KS. ZBIGNIEW SUCHY: – Księże Arcybiskupie, od pierwszej niedzieli Adwentu trwają całodzienne adoracje w wyznaczonych parafiach. Czy ma już Ksiądz Arcybiskup jakieś spostrzeżenia, refleksje, które towarzyszą tej szczególnej formie modlitwy?
Reklama
ABP ADAM SZAL: – Program duszpasterski „Idźcie i głoście” jest bardzo ważny i zarazem trudny, stąd też pojawiła się myśl, aby tym wysiłkom i zamierzeniom duszpasterskim związanym z jego realizacją towarzyszyła także sfera duchowa, modlitewna. Ten pomysł trzeba wyprowadzić z praktyki, którą stosował sam Pan Jezus. Przed ważnymi wydarzeniami związanymi ze swoją działalnością publiczną odchodził na górę, na miejsce pustynne, żeby się modlić, czyli rozmawiać z Ojcem. Dlatego bardzo dobrze się stało, że w ramach tego programu duszpasterskiego jest inicjatywa polegająca na tym, aby trwała w naszej archidiecezji modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Jej intencją jest prośba o to, aby nie brakło głosicieli Ewangelii, aby ewangelizacja była prowadzona według Bożego zmysłu. Jest to oczywiście związane z modlitwą o powołania kapłańskie i zakonne, zwłaszcza w naszej archidiecezji. Układ tych adoracji jest bardzo prosty, bo jest związany z wypróbowaną już praktyką peregrynacji obrazu Matki Bożej czy Chrystusa Ukrzyżowanego. Oczywiście ta praktyka nie przekreśla innych zwyczajów adoracyjnych, które istnieją w parafiach np. w pierwsze czwartki. Jest to owoc Eucharystii, który oczywiście trzeba podtrzymywać.
Adoracja rozpoczęła się w dekanacie birczańskim. Chcąc wspólnie z wiernymi rozpocząć tę praktykę, razem z kilkoma księżmi udałem się do parafii Bircza, która rozpoczęła ten łańcuch adoracji. Przyjechaliśmy ok. godz. 15.00, aby pomodlić się modlitwą Koronki do Bożego Miłosierdzia, by włączyć się w adorację wiernych. Nie ukrywam, że jechaliśmy z ciekawością, ale i z obawą, czy spotkamy kogokolwiek przed Najświętszym Sakramentem, zważywszy, że był to dzień pracy, a i pogoda była nieszczególna, mróz i dokuczliwy wiatr. Jednak kiedy weszliśmy do kościoła, przeżyliśmy miłe zaskoczenie. Kilkadziesiąt osób trwało na adoracji. Chciałbym bardzo podziękować tym wszystkim, którzy adorują Najświętszy Sakrament, i tym, którzy te spotkania modlitewne organizują, i prosić o wytrwałą modlitwę, aby – tak jak w przypadku Mojżesza – ci, którzy głoszą Ewangelię, mieli wsparte ręce, wsparte serca, wsparte usta przez tych, którzy się modlą.
– W czasie słuchania listu Księdza Arcybiskupa zamyślałem się nad tym, jak realizować tę ewangelizację ad intra, czyli w tym najtrudniejszym, bo najbliższym nam środowisku. Ostatnio spotkałem ojca, który powiedział mi, że jego syn na chwilę przyjeżdża z zagranicy, gdzie mieszka z dziewczyną, i że nie ma z nim dobrego kontaktu, nie potrafi wpłynąć na decyzje, które syn podejmuje w życiu. Mówił, że nie daje już sobie z tym rady. To pokazuje, że takich problemów jest dużo i że staje się to coraz trudniejsze do przezwyciężenia.
– Chciałbym tu przytoczyć pewną autentyczną historię. Kilka lat temu, wędrując w jednej z grup pielgrzymkowych idących z Przemyśla na Kalwarię, zobaczyłem pewną rodzinę – małżeństwo z dziećmi. Akurat była taka sposobność, żeby powiedzieć kilka słów na temat wiary. Po krótkiej konferencji zwróciłem się do tej rodziny, pytając, czy pamiętają swój dialog z szafarzem chrztu przy chrzcie swoich dzieci. Okazało się, ku mojemu miłemu zaskoczeniu, że wszystkie pytania, które im zadawałem, spotkały się z katechizmową odpowiedzią. Potem zadałem pytanie bardzo proste, ale i niełatwe do odpowiedzi: jak to zrobiliście, że wasze dzieci idą wraz z wami, jak przekazaliście im wiarę. Odpowiedzieli: po prostu razem chodziliśmy do kościoła, razem się modliliśmy, razem chodzimy na Kalwarię, dbamy o katechezę. Kiedy jednak zadałem pytanie jednej z ich córek o to, czy będzie potrafiła porozmawiać na temat wiary ze swoimi koleżankami i kolegami, kiedy wróci z pielgrzymki, usłyszałem w odpowiedzi coś, co mną wstrząsnęło: „Nie potrafię, bo by się ze mnie śmiali, bo w mojej klasie jest moda na to, żeby krytykować wiarę, Kościół, żeby na tematy wiary nie rozmawiać”. Spotkanie z tą rodziną i rozmowa z nimi pokazuje z jednej strony, że możemy skutecznie ewangelizować przez świadectwo osobistego życia, a z drugiej strony ukazuje szczególne trudności, na jakie napotykają dzisiaj próby ewangelizacji, zwłaszcza wśród ludzi młodych.
Jeśli chodzi o sprawy rodzinne, to chciałbym przytoczyć inną kalwaryjską historię. Podczas wędrówki sprowokowałem dyskusję i poprosiłem o wypowiedzi na tematy związane z wiarą. Wypowiedział się ojciec. Mówił, że miał bardzo poważne kłopoty z synem, który wymykał się jego oddziaływaniu wychowawczemu, nie chciał go słuchać, wszedł w złe towarzystwo, w narkotyki, w alkohol i żadne argumenty do niego nie trafiały. Ojciec był zrozpaczony. Pewnego dnia w kościele usłyszał ogłoszenie o pielgrzymce na Jasną Górę i zrodziła mu się myśl, żeby pójść w intencji syna. Szedł wytrwale, modląc się szczególnie modlitwą różańcową o jego nawrócenie. Kiedy wrócił, dał synowi różaniec i powiedział coś bardzo wzruszającego: „Poszedłem na pielgrzymkę i modliłem się w twojej intencji przy pomocy tego różańca. Weź ten różaniec ze sobą. Kiedy będzie ci ciężko w życiu, połóż rękę na tym różańcu”. Podziwiałem tego człowieka, bo nie powiedział synowi jakiegoś kazania, nie dał mu reprymendy, nie robił mu wyrzutów, niczego nie żądał. Dał mu różaniec. Puenta jest szczęśliwa, ojciec mówił z nieukrywaną radością, że odwiedził na święta syna, który pracuje za granicą, i byli razem w kościele. Jego syn się zmienił, ustabilizował.
Myślę, że nie ma jednej, niezawodnej recepty na takie skomplikowane i bolesne sytuacje, które niejedna rodzina dzisiaj przeżywa. Przede wszystkim pozostaje nam modlitwa w intencji tych, którzy na razie nie chcą iść za naszym przykładem, a także wytrwały przykład życia wiarą.
– Dziękuję Księdzu Arcybiskupowi. Myślę, że te słowa i przykłady będą nadzieją dla tych rodzin, które w tygodniu przed Wigilią przeżywają tego rodzaju strapienia i smutki. Bóg zapłać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu