Reklama

Kultura

Z tatą zawsze było na „maksa”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARTA JACUKIEWICZ: - Minęła pierwsza rocznica śmierci prof. Józefa Szaniawskiego, Twojego taty. Powiedz, proszę, jakie wspomnienia szczególnie zapisały się w Twojej pamięci?

FILIP FRĄCKOWIAK: - Jedno ze wspomnień, które bardzo dobrze pamiętam, to święta Wielkiej Nocy w 2000 r. Te święta spędziliśmy w trójkę nad Morskim Okiem. Mieszkaliśmy w schronisku. Pamiętam, że chodziliśmy modlić się do kapliczki nad Morskim Okiem. Wtedy działo się bardzo dużo różnych rzeczy… Pamiętam też, że ratowaliśmy jakiegoś bernardyna, który wpadł do Morskiego Oka, ponieważ lód się pod nim załamał… Inna historia, którą pamiętam, to wjazd samochodem do jednego ze schronisk po słowackiej stronie Tatr. Wtedy się zakopaliśmy, więc była to niezaplanowana atrakcja - w wielkich nerwach odkopywaliśmy samochód. To była niedopuszczalna porażka, której nie było w planie (śmiech).

- Wspominasz, że dużo się działo podczas wyjazdu nad Morskie Oko. Powróćmy do wspomnień z dzieciństwa. Jakie masz wspomnienia związane z tatą?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Wyjazdów z tatą zawsze było dużo i zawsze były z przygodami. Pamiętam, jak tata woził mnie na motocyklu do przedszkola. Musiałem mieć wtedy jakieś trzy, cztery lata. Z tatą zawsze było na „maksa” (śmiech). I tak było ze wszystkim, co robił. Także nasze wyjścia na szlaki w wysokich górach były na „maksa”. On to lubił. Lubił takie ekstremalne zdarzenia w życiu, wysoki poziom adrenaliny.

- Mówisz o bardzo dobrych relacjach z tatą. A jak było w domu? Czy dużo rozmawialiście wieczorami?

- Tak, ale nie były to tylko rozmowy wieczorne. Te rozmowy brały początek np. ze wspólnego wyjścia do kina czy obejrzenia wiadomości. Rozmawialiśmy na temat kształtu Polski - w którą stronę powinien pójść polski rząd. Podczas pogrzebu prof. Wysocki powiedział, że mój tata „był chory na Polskę”. Rozmowy polityczne dotyczyły tego, co się działo i - ostatecznie - nie było korzystne dla Polski. Tata często powtarzał, że Polska nie może być dłużej krajem straconych szans. Później po kolei wymieniał te stracone szanse. Dużo też rozmawialiśmy na tematy rodzinne, podsumowywaliśmy różne czasy, na przykład czas rozstania - kiedy tata był zamknięty na pięć lat, a dostał wyrok dziesięciu lat. Dziś uświadamiam sobie, że jeszcze za mało rozmawialiśmy. Kiedy kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się o decyzji odejścia z tronu Piotrowego papieża Benedykta XVI - w pierwszej chwili pomyślałem, żeby zadzwonić do taty… Tak u nas było, że kiedy działo się coś nowego, to tata dzwonił do mnie i wymienialiśmy się pierwszymi uwagami na gorąco - od razu przez telefon. I tych rozmów teraz rzeczywiście brakuje…

- A jak zapamiętałeś ostatnie spotkanie?

Reklama

- Nasze ostatnie spotkanie to był wspólny obiad w jego ulubionej restauracji na Starym Mieście. Właściwie głównym celem spotkania były zdjęcia do jego nowej książki, która poświęcona była Wiktorii Wiedeńskiej. Robiliśmy zdjęcia m.in. kościoła Ojców Kapucynów na ul. Miodowej, gdzie jest złożone serce Jana III Sobieskiego. I pamiętam, że robiłem zdjęcia z poziomu ulicy (śmiech). Bardzo trudno było objąć w kadrze cały front kościoła. Wielokrotnie tak było, że brałem aparat - tym razem pożyczyłem aparat od mojego kolegi, bo był lepszy - miał go też tata ze sobą w Tatrach… Ja leżałem na ziemi (śmiech), nade mną stał tata, który pytał, czy aby na pewno mam w kadrze to i to… „I zrób na wszelki wypadek jeszcze dziesięć takich zdjęć, żeby chociaż jedno wyszło dobrze” (śmiech). Tata zazwyczaj nie miał kalendarza ułożonego „na sztywno”, bo ciągle coś się działo - albo był jakiś telefon, albo jakieś spotkanie… Później mieliśmy jeszcze gdzieś jechać, robić zdjęcia, ale uznaliśmy, że to już odłożymy na później. To było nasze ostatnie spotkanie.

- Po tym spotkaniu jeszcze rozmawialiście przez telefon?

- Rozmawiałem z tatą przez telefon dwa razy. Raz w sobotę, drugi raz we wtorek - tamta rozmowa trwała półtorej godziny. W telefonie miałem zaznaczoną godz. 9.35. Jechałem wtedy odwieźć syna do przedszkola, stałem w korku i pomyślałem, że zadzwonię do taty. Był w świetnym humorze i kondycji. Mówił, że widoki są piękne, że jest superpogoda, i że w ogóle jest chyba dziś pierwszy na Świnicy. Nic nie zapowiadało tego wypadku. Przynajmniej w tamtej rozmowie nic nie wskazywało na to, że źle się czuje.

- Co jeszcze mówił?

- Mówił, że jest świetny widok ze szczytów, choć są jeszcze chmury poniżej. Mówił, że w tym momencie miał właśnie schodzić, ale z tej okazji, że zadzwoniłem, to jeszcze sobie usiadł.

- Filipie, nieraz byłeś z tatą w górach. Jak mógł wtedy rozpocząć się dzień Twojego taty?

Reklama

- Rok wcześniej - w sierpniu 2011 r. byliśmy w górach we trzech razem z moim - wtedy trzyletnim - synem Frankiem. Nosiłem synka w nosidełku na plecach. Wstawaliśmy o 6.00, stąd jakby moja pewność, jak wyglądał jego dzień. Myślę, że zrobił sobie kawę, umył zęby i wyszedł do kolejki. Kiedy byliśmy razem w górach, to też wstawaliśmy rano, piliśmy herbatę czy kawę, ubierałem Franka i szliśmy do kolejki. Przeszliśmy tę trasę, z której tata spadł.

- Mówisz o wyprawie, z której zdjęcia były publikowane z mediach po śmierci Twojego taty. Czy tamto miejsce ze zdjęć było gdzieś w pobliżu miejsca, z którego spadł prof. Szaniawski?

- To zdjęcie, o którym mówimy, było na Zawracie. Czyli jakieś 300-500 m od tego miejsca, z którego tata spadł. Nie byłem jeszcze w tamtym miejscu, bo najpierw po śmierci taty było wiele obowiązków tutaj, później dość szybko popsuła się pogoda, zaczął padać śnieg.

- W jaki sposób dowiedziałeś się, że tata nie żyje?

- Byłem poza Warszawą. Myślałem, żeby jechać od razu do Zakopanego. Było też kilka telefonów, próba weryfikacji na policji i w TOPR. Wsiadłem do samochodu, chciałem tam jechać, ale zadzwoniłem do mamy. Mama była wtedy w Olsztynie. Poprosiła, żebym przejechał przez Warszawę. Razem pojechaliśmy do Zakopanego. Dojechaliśmy o godz. 5, a o godz. 7 byliśmy umówieni na komendzie policji. Pojechałem potwierdzić tożsamość zwłok…

- Masz takie momenty, że w myślach rozmawiasz z tatą?

- Tak, często rozmawiam w myślach z tatą. Jeśli chodzi o tę stronę bardziej prywatną - była to bardzo fajna relacja dorosłego syna z dojrzałym człowiekiem. Mógłbym to nazwać męską szorstką przyjaźnią. To było wspaniałe. I tego rzeczywiście bardzo brakuje.

Reklama

- Józef Szaniawski bardzo dużo pisał...

- Pierwsze, co po nim zostało, to teksty. W ciągu ostatnich lat wiele publikował. Bardzo dużo pisał i na szczęście dużo zostawił po sobie. Jego książki historyczne są jednocześnie zbiorem jego myśli. I to jest pewnego rodzaju testament. Jego książki są w dalszym ciągu popularne. Nie chodzi tutaj tylko o najbliższy czas po śmierci, bo w dalszym ciągu są chętnie kupowane.

- Teraz pracujesz w Izbie Pamięci Pułkownika Kuklińskiego. W jaki sposób traktujesz tą pracę?

- Zmagania mojego taty z przedłużeniem czci pamięci płk. Kuklińskiemu bardzo długo spotykały się z dezaprobatą, podobnie jak cała opowieść o misji płk. Kuklińskiego. I to, że powstało to muzeum - ta skromna Izba Pamięci - przy wielu przeciwnościach, było jego wielką zasługą. Stąd też moja „walka”, żeby to utrzymać. Traktuję to jako podstawową działalność założonej przeze mnie Fundacji im. Józefa Szaniawskiego. To muzeum musi działać, bo po pierwsze - jest świadectwem misji płk. Kuklińskiego, a po drugie - jest świadectwem ogromnego trudu Józefa Szaniawskiego. Trudu w walce o prawdę.

