Anna Bensz-Idziak: - Kiedy po raz pierwszy zobaczyła Pani ośrodek w Długiem?
Aleksandra Nowak: - Pierwszy raz znalazłam się tu w 1998 r. W czasie wakacji ks. Henryk Grządko i ja byliśmy z dziećmi ze świetlic w Długiem. Poszliśmy kiedyś zwiedzić miejscowość i ktoś nam powiedział, że jest tam taki zaniedbany ośrodek, który stoi pusty. Spacerkiem przyszliśmy tutaj. Jak dziś pamiętam - weszliśmy na teren ośrodka przez dziurę w płocie. Rzeczywiście był bardzo zaniedbany. To nie była długa wizyta, bo ktoś, kto tu pilnował, wygonił nas, ale obiekt się nam spodobał. Potem się okazało, że o ten ośrodek starał się Augustyn Wiernicki z ramienia Stowarzyszenia Pomocy Bliźniemu im. Brata Krystyna, który wystąpił z wnioskiem do gminy o przekazanie ośrodka. Tak się też stało.
- Dostaliście wielki zdewastowany obiekt i co dalej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Dalej to nie wiedzieliśmy, co mamy robić. W stołówce gnieździły się jaskółki, budynki były zdewastowane, nadpalone i okradane. Ale mieliśmy wspaniałą młodzież, z którą wiosną i latem przyjeżdżaliśmy tutaj, by robić porządek, pracowaliśmy wtedy do drugiej, trzeciej nad ranem. Zapał towarzyszył nam ogromny, bo postanowiliśmy, że w wakacje zrobimy tu kolonie. Do zamieszkania dla kolonistów nie nadawał się właściwie żaden pawilon, chcieliśmy postawić namioty, udało się doprowadzić do porządku kuchnię i stołówkę. I udało się - zorganizowaliśmy kolonie. To była nieduża grupa i wspominam ten czas bardzo dobrze. Dzieci wyjechały bardzo zadowolone. Tak pomału się zaczęło - remonty, zabezpieczanie dachów i powoli remontowaliśmy pawilon po pawilonie.
- Po 10 latach budynki zostały wyremontowane, a teren atrakcyjnie zagospodarowany.
- Powoli myślimy już o powtórnych remontach. W planach mamy dalszy remont kuchni i stołówki. Wybudowaliśmy kompleks boisk sportowych - boisko wielofunkcyjne o sztucznej nawierzchni, dwa boiska do siatkówki plażowej, dwa boiska do piłki nożnej o nawierzchni trawiastej. Jest też amfiteatr ze sceną i trybunami na 1400 miejsc, plac do rekreacji przy ognisku z ławeczkami, plac do zabaw ruchowych. Terenu mamy dużo, bo do utrzymania jest ponad 10 hektarów, mamy też różne plany, ale zobaczymy, co nam z tego wyjdzie.
- „Gniazdo Białego Orła” - skąd wzięła się taka właśnie nazwa ośrodka kolonijnego?
- Nazwaliśmy tak nasz ośrodek, dlatego że program kolonijny, który jest tu realizowany podczas wakacji, ma charakter historyczny. Zaczynając od Mieszka I, uczymy dzieci historii, polskości, wartości, dzieci poznają, że Polska była tu zawsze.
- Kto do Was przyjeżdża?
Reklama
- Z wypoczynku w naszym ośrodku najczęściej korzystają dzieci z uboższych rodzin, które przebywają tu na koloniach, obozach i biwakach. Wypoczywają tu dzieci ze świetlic prowadzonych przez Stowarzyszenie im. Brata Krystyna, z Caritas Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej. Nawiązaliśmy kontakt m.in. z klubem sportowym z Warszawy, przyjeżdżają szachiści, salezjanie, dzieci z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Organizacji Wiejskich, bardzo często swoje grupy parafialne przywożą tu księża. Odwiedzają nas również prywatni turyści, korzystający z części hotelowej, którzy przyjeżdżają do nas z całej Polski.
Wiosną i jesienią na terenie ośrodka odbywają się u nas m.in. zielone szkoły, organizujemy również imprezy okolicznościowe, spotkania integracyjne, konferencje tematyczne, szkolenia, warsztaty terapeutyczne i grupy wsparcia dla trzeźwych alkoholików i ich rodzin, programy rekreacyjno-edukacyjne dla osób niepełnosprawnych, zgrupowania sportowców, wiosenne i jesienne biegi przełajowe wpisane do Ogólnopolskiego Kalendarza Imprez Biegowych i zaliczane do Grand Prix Województwa Lubuskiego. Co roku przez nasz ośrodek przewija się ok. 2 tys. osób. Przez te 10 lat wypoczywały u nas dzieci i młodzież z terenu całej Polski, a także z Ukrainy, Białorusi, Uzbekistanu, Litwy, Gruzji i Niemiec. Dzieje się tu bardzo dużo, więc na brak pracy nie narzekam…
- Prowadzicie tu również schronisko dla bezdomnych.
- Tak, jest to całoroczna praca. Obecnie w ośrodku mieszka 10 bezdomnych mężczyzn, zimą jest ich trochę więcej, ale gdy przychodzi wiosna, to odchodzą w Polskę. Dążymy do tego, by przywrócić ich do życia w społeczeństwie i częściowo się to udaje. Staramy się też łączyć rodziny, jeśli się gdzieś w życiu pogubiły, i nawiązujemy kontakty z dziećmi naszych podopiecznych. Przyjechali niedawno do swojego ojca dwaj dorośli panowie, którzy wypoczywają tu, i na nowo się poznają. Pracuję tutaj jako wolontariusz, nawet swojego męża namówiłam i teraz razem ze mną pracuje.
- Jest tu Pani w Długiem od 10 lat. Co skłoniło Panią do takiego zaangażowania?
- Kiedyś w swoim młodym życiu myślałam, że kiedy skończę pracę zawodową, to na pewno nie usiądę, że będę starała się pomagać ludziom. Z zawodu jestem pielęgniarką, więc niesienie pomocy było zawsze moim powołaniem i tak mi zostało. Chciałam dać coś od siebie, coś po sobie zostawić. Zaczęło się od tego, że prowadziłam w Gorzowie świetlicę dla dzieci i w momencie, kiedy przeszłam na wcześniejszą emeryturę, postanowiłam tu przyjechać i zostać w ośrodku. Pracuję tutaj jako wolontariusz i staram się pomagać jak potrafię.
Ten ośrodek jest mi bliski. Tam, gdzie była ta słynna dziura w płocie, jest teraz furtka… Cieszę się, gdy widzę, że można coś dla kogoś zrobić, że ludzie z tego korzystają. Mam jeszcze takie marzenie, żeby rozpocząć budowę kościoła, bo kapliczka w sezonie letnim jest za mała. Przyjdzie moment, że będę musiała stąd odejść, ale chyba się udało i coś po mnie tu zostanie.
Ośrodek Kolonijny Sportowo-Wychowawczy, ul. Turystyczna 14, Długie, 66-500 Strzelce Krajeńskie, tel. (0-95) 763-68-88,