Reklama

Wiadomości

W przedszkolu Europy

O zamykaniu się za własnymi drzwiami w szarej strefie bezpieczeństwa, zaniedbywaniu sąsiedztwa i zapomnianej idei jagiellońskiej z Pawłem Kowalem rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 46/2014, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

polityka

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Niedawno marszałek Radosław Sikorski tłumaczył się ze swojej osobistej niepamięci co do przebiegu wizyty rządowej w Moskwie przed sześciu laty. Czy nie można by dziś powiedzieć, że polską dyplomację w polityce wschodniej od pewnego czasu charakteryzuje taka „niepamięć”, odnosząca się zwłaszcza do Ukrainy?

PAWEŁ KOWAL: - Powiedziałbym raczej, że grozi nam swego rodzaju historyczna niepamięć. Zapominamy nie tylko o doktrynie politycznej Jerzego Giedroycia (suwerenność Ukrainy, Litwy i Białorusi jest czynnikiem sprzyjającym niepodległości Rzeczypospolitej i odwrotnie: zdominowanie tych krajów przez Rosję otwiera drogę do zniewolenia także Polski - przyp. red.), ale i o nauce bliskiego nam wszystkim Jana Pawła II, który w książce „Pamięć i tożsamość” nawiązuje do tzw. idei jagiellońskiej, wyraźnie opowiadając się za tego rodzaju prowschodnią polityką. Mało kto dziś pamięta, że jednym z pierwszych rozmówców Papieża był zwierzchnik grekokatolików, a pierwszą białą piuskę posłał on do Ostrej Bramy.

- Chyba przeoczyliśmy te symbole...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Nie przejęliśmy się nimi, choć przecież były to sygnały dla Polaków o tym, co jest naprawdę ważne. Mówił mi niedawno jeden z kolegów z Podkarpacia, który był wychowankiem abp. Ignacego Tokarczuka, że arcybiskup, podobnie jak Jan Paweł II, nie miał złudzeń co do tego, że współżycie Polaków i Ukraińców jest bardzo trudne, ale zawsze dodawał, że nasza przyszłość jest na Wschodzie, że nie można się od Wschodu odwrócić.

- Za podobne „jagiellońskie” myślenie prezydent Lech Kaczyński był krytykowany, a nawet wyśmiewany.

- Dziwię się moim kolegom z PiS-u, że za mało o tym mówią. Nadszedł moment, w którym powinien być urządzony polityczny „festiwal” myśli Lecha Kaczyńskiego, pokazujący go jako męża stanu trafnie wychwytującego tendencje geopolityczne i ustawiającego takie znaki drogowe dla Polaków, które zgodnie wpisują się w historię polskiego myślenia politycznego, wcześniej współtworzoną właśnie przez doktrynę Giedroycia, a nawet przez pewne elementy politycznych działań prezydenta Kwaśniewskiego... W Polsce kształtowała się poważna myśl państwowa, która - co cenne - nie była tworem jednej tylko grupy politycznej.

- Być może obecne elity rządzące po prostu boją się wdrażać tę ideę?

Reklama

- To wielki błąd, że dziś nawet się o niej nie wspomina! Warto, by to głęboko państwowe polskie spojrzenie przymierzyć do obecnej sytuacji na Ukrainie, zwłaszcza po wyborach, które pokazały, że ukraińska scena polityczna jest inna niż jeszcze rok temu. Już nikt nie może twierdzić, że wielkie wpływy mają komuniści, że największą przeszkodą jest skrajna prawica, bo okazało się, że ma ona w społeczeństwie ukraińskim bardzo małe poparcie. Partie skrajnie nacjonalistyczne nie przekroczyły nawet progu wyborczego. Mamy zatem całkiem nowe warunki, które będą kształtowały życie polityczne Ukrainy na kilkadziesiąt przyszłych lat.

- W jaki sposób Polska mogłaby teraz zaznaczać swą sąsiedzką obecność?