2013-09-09 15:52

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Muzeum ciągle żywe

Niedziela Ogólnopolska 48/2012, str. 31

[ TEMATY ]

Szaniawski

muzea

Kukliński

MAGDALENA KOWALEWSKA

Przemawia Filip Frąckowiak, dyrektor Izby Pamięci płk. Kuklińskiego

Przemawia Filip Frąckowiak, dyrektor Izby Pamięci płk. Kuklińskiego

Na warszawskim Starym Mieście (ul. Kanonia 20/22) mieści się mała, ale arcyważna dla historii i tożsamości Polaków Izba Pamięci płk. Kuklińskiego. Wiele osób myśli, że od momentu tragicznej śmierci jej założyciela dużo się tutaj zmieniło. Pojawiają się pytania o przyszłość tego muzeum oraz czy wciąż jest otwarte. Tak, jest otwarte. Józef Szaniawski nie żyje, ale jego wielkie dzieło nadal tętni życiem

Od chwili powstania Izby Pamięci płk. Kuklińskiego muzeum to odwiedziło ok. 35 tys. osób, w tym wielu dyplomatów, wojskowych czy przedstawicieli Polonii. Tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, od momentu kiedy obowiązki dyrektora po Józefie Szaniawskim przejął jego syn Filip Frąckowiak, miejsce to zwiedziło ok. 1,5 tys. osób. Przychodzą tutaj różni ludzie: młodzież licealna, studenci, rodziny z dziećmi, osoby starsze, a także wszyscy ci, którzy wiernie noszą w sercach zasługi płk. Kuklińskiego, bohatera Polski i Ameryki, który dzięki zdobyciu supertajnych planów Armii Czerwonej i przekazaniu ich Stanom Zjednoczonym uchronił Polskę i świat przed III wojną światową. Nie brakuje również przypadkowych turystów polskich i zagranicznych. W ostatnim czasie Izba Pamięci płk. Kuklińskiego gościła: Niemców, Szwedów, Holendrów, a nawet Rosjan.
CZYTAJ DALEJ

Karol Nawrocki w Pradze opowiedział się przeciwko centralizacji UE

2025-11-24 17:47

[ TEMATY ]

Unia Europejska

Czechy

sprzeciw

Praga

Prezydent Karol Nawrocki

centralizacja

PAP

Prezydent Karol Nawrocki w Pradze

Prezydent Karol Nawrocki w Pradze

Prezydent Karol Nawrocki przedstawił w poniedziałek na Uniwersytecie Karola w Pradze swój program dla Unii Europejskiej, sprzeciwiający się procesowi centralizacji UE. Opowiedział się za zniesieniem stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej; wskazał też na potrzebę zmian w systemie głosowania w Radzie UE.

Nawrocki wygłosił w poniedziałek na Uniwersytecie Karola w czeskiej Pradze wykład o przyszłości Unii Europejskiej i próbach jej centralizacji, której jest przeciwnikiem. Prezydent wezwał do odrzucenia takich projektów. W ocenie Nawrockiego proces centralizacji doprowadziłby do pozbawienia krajów członkowskich, „z wyjątkiem dwóch największych”, suwerenności oraz do osłabienia systemów demokratycznych. Według głowy państwa polskiego możność przegłosowania krajów członkowskich na forum UE oznaczałaby odebranie im roli „panów traktatów”.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: włoski dyrygent laureatem Nagrody Ratzingera 2025

2025-11-24 20:38

[ TEMATY ]

Watykan

laureat

włoski dyrygent

Nagroda Ratzingera

Riccardo Muti

Vatican Media

Słynny dyrygent włoski Riccardo Muti

Słynny dyrygent włoski Riccardo Muti

Komitet Naukowy i Rada Administracyjna Fundacji Watykańskiej im. Josepha Ratzingera-Benedykta XVI z radością ogłaszają, że Ojciec Święty Leon XIV zatwierdził przyznanie Nagrody Ratzingera 2025 dyrygentowi Riccardo Mutiemu. Wręczenie nagrody przez Ojca Świętego odbędzie się po południu 12 grudnia, podczas koncertu bożonarodzeniowego dyrygowanego przez samego Maestro Mutiego w Auli Pawła VI - czytamy w komunikacie opublikowanym w Watykanie.

Komitet Naukowy i Rada Administracyjna Fundacji Watykańskiej im. Josepha Ratzingera-Benedykta XVI przypomina, że wysoka wartość artyzmu Maestro Mutiego jest powszechnie uznawana, a za jego szczerego wielbiciela uważał się także Benedykt XVI. Ze swojej strony Maestro odwdzięczył się za to wielokrotnymi osobistymi wyrazami uwagi i sympatii, także wówczas gdy papież Benedykt, po rezygnacji z kontynuowania pontyfikatu przebywał w klasztorze „Mater Ecclesiae”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję