Pytają, dlaczego umarłaś i czy na pewno trafisz do nieba. A ja jeszcze nie zdążyłam pozmywać naczyń po obiedzie... Nie znam odpowiedzi na te pytania. Myślę: Nie zawracajcie mi głowy! A z ekranu telewizora wdziera się pod powieki czarno-białe zdjęcie twojej twarzy
„Z trudnym do wyrażenia bólem w sercu pragnę zawiadomić, że w dniu 5 października 2014 r. po ciężkiej walce z chorobą zmarła Anna Przybylska. Odeszła w spokoju, w gronie najukochańszej rodziny… W imieniu rodziny i najbliższych proszę o zrozumienie i uszanowanie prywatności tych, dla których od dziś tak wiele się zmieniło…”.
Tło czarne, czarna ramka, maleńki błysk kolczyka i zachowany błysk w oku. Na co patrzysz? Przestrzeń na tym zdjęciu też jest czarna.
Co widzisz?
Spokój…
Ostatni zapamiętany wyraz twarzy.
Pamiętam – czas teraźniejszy, najściślej wyrażający przeszłość.
Czas przeszły – coś, do czego nie ma powrotu.
Pamięć – przeszłość zatrzymana w czasie.
Tyle słońca w całym mieście!
14 marca 1980 r. Warszawa Okęcie, godz. 11.15. Samolot Ił-62 „Mikołaj Kopernik” lecący z Nowego Jorku rozbił się tuż przed miejscem lądowania. W katastrofie zginęła Anna Jantar… 22-osobowa reprezentacja USA w boksie… Oficjalne-nieoficjalne komunikaty. Plotki, domysły, teorie. Radio, telewizja, prasa. Nie było jeszcze innych środków przekazu, wielu ludzi nie miało nawet telefonu. Wiadomości i tak docierały.
Reklama
Anna Jantar. Ania… W tej samej chwili zabrzmiały te same piosenki: uśmiechnięte, piękne, pełne wdzięku. Jak ona sama. Nikt nie zapamiętał jej inaczej, choć do dziś docierają strzępki odgrzebywanych historii: przed wylotem z USA mówiła o planach, chciała nieco zmienić repertuar, nieco życie, podobno czuła się zagubiona… Ostatni film z aparatu fotograficznego zostawiła w Chicago; poprosiła kogoś o przesłanie wywołanych zdjęć.
„Miała tylko 30 lat”, „Gwiazda? Ania była normalna! Sama żartowała z gwiazdorzenia niektórych, wracających zza Oceanu”, „Tyle było przed nią! Dlaczego właśnie ona?” – wspominano, niedowierzano. O Bogu raczej się nie mówiło; było niepolitycznie. Za to ktoś powiedział o skrzydłach i ostatnim locie do Nieba. Jednak nie to zdanie powraca do mnie po latach, a słowa jednej z piosenkarek: „…wtedy Ania bez słowa dała mi swój kożuch”. Pośród wielu wypowiedzi te brzmiały jak z innej bajki. Jakby nagle przerwano program, bo wkradło się jakieś zakłócenie…
Dziś, kiedy słyszę piosenkę „Dzień, wspomnienie lata”, przypominam sobie kobietę, której na zawsze zostało ciepłe przytulenie Ani.
Złoto-polska jesień
Kto to jest ta Ania Przybylska?
Kiedy pojawiłaś się na ekranie, byłaś jeszcze dzieckiem. Pucołowata śliczna buzia i rzęsy „takie ładne, jak sztuczne”. Twoja mama powiedziała, że sama dokonywałaś wyborów i będzie cię wspierać. Miałaś 14 lat. Wiosna. I żadnych złych emocji. Nie goniłaś za sensacją, choć sensacja próbowała dopaść ciebie, szczególnie kiedy się trochę potłukłaś. W centrum kariery poszłaś za miłością. Dom, dwoje dzieci, trzecie – to chyba największe sensacje. Co jakiś czas wracałaś w dobrym stylu i nie na salony. Nie, to nie jest laurka. Ostatni film, jaki znalazłam przypadkiem na Youtube, był z 2013 r.: biegłaś w dresie w okolicy swojego domu, bez makijażu, blichtru, ze słuchawkami w uszach. Wyglądało, jakbyś nie widziała łowców sensacji. Nie wiem, czy to już był początek jesieni, na pewno od jakiegoś czasu wiadomo było o twojej chorobie. Łowcy biegli. W pewnej chwili zrobiłaś zwrot i role się odwróciły. Uciekli. Między różnymi ujęciami zostawiłaś w kadrze swoją opanowaną, spokojną twarz.
Spokój.
Taką cię zapamiętam.
„zostaną po nich buty i telefon głuchy...” (Ks. Jan Twardowski)
Jako dziecko w kościele wsłuchiwałam się w śpiew organisty (już wtedy chciałam śpiewać w kościele), obserwowałam gesty kapłana, z wiekiem uczyłam się uczestnictwa we Mszy św.
Już jako kilkunastoletnia dziewczynka prowadziłam scholę w rodzinnej parafii. Moje życie toczyło się wokół kościoła. Jednak ciągle czegoś mi brakowało...