- Ważną dla Polaków zasadą zawsze było to, że sąsiedztwo do czegoś zobowiązuje. Dzisiaj zobowiązuje nas przede wszystkim do wysłania pomocy humanitarnej. Powinniśmy zdążyć z nią przed Bożym Narodzeniem, aby w świadomości Ukraińców zostało, że gdy było im ciężko, to z Polski przyjechał choćby proszek do prania...

- Wstyd przyznać, ale do tej pory Polska nie kwapiła się z jakąkolwiek pomocą, nawet tą nieuwikłaną politycznie, czyli humanitarną...

- Niestety, to prawda. To z Niemiec - choć Niemcy nie są przecież sąsiadami Ukrainy - pojechał wielki konwój humanitarny. Tymczasem od nas, gdyby nie wysiłki niektórych organizacji społecznych, pomocy właściwie by nie było. Mimo że dużo się na ten temat mówiło, niewiele się działo.

- A czy przypadkiem nie zapomnieliśmy nie tylko o zwykłej sąsiedzkiej pomocy, ale i o wynikających z sąsiedztwa interesach?

- Niestety, tak. Polska powinna się włączyć, pomóc w trudnych momentach - gdy transformuje się gospodarka, następują zmiany własnościowe - oczywiście, mając na względzie dobrze rozumiane obopólne korzyści. Tymczasem okazuje się, że nie mamy dla Ukrainy żadnej oferty.

- Wicepremier, minister gospodarki, zapowiada radykalne działania w tej mierze!

Reklama

- Tak, tyle że tym działaniem polskiego rządu ma być złożona przez wicepremiera w mediach oferta sprzedaży Ukrainie drogiego polskiego węgla! Jeżeli tak rozumiemy współpracę, to narażamy się na śmiech i politowanie. Powinniśmy zaproponować Ukrainie wspólne inwestycje, wspólne firmy, otwieranie wspólnego rynku w państwach Unii. Czas też pomyśleć, jak będzie wyglądało w przyszłości polskie i ukraińskie rolnictwo. Oczekiwałbym więc od polskiego rządu, żeby pani premier ogłosiła - może bez tego „szumienia falbanami”, które było charakterystyczne dla Donalda Tuska - nowe otwarcie spraw polsko-ukraińskich.

- Ale przecież pani premier Ewa Kopacz w pierwszym odruchu chciała zatrzasnąć drzwi przed niebezpieczeństwem...

- Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie, że jednak pojedzie do Kijowa, by nowemu premierowi Ukrainy przedstawić swój konkretny plan współpracy. Do tej pory, niestety, zabrakło zarówno odruchu sąsiedzkiej pomocy, jak i pomysłu na biznesową wspólną przyszłość; brakuje myślenia o polskiej racji stanu.

- Jak doszło do tego rodzaju zaniedbań, zaniechań? Działania polskiej dyplomacji w sprawie Ukrainy były bardzo chwalone, jednak w pewnym momencie wygasły. Kiedy i dlaczego?

- Wydaje się, że coś musiało się stać na początku marca, gdy minister Sikorski wrócił z Majdanu... Od tego momentu najwyraźniej nastąpiło jakieś przyhamowanie, początkowo niezauważalne. Potem - 4 czerwca - sprawa Ukrainy była w istocie głównym tematem obchodów polskiej 25. rocznicy odzyskania wolności. Wtedy jeszcze wydawało się, że Polska jest liczącym się podmiotem europejskiej dyplomacji w sprawie Ukrainy. Ale już dwa dni później w Normandii - podczas uroczystości z udziałem Władimira Putina - oddaliśmy całe pole...

- Komu?

- Od tamtej pory ciągle w Polsce słyszymy, że to sprawa Unii. Problem polega jednak na tym, że także Unia się nią nie zajmuje.

Reklama

- W „szumie falban” padały oświadczenia, że Polska - najlepiej znająca się na imperialnych zakusach Rosji - będzie najlepszym ambasadorem Ukrainy w europejskiej dyplomacji. I co?

