przede wszystkim rzuca nowe światło na koronę białą, czyli odsłania przed widzem całą złożoność i piękno świętego franciszkanina. – Naszym celem jest szeroka dystrybucja tego filmu również za granicą, aby postać św. Maksymiliana na nowo odżyła. Nie ukrywam, że film powstał po to, aby ewangelizować widzów – podkreśla Kondrat.
Takiego klechy w Auschwitz nie było
Reklama
Ostatnie sceny filmu prowadzą do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz. Twórcom dokumentu udało się pokazać męczeństwo św. Maksymiliana w symboliczny i jednocześnie dosadny sposób. Bez zbędnego epatowania brutalnością widzowie zobaczą zwycięstwo wiary i nadziei nad złem. – Oddaniu życia za drugą osobę przez św. Maksymiliana towarzyszyły cuda. Po pierwsze o. Kolbe wystąpił nieproszony z szeregu i nikt go nie zastrzelił, później pozwolono mu rozmawiać z kierownikiem obozu Karlem Fritzschem, który pod jego wpływem zmienił swoją decyzję – mówi w filmie ks. Manfred Deselaers, niemiecki kapłan, członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.
Największym cudem św. Maksymiliana było to, co stało się po wyroku. Skazani na straszną głodową śmierć więźniowie zazwyczaj krzyczeli i złorzeczyli. O. Maksymilian natomiast zamienił to miejsce w kaplicę, skąd dobiegały słowa modlitwy i religijne pieśni. Nawet esesmani byli pod wielkim wrażeniem i mówili: – To jest ktoś niezwykły. Takiego klechy tutaj jeszcze nie było!
Św. Maksymilian wymyka się niemal ze wszystkich schematów hagiograficznych, a „Dwie korony” doskonale to pokazują. Reżyserowi udało się opisać nadzwyczajność o. Maksymiliana, i jednocześnie prawdziwego człowieka, z krwi i kości. – Film ma pokazać, że jeśli zaufamy Panu Bogu i Maryi, i damy się poprowadzić, to nie ma ograniczeń. O. Kolbe nie znał powiedzenia, że się nie uda. Wszystko czynił z miłości do Matki Bożej i Jej oddał całe swoje życie. Dzięki temu został przez Nią uzdatniony do robienia rzeczy, które dla innych wydawały się niemożliwe do wykonania – podkreśla Michał Kondrat.