Po wyprowadzeniu się z rodzinnego miasta z racji rozpoczęcia studiów zetknęłam się ze wspólnotą Odnowy w Duchu Świętym. Była to grupka głównie młodych osób, niezwykle pogodnych, rozmodlonych, rozśpiewanych, wśród których był mój przyszły mąż! Na spotkania przychodziłam z wielkim entuzjazmem tym bardziej, że nie sama. Towarzyszyły mi koleżanki z akademika, które oprócz studiowania, chciały pogłębiać swoją wiarę. Mieszkanie w akademiku wcale nam tego nie ułatwiało. Ciągle były imprezy, hałas, zamieszanie. Pamiętam doskonale sytuację, kiedy jako początkująca organistka (to był mój drugi „kierunek”, który wkrótce okazał się pierwszym) zbiegałam ze schodów akademika i pędziłam do kościoła. Była 6. rano. Na schodach slalomem omijałam kolegów trzeźwiejących po całonocnej imprezie. Oni dopiero kładli się spać! Tak też było ze wspólnotą – ja z koleżankami wręcz biegłam w piątkowy wieczór na spotkanie modlitewne, podczas gdy większość znajomych szła do lokalu czy do dyskoteki. My naturalnie również prowadziłyśmy życie towarzyskie, to przecież normalna rzecz w życiu studenta. Bóg jednak wtedy nas bardziej przyciągał. I chwała Mu za to!
Kolejnym etapem mojej drogi wiary było Seminarium Odnowy w Duchu Świętym. Podeszłam do tych rekolekcji dość niepewnie; po raz pierwszy usłyszałam o wylaniu darów Ducha Świętego, modlitwie o uzdrowienie… Mój dystans został złamany, kiedy usłyszałam: „Dziecko moje, Ja żyję w twoim sercu, żyj miłością, żyj dla braci”. To było 10 lat temu...
Praca organistki jest niezwykła. Dla mnie jest pasją, ale przede wszystkim radością z częstego uczestniczenia w Cudzie Eucharystii. Jakże piękny jest moment uwielbienia po Komunii św. Wyciszenie, delektowanie się obecnością żywego Jezusa w sercu, dziękczynienie Mu za Jego wniknięcie w naszą duszę, ciało, życie. Wtedy też jest możliwość wyśpiewania pięknej pieśni uwielbienia Boga. Niedawno założyłam tzw. zespół uwielbieniowy. Spotykamy się, aby wyśpiewywać chwałę Bożą i przygotować cykl wieczorów uwielbienia. Tak właśnie działa Duch Święty: obudziłam się pewnego dnia rano, a po głowie krążyła mi myśl o jakimś duchowym muzycznym projekcie, jakimś zespole. Uruchomiłam kontakty, popytałam, zachęciłam do współpracy i na efekty nie trzeba było długo czekać. Obecnie zespół składa się z 20 osób, ale na każdej kolejnej próbie pojawia się ktoś nowy i od razu zakochuje się w tym, co razem tworzymy dla Boga.
Duch Święty posługuje się ludźmi – doświadczyłam tego nie raz w swoim życiu. Duch Święty porusza nas i popycha w ramiona Boga, zaprasza do nieustannego wielbienia Jezusa w każdym momencie życia, i tym lepszym, i tym gorszym; czy to w pracy, czy w czasie odpoczynku. Przypomina, że Bóg jest w nas, w naszych bliźnich, w naszej, często szarej codzienności. Nie jest bowiem sztuką tylko wznoszenie rąk w czasie śpiewu pieśni uwielbienia, nie jest sztuką modlitwa w zaciszu świątyni, kiedy nic nie jest w stanie zakłócić naszego nastroju, kiedy wręcz czujemy oddech Boga. Sztuką jest wielbienie Go również wtedy, gdy w naszym życiu musimy sprostać wielu trudnym sytuacjom, kiedy przychodzą emocje, kiedy drugi człowiek doprowadza do frustracji. Sztuką jest miłość do Boga, objawiająca się miłością do człowieka.
Stolica Apostolska zatwierdziła cud eucharystyczny z 2013 r. w Indiach, gdzie w kościele Chrystusa Króla w Vilakkannur (stan Kerala) na konsekrowanej hostii ukazała się twarz Chrystusa. Nuncjusz apostolski zezwolił także na publiczną adorację.
Cud uznano 11 lat po wydarzeniu, a 31 maja br. zostało to oficjalnie ogłoszone podczas Mszy św., której przewodniczył nuncjusz apostolski w Indiach i Nepalu abp Leopoldo Girelli. Wzięło w niej udział ponad 10 tys. osób. Abp Girelli podkreślił, że to, co wydarzyło się w Vilakkannur może być postrzegane jako zaproszenie do pogłębienia wiary w rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii.
To wszystko w Roku Jubileuszu 2025 lat od narodzin Jezusa Chrystusa, 100-lecia Kościoła częstochowskiego i Archidiecezjalnego Kongresu Eucharystycznego.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.