- I nic. Myślę, że powinniśmy na jakiś czas wykreślić ze swojego słownika słowa: „pomagamy”, „adwokat”, „ambasador” w odniesieniu do Ukrainy, ponieważ się zdewaluowały. Spróbujmy określać obecne stosunki z Ukrainą innymi słowami. Nie chodzi o to, aby traktować sąsiada-partnera jak niezdarę, lecz o to przede wszystkim, by wywiązać się z sąsiedztwa i zaproponować coś sensownego na przyszłość. W sytuacji, gdy Polska nie bierze udziału w żadnych rozmowach na temat rozwiązania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, gdy nie uczestniczą w nich nawet przedstawiciele UE, nie może być mowy o tym, byśmy mogli być adwokatem usiłującym bronić interesów Ukrainy. Czas przebić ten balon aspiracji dyplomatycznych.

- Co takiego stało się na początku marca, kiedy to, Pana zdaniem, zaczęło się wyhamowywanie polskiego zainteresowania sprawami Ukrainy?

- Moim zdaniem, Radosław Sikorski nie dostał wtedy odpowiedniego wsparcia ze strony polskiego rządu. Myślę, że gdyby miał poparcie Donalda Tuska, to mógłby jednak w sprawach ukraińskich odegrać jakąś rolę. Niestety, z jakichś powodów Polska się całkowicie wycofała...

- Z jakich powodów?

Reklama

- Stawiam hipotezę, że być może był warunek, który Tusk wyczuwał, że jeśli będzie się angażował na Ukrainie, to może mu to zaszkodzić w wyborach na szefa Rady Europejskiej. Wiadomo, że wiele państw europejskich nie chce zaangażowania na Ukrainie, że jest to dla nich mało ważny problem, gdyż nie postrzegają one Rosji jako zagrożenia dla swoich interesów. Faktem jest, że i Polska przestała angażować się w sprawy ukraińskie, a konsekwencje tego są dla nas fatalne.

- Jakie? W końcu mamy polskiego prezydenta Europy!

- Mimo to w Europie utrwala się stereotyp, że Polska ma „fioła” na punkcie Rosji, a zatem jeżeli gdzieś jest Rosja, to nie może tam być Polski. Uważam, że to skandaliczne podejście.

- Naprawdę tylko z powodu antyrosyjskiego „fioła” Polska została zmarginalizowana na forum europejskiej dyplomacji? Niewiele też wyszło z planów bycia liderem w naszym regionie...

- Głównie dlatego, że sami przykładaliśmy za mało uwagi do dobrego funkcjonowania przede wszystkim w Europie Środkowej. To jest mit, że można było nas niczym flance kapusty przesadzić z Europy Środkowej na Zachód! Zawsze będziemy mieli za sąsiadów Litwinów, Łotyszy, Białorusinów, Ukraińców...

- Za bardzo byliśmy zapatrzeni na Zachód?

- Raczej za mało uwagi poświęcaliśmy najbliższym sąsiadom ze Wschodu.

- Możemy się zatem stać samotną wyspą (niekoniecznie zieloną)?

Reklama

- Już nią jesteśmy. Dzisiaj np. państwa Grupy Wyszehradzkiej mają swoją odmienną politykę, w dużym stopniu podporządkowaną interesom Gazpromu, natomiast państwa bałtyckie nie traktują nas jak poważnego partnera, ponieważ widzą, że Polska nie jest w stanie zająć konsekwentnego stanowiska, że Polska wręcz nie chce odgrywać roli lidera regionu. Naszą racją stanu jest być w Europie Środkowej i mieć partnerów; tak umiejętnie prowadzić politykę, żeby wspólnie z nami chcieli coś robić.

- Wyraźnie już nie chcą?

- Tak, i nagle się okazuje, że jesteśmy w Europie Środkowej sami jak palec. I to niemal w każdej już sprawie.

- A jeszcze niedawno powtarzaliśmy nadzieję Jana Pawła II, że Polska może całej Europie tak wiele ofiarować. Co dziś jeszcze może ofiarować?

- Siłą Polski mogłoby być nadal wprowadzanie zdrowego rozsądku do Europy, zdrowego pomyślunku w różnych dziedzinach. Aż chciałoby się wrócić do tekstów Jana Pawła II, do tego, jak on w najogólniejszym wymiarze widział nasze zaangażowanie w Europie. Ten dzisiejszy święty był także wytrawnym politykiem, znakomicie rozumiał polską rację stanu. Nic dodać, nic ująć, tylko się wczytać i już wiadomo, co robić.

- Tymczasem jakby nie wiemy, co robić. Na przykładzie Ukrainy chyba najlepiej widać, jak dużo tracimy na zamykaniu się za własnymi drzwiami...

Reklama

- Jednak w ukraińskich sondażach sympatii do innych narodów Polacy jeszcze są liderami! Problem polega na tym, że takie zjawiska nie trwają wiecznie i należy je szybko i dobrze wykorzystać. Elity polityczne na Ukrainie zaczęły się już orientować, że coś jest z nami nie tak, że być może mamy jakieś inne plany... Zaczyna panować niepewność i zdziwienie małą aktywnością Polski. Znamienne jest to, że po Majdanie polski premier nie odwiedził Kijowa, że politycy rządowego szczebla unikali Ukrainy, że nie pojawiła się tam dotąd żadna polska rządowa misja gospodarcza. Początkowo nikt tam tego nie dostrzegał, a teraz coraz więcej osób pyta mnie, o co tu chodzi...

- Co Pan odpowiada?

- To naprawdę bardzo trudno wytłumaczyć, najprościej - że ktoś czegoś nie rozumie...

- Były premier powiedziałby, że nic złego się nie dzieje, że nic się nie stało...

- Tymczasem tracimy to, co jest bardzo ważne w polityce międzynarodowej, czyli reputację kraju, który jest poważnym partnerem do rozgrywki politycznej. Utrwalamy wizerunek Polski jako szarej strefy bezpieczeństwa, że z Polską nie rozmawia się o poważnych sprawach, że Polska znajduje się wciąż w przedszkolu Europy.

* * *

Paweł Kowal
Polityk, doktor politologii, historyk, publicysta, poseł na Sejm V i VI kadencji, w latach 2006-07 sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych

2014-11-12 11:02

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Musimy wypełnić pustkę po Janie Pawle II

[ TEMATY ]

wywiad

Artur Stelmasiak

ARTUR STELMASIAK: - Skomponował Pan muzykę do fabularyzowanego dokumentu "Błogosławiona wina", który właśnie wchodzi na ekrany kin. Uczestniczył Pan w projekcie filmowym, który łączy historię z teraźniejszością, ale także patriotyzm z wiarą. Czy te wartości są ważne, czy cierpimy na ich deficyt?
CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników. Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę... Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego. W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.
CZYTAJ DALEJ

JD Vance na inauguracji pontyfikatu Leona XIV

2025-05-15 18:00

[ TEMATY ]

pontyfikat

JD Vance

Papież Leon XIV

Vatican News

JD Vance w watykańskim Sekretariacie Stanu 19.04.2025

JD Vance w watykańskim Sekretariacie Stanu 19.04.2025

Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych JD Vance stanie na czele amerykańskiej delegacji na inaugurację pontyfikatu Leona XIV. Informację podał Biały Dom.

Inauguracja nowego pontyfikatu odbędzie się w niedzielę 18 maja. Wiceprezydentowi będzie towarzyszyć jego żona Usha Vance oraz sekretarz stanu Marco Rubio wraz z małżonką Jeanette Rubio. Jak zaznaczono w komunikacie, Leon XIV jest pierwszym Papieżem ze Stanów Zjednoczonych, a JD Vance pierwszym katolikiem konwertytą, który pełni urząd wiceprezydenta.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję